Seo tools

www.szukamywas.pl - Forum dyskusyjne: Iwona Wieczorek (Data zaginięcia: 2010/07/17)
Maj 23 2025 03:16:39
Nawigacja
· Start
· Forum
· Regulamin
· Plakaty do pobrania
· Pinterest
· Kanał Youtube
Aktualnie online
· Gości online: 1

· Użytkowników online: 0

· Łącznie użytkowników: 138
· Najnowszy użytkownik: aga__0145
Zobacz temat
 Drukuj temat
Iwona Wieczorek (Data zaginięcia: 2010/07/17)
elin
7 lat temu....
http://magazyn.wp...lub-martwa
 
nick60
Tyle lat... niech się to wreszcie wyjaśni.
 
hermelina
http://wiadomosci...6&c=96
Niby żaden news i postęp, ale po analizie akt wznowili "poszukiwania", oby tym razem skutecznie...

Przez kilkanaście najbliższych dni policjanci będą prowadzić kolejną serię poszukiwań śladów po zaginionej przed laty Iwonie Wieczorek - informuje trójmiejska "Wyborcza".
Według gazety działania kilkudziesięciu funkcjonariuszy skupią się przede wszystkim na nadmorskim parku im. Reagana w Gdańsku. To właśnie tam Iwona Wieczorek była widziana po raz ostatni przed zaginięciem w 2010 roku. Tym razem śledczy i policjanci będą przeczesywać teren z wykorzystaniem specjalnego georadaru.

Policja zapewnia, że poszukiwania dziewczyny nigdy tak naprawdę nie zostały przerwane. - Przeprowadzona została kolejna analiza akt sprawy, wykazała potrzebę podjęcia ponownych czynności w miejscu, gdzie zaginiona była widziana ostatni raz - mówi "Wyborczej" podkom. Michał Sienkiewicz, rzecznik komendy wojewódzkiej w Gdańsku.

Czytaj więcej na Trójmiasto.wyborcza.pl

Iwona Wieczorek - tajemnicze zniknięcie

19-letnia wówczas Iwona Wieczorek zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku w Gdańsku. Tamtego wieczoru dziewczyna bawiła się w jednym z sopockim klubów. Po kłótni z koleżanką zdecydowała się sama wrócić do domu. Od tamtej pory ślad po niej zaginął. Mimo umorzenia sprawy przez prokuraturę, policja wciąż bada sprawę.
Edytowane przez hermelina dnia 04-09-2017 18:16
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
 
kaktus
życzę Matce tej dziewczyny, żeby w końcu Ją znaleziono.
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
 
hermelina
No, ja też... Ale im bardziej patrzę, jakie to wszystko jest chaotyczne, tym bardziej dopada mnie ponure wrażenie, że to wznowienie poszukiwań jest tylko po to, żeby znowu wszyscy nie mówili, że policja nic nie robi... Bardzo życzę mamie Iwony, żeby w końcu ją znaleźli, ale.. jakoś tak wątpię, że to się uda. Dobrze, że ten koleś z e-reportera ciągle wraca do tematu, co prawda jakoś go nie darzę zaufaniem w tym sensie, że to chyba też jakiś wizjoner-oszołom, niemniej jednak w jakimś stopniu dzięki niemu o sprawie cały czas jest głośno i chwała mu za to. Czytałam wczoraj w necie o różnych zaginięciach na Pomorzu, głównie w latach 90, to jest jakaś makabra...
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
 
hermelina
Gazeta twierdzi, że dzięki poznaniakom jest szansa na przełom, oby!
http://trojmiasto...?es=off#MT

Ponad 20 osób zgłosiło się ostatnio na policję, po opublikowaniu wizerunku człowieka z ręcznikiem, w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek. W piątek policja przeprowadzi prace odkrywkowe przy użyciu koparki w kilkunastu miejscach gdańskiego parku im. Ronalda Reagana - dowiedziała się "Wyborcza Trójmiasto".
W działania poszukiwawcze włączyli się policjanci z Poznania oraz z Komendy Głównej Policji. Najpierw teren będzie sprawdzany przy użyciu wykrywaczy metali, potem ziemia zostanie nakłuta szpikulcem. Następnie wejdą przewodnicy z psami wyszkolonymi do wyszukiwania zwłok.

Gdy psy zakończą pracę, w wytypowanym sektorze pojawi się biegły sądowy z georadarem. Jeżeli wskaże on teren do sprawdzenia, na miejscu będzie pracować koparka.

– Jesteśmy w trakcie sprawdzania 14 hektarów parku im. Ronalda Reagana przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu. Do tej pory przeszukaliśmy już 25 wyznaczonych sektorów, teraz wytypowaliśmy kilkanaście nowych – mówi nam podkom. Michał Sienkiewicz z biura prasowego KWP w Gdańsku.

W trakcie poszukiwań sprawdzany teren jest nanoszony na mapę, a każdy uczestnik ma ze sobą tzw. tracker GPS, czyli lokalizator oznaczający na mapie drogę poruszania się i sprawdzania terenu.

– To niezbędne podczas przeszukań tak dużego obszaru – dodaje Sienkiewicz. – Prace będą prowadzone przynajmniej przez kilka tygodni, jeśli nie miesięcy.

Zabił ktoś przypadkowy?
Poszukiwania zostały wznownione w poniedziałek, 4 września, przeszło siedem lat po zaginięciu Iwony Wieczorek. To efekt nowych ustaleń poznańskich „łowców głów", do których zwrócono się, by przeanalizowali kilkadziesiąt tomów akt sprawy.

"Łowcy" to działający od 15 lat zespół najbardziej doświadczonych funkcjonariuszy. Ścigają najgroźniejszych przestępców, schwytali m.in. Kajetana P. i doprowadzili do zatrzymania szefa mafii wnuczkowej – Arkadiusza Ł., pseudonim „Hoss".

Radio RMF FM twierdzi, że według analizy poznańskiej grupy Iwonę Wieczorek miał zabić przypadkowy człowiek, który potem zakopał jej ciało w lesie.

Ponad 20 osób skontaktowało się z policją
By przyspieszyć śledztwo, dzień po wznowieniu poszukiwań pomorska policja opublikowała nagranie z gdańskiego klubu Banana Beach. Widać na nim wychodzącego „mężczyznę z białym ręcznikiem”.

To ten sam, który 17 lipca 2010 roku szedł za 19-latką w noc jej zniknięcia. Wraz z publikacją policja zaapelowała o kontakt osoby, które rozpoznają na nagraniu siebie lub innych. Apelowano też do dwóch rowerzystów, których wizerunki znajdują się na monitoringu z nadmorskiego deptaka. To tam zaginiona była widziana po raz ostatni.

Po upublicznieniu filmu z policją skontaktowało się już ponad 20 osób.

– Wszystkie zgłoszenia są dokładnie weryfikowane przez policjantów pracujących nad tą sprawą – mówi nam podkom. Michał Sienkiewicz. – Dla dobra śledztwa nie chcemy na razie mówić o szczegółach przekazywanych nam informacji.

Kontakt z autorką:
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
 
kaktus
matko i córko- dyć oni ten park przeryli już wzdłuż i wszerz parę lat temu. co mają zamiar znaleźć nowego? po za tym -przypadkowy człowiek? a skąd miałby łopatę skoro przypadkowy niby? bo niby wg nich zakopana jest, tak? to się jakoś dla mnie kupy nie trzyma :/
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
 
hermelina
jestem sceptyczna z tych samych powodów Wink
no ale oby coś się ruszyło, tonący brzytwy się chwyta.. może w końcu będzie PRZEŁOM, tak bardzo bym chciała...
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
 
elin
Też jestem sceptyczna, ALE z drugiej strony czy nie było podobnie z Asią Surowiecką? Że zabił ją przypadkowy mężczyzna, który dopiero wieczorem przyszedł zakopać zwłoki?
 
hermelina
Prawda! Jakoś tak męczy mnie sprawa Iwony, jak pewnie wielu innych ludzi, bo to jest przerażające, jak człowiek się rozpływa, jest i go nie ma, i mimo różnych działań, tak ogromnego nagłośnienia medialnego po tylu latach nic.. :/ Więc może teraz COŚ... Jako matka nawet nie wyobrażam sobie, co musi czuć mama Iwony, bezpośrednio po zaginięciu, przez te wszystkie lata i kiedykolwiek. Serce pęka Sad
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem.
 
sabinanikola1
Prywatni detektywi z agencji Lampart opublikowali wczoraj na YouTubie nagranie, w którym prezentują "nowy" trop ws. tajemnicy zaginięcia 19-latki z Gdańska. Według oświadczenia Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, materiały te są "powieleniem informacji, które znalazły się w analizie sporządzonej w 2015 roku przez Policję".

Pod nagraniem udostępnionym przez Grupę Lampart na stronie You Tube umieszczono informację, że materiał powstał na podstawie pracy agencji i "osiągniętych rezultatów": "W dniu 26.10.2017 zakończyliśmy pracę, której efektem jest przedstawiony niżej materiał, dotyczący sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek, którą od ponad 7 lat żyła cała Polska. Niniejszym - ze względu na wciąż umorzone śledztwo i ponowne zakończenie poszukiwań przez Policję - ujawniamy osiągnięte rezultaty, niezbadany dotąd monitoring i nasze analizy, które obrazują przebieg wydarzeń".

Agencja Detektywistycznej Lampart przekazała do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku materiały, które stały się podstawą wspomnianej publikacji. Materiały te nie były własną analizą agencji, lecz zostały jej przekazane anonimowo.
"Szczegółowa analiza treści przekazanych materiałów wykazała, że jest ona powieleniem informacji, które znalazły się w analizie sporządzonej w 2015 roku przez Policję" - czytamy w oświadczeniu Prokuratury. - "Wszystkie okoliczności przedstawione w przesłanych materiałach zostały zweryfikowane i nie doprowadziły do ustalenia związku wskazywanych osób z zaginięciem Iwony Wieczorek".
http://wiadomosci...=onetsg_fb
Edytowane przez elin dnia 17-07-2020 21:27
 
Mat
Iwona Wieczorek przepadła bez śladu w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. We wtorek media obiegła informacja, że chociaż sprawa miała być już umorzona, zajęła się nią wreszcie Prokuratura Krajowa.

- To wielka szansa. Z doświadczenia wiemy, że gdy sprawę prowadzą miejscowi, czasem wolą czegoś nie zauważyć i zamieść pod dywan. Prokuratura Krajowa na pewno znajdzie w tej układance coś ciekawego, o ile już tego nie znalazła - zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską prezes fundacji "Na Tropie" i dziennikarz śledczy Janusz Szostak, który od dawna zajmuje się sprawą.

Rzecznik Prokuratury Krajowej Ewa Bialik dementuje jednak częściowo doniesienia mediów. Przyznaje nam, że prokuratura analizuje akta, ale po pierwsze robi to już od dawna, a po drugie jest to standardowa procedura.

- Uznano, że sprawa Iwony Wieczorek, w której nie ustalono, co stało się z pokrzywdzoną i podjęto decyzję o jej umorzeniu, powinna zostać zbadana w Prokuraturze Krajowej pod kątem kompletności materiału dowodowego - mówi nam Bialik.

Co ciekawe, analiza ma zostać zakończona już w okresie wrzesień/październik 2018 roku. Prokuratura nie zdradza jednak, czy ujawni wtedy jakieś nowe informacje.

Iwona Wieczorek jak Iwona Cygan?
- Chyba jako jedyny dziennikarz przeczytałem całe akta tej sprawy i mam pewne podejrzenia i wnioski. W tych dokumentach są ciekawe wątki. A przecież nie miałem nawet dostępu do wielu nagrań, materiałów dowodowych czy treści intymnych. Jeśli Prokuratura Krajowa dokładnie się temu przyjrzy, szybko wrócimy na właściwe tory - zapewnia Janusz Szostak.

W rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że podobnie wyglądało śledztwo ws. Iwony Cygan. Dopiero po pełnym zaangażowaniu śledczych z centrali organów ścigania, ujawniono tam szokujące przestępstwa miejscowych policjantów.

- Nie twierdzę, że tu też zamieszani są policjanci, ale nie jest tajemnicą, że chodzi o półświatek biznesmenów, organów porządkowych i pracowników wymiaru sprawiedliwości - zaznacza Szostak.

Iwona Kinda-Wieczorek: najgorsze co może być, to umorzenie sprawy. Matka Iwony Wieczorek podkreśla, że każde zaangażowanie prokuratury w sprawę jej córki, bardzo ją cieszy. Wciąż ma nadzieję, że śledztwo nie jest jeszcze przegrane.
- Ostatnio nikt się ze mną nie kontaktował. Ale najgorsze, co może być, to umorzenie sprawy i przyznanie, że tego nie da się wyjaśnić. Co ja wtedy zrobię? Bardzo się martwię, żeby tak się to nie skończyło - przyznaje nam Iwona Kinda-Wieczorek.

Rozumie, że prokuratura nie chce zdradzać publicznie swoich ewentualnych postępów w śledztwie. Ma jednak nadzieję, że jeśli pojawi się chociaż mała szansa na wyjaśnienie, co stało się z jej córką, przynajmniej ona zostanie o tym poinformowana.

Tajemniczy mężczyzna z ręcznikiem
Gdy w lipcu 2010 roku Iwona Wieczorek wyszła z klubu Dream Club w Gdańsku, pieszo ruszyła w stronę domu. Szła nadmorską promenadą w kierunku Brzeźna.

Miała na sobie dwubarwny strój, a w ręku trzymała buty i torebkę. Ślad po niej urywa się o godz. 4:12, gdy miejski monitoring zarejestrował, jak dziewczyna przechodziła w okolicy wejścia na plażę numer 63
https://wiadomosc...820782721a
Edytowane przez elin dnia 17-07-2020 21:30
 
elin
Myślicie, że kiedyś to wyjaśnią? Jeśli tak, to pewnie okaże się, że "najciemniej pod latarnią".
 
nick60
Kamery monitoringu zarejestrowały również nieoznakowany radiowóz. Wcześniej nie słyszałem o tym.
I oczywiście w aktach sprawy nie ma zeznań tych policjantów.
Podobno najbardziej podejrzany jest ten, kto ostatni widział ofiarę...
 
Mat
Podobno zwykle rozwiązanie kryje się w pierwszym tomie akt. Więc może kiedyś prawda wyjdzie na jaw...
 
nick60
Info z 17.12.2018
"Będą kolejne poszukiwania ciała Iwony Wieczorek w Gdańsku - dowiedzieli się reporterzy RMF FM Kuba Kaługa i Paweł Balinowski. Kobieta zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Policja zacznie poszukiwania we wtorek rano."

RMF
Edytowane przez nick60 dnia 18-12-2018 04:50
 
nick60
Niestety nadal nic.
"Aktualizacja godz. 16:10 Poszukiwania w lesie w okolicy ul. Spacerowej zostały już zakończone. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że najprawdopodobniej w tym miejscu nie będą one już kontynuowane."

www.trojmiasto.pl
 
elin
Sad kolejny rok bez przełomu
 
nick60
"Rozmowa z Markiem Siewertem, byłym analitykiem Komendy Głównej Policji, który pracował nad sprawą Iwony Wieczorek"
Ma pan na koncie wiele głośnych spraw związanych z zabójstwami. Większość z nich udało się rozwiązać.

Kilka tych spraw rzeczywiście w życiu zrobiłem. I do tej pory się jakoś nie myliłem. Między innymi była to sprawa zabójstwa w 2000 roku czterech bezdomnych w Warszawie na Koziej Górce czy zabójstwo w 2001 roku czwórki pracowników filii Kredyt Banku przy ulicy Żelaznej w Warszawie. Wie pan, jak się ze mnie wyśmiewali przy Kredyt Banku. To nigdy by nie wyszło. Gdy powiedziałem, że dokonała tego grupa ochroniarska, kazano mi ‒ podobnie jak z Iwoną Wieczorek ‒ szybko zamknąć sprawę. Już miałem to kończyć, ale akurat dokumenty wzięli badacze pisma świętego, jak to mówimy o ludziach z Komendy Głównej. Pojechałem tam wtedy, by tę sprawę odebrać, i dostałem reprymendę od tego, który to sprawdzał, że niby nie mam racji. Ponieważ tym ochroniarzom siedem osób daje alibi. Ja na to: „Panie, jak im tyle osób daje alibi, to nic nie znaczy”. On wpadł w jakąś paranoję i mówi, że mam to zakończyć. Tak by pewnie się stało, ale tego samego dnia miałem zaplanowane spotkanie ze świadkiem. Mówię: „Przesłuchamy jeszcze tę osobę i zamykamy sprawę”. Był to krewny jednego z tych ochroniarzy, i ten krewny przyznał się, że palił ubrania i zacierał ślady. Dzięki ostatniej z wezwanych osób udało się wyjaśnić zbrodnię w Kredyt Banku.



Zajmował się pan także sprawą zabójstwa generała Marka Papały. Przypomnijmy krótko pańską rolę w tej sprawie.

Byłem osobą wiodącą, która pisała analizę tej sprawy, dwukrotnie zresztą. Za pierwszym razem zostałem wykpiony. W 2002 roku doszło wręcz do awantury podczas spotkania, na którym omawialiśmy naszą pracę. Bo analizę pisaliśmy we trzech. Zostaliśmy wręcz wyśmiani, że tworzymy niewiarygodną historię, która nijak ma się do rzeczywistości, bo przecież generała Papałę zabiły służby specjalne. Wszyscy się śmiali z trzech młodych policjantów, którzy rzekomo napisali głupoty. Nasi przełożeni wykreowali własną analizę i mieliśmy się pod nią podpisać. Ja tego nie zrobiłem. Powiedziałem, że napiszę odrębną. Stwierdziłem, że wnioski zawarte w ich analizie są mało wiarygodne. Czułem się wtedy niechciany, jakby mi mówili, abym się nie ośmieszał. Mimo że prokuratura nakazała wtedy, by policja wykonała czynności, które zaleciłem, nadzorujący tę sprawę prokurator Jerzy Mierzewski wydał polecenie, że nie wolno wykonywać żadnych moich zaleceń.

Jaka była pańska wersja tej zbrodni?

Moim zdaniem doszło do niej w wyniku kradzieży samochodu przez złodzieja, który zrobił wszystkich w konia i stał się świadkiem koronnym. Do czego ten niezbyt drogi samochód był mu potrzebny – to zupełnie inna para kaloszy. Faktem jest, że generała – moim zdaniem – zabił Igor Ł., pseudonim „Patyk”. Czy umyślnie, czy nie, w każdym razie to on jest winny. Zapewne zrobił to przypadkowo.

Sprawa zabójstwa generała Papały odbiła się na pańskiej karierze.

Tak naprawdę zniszczyłem sobie wtedy karierę policyjną. Jednak w 2008 roku po raz drugi zaproszono mnie do współpracy przy sprawie Papały, żeby jeszcze raz ją przeanalizować. Materiał był wówczas o wiele obszerniejszy. Wtedy, gdy napisaliśmy tę analizę, w sumie dwie – procesową i operacyjną – dopiero włożyłem kij w mrowisko. Do tego stopnia, że musiałem przejść na emeryturę. Czułem, że kariery w policji raczej już nie zrobię. Dopiero za trzecim razem, gdy Marek Dyjasz zaprosił mnie do siebie i powiedział: „Spróbuj jeszcze raz”, dostałem wolną rękę. Przy sprawie Papały Dyjasz zalecił, bym działał podobnie jak przy sprawie Kredyt Banku. No i po trzech miesiącach naszej pracy doszło do realizacji. Człowiek, który został świadkiem koronnym, powiedział, że gdyby go o to zapytano wcześniej, toby się przyznał do zbrodni.

O kim pan mówi?

Osobą tą był kolega „Patyka”, który wraz z nim był obecny na miejscu zabójstwa Papały – wtedy, gdy „Patyk” i „Majek” podchodzili do samochodu generała. To Robert P., który został świadkiem koronnym i zeznał na „Patyka”.



Inną głośną sprawą, którą pan się zajmował, i która od lat wywołuje wiele emocji, jest zaginięcie Iwony Wieczorek. Jak to się stało, że zaangażował się pan w wyjaśnianie tej zagadki?

W 2011 roku Marek Dyjasz, ówczesny dyrektor Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji, wydał mi polecenie, bym pojechał do Gdańska i zrobił analizę tej sprawy. Miałem jej się przyjrzeć i zainteresować tym, co już zrobiono. Na zasadzie pomocy funkcjonariuszom gdańskiej policji. Pojechałem tam wraz z kolegą z Biura Wywiadu Kryminalnego, który miał mi pomagać. Na początku zszokowało nas to, że zamiast szumnej grupy, która miała pracować przy Iwonie, sprawą zajmował się tylko jeden policjant. Co prawda miał on dużo siły i chęci, jednak sam niewiele mógł zdziałać. Przeczytaliśmy akta tej sprawy – część na miejscu, a część przesłano nam do Komendy Głównej.

Na co zwracał pan uwagę podczas lektury akt i badania materiału dowodowego?

Zabójstwa wykrywa się na zasadzie szukania szczegółów i eliminowania nieistotnych rzeczy. Jakby układało się puzzle. Dopasowujemy jeden element do drugiego. Z tym, że jeżeli jeden z puzzli nie zgadza się z drugim, to nie można go docinać, upychać na siłę. Bo jeśli tak zrobimy, nie da się rozwiązać sprawy.

Kto na początku był głównym podejrzanym?

W pierwszej wersji jej kolega Paweł P., z którym tej nocy poszła na dyskotekę w Sopocie. On niby chciał z nią być, ale z drugiej nie chciał. Interesował się wieloma kobietami, a Iwona była na zasadzie: uda się, to się uda, a jeśli nie, to nie. Podejrzewaliśmy tego mężczyznę, ale w ramach eliminacji faktów i ich analizy, między innymi sprawdzania billingów i temu podobnych działań, wyszło nam, że nie mógł tego zrobić. Nie tylko dlatego, że babcia z dziadkiem dawali mu alibi. Wykazała to analiza billingów dwóch telefonów komórkowych, które w owym czasie posiadał. W tej chwili nie potrafię tego panu przedstawić graficznie, bo to trzeba zobaczyć. Zresztą zakładaliśmy też, że osoba, która miałaby dokonać zabójstwa, nie wiedziała, jak Iwona może się zachować. Po kłótni wyszła z dyskoteki, ale nikt nie wiedział, jak zareaguje, co zrobi dalej. Mogła wyjść, oburzyć się i wrócić. Mogła też wyjść, spotkać kogoś znajomego i razem z nim pójść na piechotę. Albo jakąś okazją pojechać do domu. Mogła również skorzystać ze środków komunikacji miejskiej i wtedy ewentualny sprawca, który zamierzał zrobić jej krzywdę, nie miałby możliwości tego dokonać. Gdyby Paweł P. chciał to zrobić, nie mógł przewidzieć, jak postąpi Iwona. Gdzie i z kim będzie, że cały czas będzie szła na piechotę.

Nie dzwonił do niej, nie było połączeń?

To, że odbierał te telefony i na nie reagował, nie jest niczym nadzwyczajnym. Każdy z nas postąpiłby tak samo. Jeżeli leżę w domu na łóżku i dostaję od dziewczyny esemesa: „Zadzwoń, zadzwoń”, to ‒ mimo że jestem na nią obrażony ‒ i tak oddzwonię. Ale ona już wtedy nie odbierała.

Wytypował pan innego potencjalnego sprawcę z kręgu jej bliskich znajomych.

Dlaczego tak uparłem się w tych analizach na jej byłego chłopaka? Dlatego, że analizując zeznania jego i jego kolegów, znalazłem sporo sprzeczności. Podobnie jak w zeznaniach Katarzyny P. – koleżanki Iwony Wieczorek, która w środowisku uchodziła za pępek świata, łączyła praktycznie każdego z każdym. Przykładowo: idziemy ulicą, spotykamy kogoś, a Kasia mówi: „O, to jest mój przyjaciel”. Czyli była to osoba, która wszystkich zapoznawała. Mnie się wydawało, że cała ta sprawa ma źródło w wydarzeniach, do których doszło tydzień wcześniej – że właśnie tu tkwi cały sens. Również w weekend, po tej samej trasie, po takiej samej imprezie w Sopocie Iwona Wieczorek wraca z Kasią P. przez park Reagana. Wtedy dochodzi tam do awantury między jakimiś osobnikami. Iwona ich znała. Wtrąciła się w całą tę sytuację i przy okazji dostała po buzi, została pobita. Po tym zdarzeniu dzwoniła do różnych osób, część z nich była obecna tydzień później na ognisku urodzinowym w parku. Jedną z osób, do których zadzwoniła o godzinie 5.00, był Patryk G., jej kuzyn i były chłopak. Poskarżyła się, że została pobita przez jego kolegów. Ona mówi: „Pobili mnie twoi koledzy”. No to Patryk oczywiście ją ochrzania: „Po co się szlajasz po nocy?!”. Przy całej sytuacji obecna jest Kasia P., którą – pomimo moich zaleceń – przesłuchano dopiero po sześciu latach. Oczywiście na samym początku zostaje jakoś rozliczona, ale akurat nie na okoliczność, w jaki sposób doszło do pobicia. Czy to było pobicie? O co poszło i kto tam był? Po sześciu latach od zdarzenia twierdziła, że nic nie wie, nic nie pamięta.

Co wspólnego może to mieć ze zniknięciem Iwony?

Tydzień po pobiciu Iwona idzie tą samą drogą, tylko że sama – i nagle znika. Patryk G. zeznał, że w tym czasie siedział z dwoma kolegami gdzieś tam w głębi, w jednej z alejek parku na wprost Biedronki, czyli niedaleko swojego bloku. Rzekomo byli tam do godziny pierwszej. Potem się rozeszli. Tylko że w kolejnych zeznaniach pojawiają się inne elementy: „Siedzieliśmy w kilkunastu. Nie wiem, ilu nas było. Piliśmy, paliliśmy”. Zeznania się mieszają. Jednak ‒ jak okazało się w śledztwie ‒ telefon Patryka G. loguje się o godzinie pierwszej, drugiej, trzeciej, a nawet 3.37! Na różnych przekaźnikach w okolicach Sopotu oraz Gdańska. Z tym, że logowania pomiędzy przekaźnikami wskazywały jednoznacznie, iż nie mogli się przemieszczać na piechotę – przecież w ciągu trzech minut nikt nie zrobi w ten sposób czterech czy pięciu kilometrów. Ktoś powie, że zasada jest taka, że gdy jeden przekaźnik jest zajęty, sygnał łapie inny. Ale to był ranek, przekaźnik nie mógł być obciążony.

Jaki motyw miałby Patryk, by zabijać swoją byłą dziewczynę?

Wróćmy na moment na dyskotekę w sopockim Dream Clubie. Dlaczego Iwona Wieczorek była tej nocy zdenerwowana? Przecież na początku, na tych działkach, nieźle się bawiła. A potem w nocy – jak wszyscy mówili – złapała ją jakaś złość. O 1.02 dostała esemesa od Magdaleny T. Koleżanka napisała, że Patryk G. bawi się z jakimiś dziewczynami w Banana Beach na plaży w Jelitkowie. Ta wiadomość bardzo zdenerwowała Iwonę. Mimo ciągłych kłótni i rozstań tworzyli z Patrykiem parę, która w jakiś tam sposób jednak się kochała. Iwona była o niego bardzo zazdrosna, był dla niej kimś więcej niż chłopakiem. To jednak trochę chory związek, bo przecież byli kuzynami. W Dream Clubie Iwona tak naprawdę nie bawiła się z Pawłem zbyt dobrze. Zwłaszcza że spotkał on na dyskotece swoją przyjaciółkę Anię, która chyba bardziej mu się podobała. Iwona słabo czuła się w tej sytuacji. Była poirytowana. Postanawia po prostu iść na piechotę. Przy pierwszym wyjściu z lokalu jakoś się opanowała, natomiast przy drugim – postanawia już odejść definitywnie. Mając nadzieję, że po drodze spotka Patryka czy kogokolwiek znajomego. Liczyła pewnie na to, że pójdzie na ognisko, na które została zaproszona.

No i teraz następuje zderzenie różnego rodzaju sytuacji. Ona idzie o godzinie 3.00. Zaś Patryk po godzinie 3.00 pojawia się na przekaźnikach, nie śpi w domu. Na początku bardzo temu zaprzeczał, ale po którymś przesłuchaniu już mówi: „Rzeczywiście, złapał mnie pan na kłamstwie. Tak, nie poszedłem spać o godzinie pierwszej”. Jeden z jego kolegów miał samochód i jeździli nim. Musiał mieć coś do ukrycia.

Teraz taka mała dygresja: obserwując Pawła P. w czasie przesłuchania, wyczułem u niego duży luz. Taki, że trzeba mu było zwracać uwagę, by zachowywał się stosownie, bo jest w Komendzie Wojewódzkiej Policji. Natomiast Patryk w czasie przesłuchania był bardzo spięty. Jakby się czegoś bał.

Może miał coś innego, drobnego na sumieniu i obawiał się, że przy okazji przesłuchania to wyjdzie?

Nie wiem, ale myślę, że w tych okolicznościach nie miałoby to większego znaczenia. Dziwne, że dzień po zaginięciu Iwony Patryk wyjeżdża rzekomo z kolegami do Chałup. Jak się okazuje, jednak tam nie wyjechał. Wiemy, że jego połączenia nie logują się z Chałup. Cała sytuacja jest mało klarowna. Zauważyłem, że żaden z wątków rozpoczętych przez prowadzących sprawę, nie został zakończony. To błąd. Według mojej oceny wszystko wskazuje na Patryka, ale mogę się mylić. Uważam, że zaginięcie Iwony – jak już podkreślałem – ma związek ze zdarzeniem sprzed tygodnia. Że spotkała być może tę samą grupę kolegów Patryka.

Ale gdzie tu jest motyw? On ją kochał i miałby zabić?

Zajmowałem się sprawami, gdy ludzie bardzo się kochali, a jedno drugiego zadźgało nożem. Zatem nie ma żadnego znaczenia, czy Patryk ją kochał, czy też nie. Tu nie chodziło o motyw bezpośredni – że Patryk postanowił zabić Iwonę. Uważam, że było to zupełnie przypadkowe zdarzenie, które komuś wymknęło się spod kontroli. Być może ktoś uderzył ją zbyt mocno. Potem trzeba było rozwiązać problem, ukryć ciało.

Nie mógł tego zrobić przypadkowy przechodzień, facet z ręcznikiem, śmieciarz czy ktokolwiek inny?

To nieprawdopodobne. Na zabezpieczonym monitoringu widać, że Iwona na pewno nie szła nabrzeżem sama. Przemieszcza się tam wiele osób z psami, na rowerach, biegających, na spacerze, wracających z imprez. Ludzie siedzą na ławkach, jedzie ta nieszczęsna śmieciarka. Na ulicy Jana Pawła II jest tak samo – przemieszcza się tam masa ludzi. Gdyby ktoś zrobił Iwonie krzywdę, nie ma siły, by inni tego nie zauważyli. Jeśli czytał pan akta, to na pewno zauważył moją analizę z rozpiską wszystkich osób uchwyconych przez kamerę. Za Iwoną i przed nią szło tyle ludzi, że nie ma możliwości, by tam coś jej się stało i nikt tego nie zauważył. Proszę sobie wyobrazić, że Iwona Wieczorek idzie, trzyma torebkę, buty oraz telefon komórkowy i ktoś ją napada. Kobieta broni się, rzuca te rzeczy na ziemię. Sprawca ją dusi na oczach ludzi, ciągnie do lasu, a potem wraca na ścieżkę i zbiera to wszystko? No nie. To nie mogło być miejsce zbrodni.

Czemu zatem poszukiwany jest mężczyzna z ręcznikiem?

Gdyż mógł być świadkiem czegoś, co może przybliżyć śledczych do rozwiązania sprawy. Ale nie on jest zabójcą. Tak na marginesie: to nie ręcznik go wyróżnia. On ma charakterystyczny tatuaż – i właśnie to go wyróżnia, tłumaczyłem to policjantom z Gdańska. Ten mężczyzna nie ma nic do rzeczy, była tam masa innych ludzi. Każdemu można by przypisać zbrodnię, tyle że nie było to miejsce zbrodni.

Wobec tego, gdzie mogło dojść do zbrodni?

Przypomnę, że parę minut później na bulwarze pojawia się radiowóz i jego załoga też nic nie widziała. Wniosek jest prosty: Iwona Wieczorek musiała wejść w alejki prostopadłe do morza. Szła przez park Reagana i tam kogoś spotkała, wsiadła do czyjegoś samochodu ‒ tyle. Jednak też nie możemy mówić, że było tak na pewno. Dlatego że kamera przy Bacówce wyłapała ją tylko przypadkiem. Bowiem ta kamera, jak i inne w tym rejonie, chodziła w tak zwanym automacie. Gdyby kamera była w tym czasie odwrócona, nikt nawet by nie wiedział, że Iwona tamtędy przechodziła. Tak samo mogło być w innych miejscach.

Zatem ‒ według pana ‒ mordercą Iwony jest ktoś znajomy? Ktoś, do czyjego samochodu wsiadła?

Nie jestem wyrocznią, ale wydaje mi się, że wersja Patryka G. nie została wyjaśniona do końca. Po pierwsze, dlaczego kłamał na początku śledztwa?

Obawiam się, że po tylu latach trudno będzie wyjaśnić niektóre wątpliwości.

To, że minęło tyle czasu, wcale nie działa na niekorzyść organów ścigania. Wręcz przeciwnie. Wiele osób, z tych młodych, poukładało już sobie życie. Mają żony, mężów, a niektórzy dzieci. Właśnie teraz można z nimi rozmawiać w stylu: „Masz więcej do stracenia niż wtedy, gdy byłeś młody”. Należałoby przesłuchać Kasię P., która nie pamięta, o co poszło tydzień przed zaginięciem Iwony. Według mnie takich rzeczy nie zapomina się nigdy. Ona nie pamięta, kto w tym czasie tam był, którzy koledzy Patryka? Pamięta, i niech powie, o co poszło, dlaczego Iwona została pobita. Dlatego uważam, że trzeba na nowo z nimi rozmawiać.

Przesłuchiwano ich przecież już po kilka razy.

Ale jak to robiono! Gdy w 2012 roku pojechałem do Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku, spotkała mnie nieprzyjemna sytuacja. Uczestniczyłem tam w rozmowach. Niektóre rzeczy były bardzo istotne, mimo że dotyczyły sfery intymnej. Niektóre osoby sugerowały, że może Iwona poszła z jakimś chłopakiem na seks. No to ja wtedy mówiłem, że z informacji, jakie udało się zgromadzić, wynikało, iż ona miała w tym czasie okres, więc jak mogło to być możliwe? Po drugie dziewczyna szła sześć kilometrów na bosaka, była trochę pijana, zmęczona i brudna. I ona miała z kimś pójść na seks? Raczej nie. Ale załóżmy, że tak było. Zatem zapytałem jej najbliższą przyjaciółkę, czy wie coś na ten temat. A ta po prostu robi się czerwona, zaczyna się denerwować i wpada w panikę. W tym momencie policjant, który uczestniczy w przesłuchaniu, mówi do mnie: „Proszę pana, ja nie wiem, jakie są metody przesłuchiwania w Komendzie Głównej, ale pan w tej chwili zdenerwował mi świadka”. Taki tekst do osoby, która przyjechała mu pomóc, jest nie na miejscu. Odpowiedziałem, żeby sam dokończył to przesłuchanie. Dla mnie odpowiedź na to pytanie byłaby bardzo istotna, bowiem eliminowałaby pewne założenie. Takie podejście policjantów z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku do nas powodowało, że jeździliśmy tam z dużą niechęcią. Nie wiem, z czego to wynikało ‒ może próbowali pokazać, że świetnie radzą sobie sami. Wynik, niestety, jest mizerny. Minęło tyle lat i nie podołali tej niezbyt trudnej sprawie.

Wiem, że wskazał pan gdańskim policjantom na konieczność ponownego przesłuchania znajomych Iwony, jej chłopaka oraz jego kolegów. Jednak to zadanie niezbyt się powiodło.

Gdy doszło do realizacji, trwało Euro 2012, i akurat w Gdańsku odbywały się mecze piłkarskie. Mówiłem im: „Nie róbcie w tym czasie realizacji tej sprawy, bo zabraknie wam sił i środków”. Ale ciśnienie – chyba komendanta wojewódzkiego – było takie, żeby to zrobić. No i okazało się, że gdy dochodziło do realizacji, brakowało policjantów, bo wszyscy byli zajęci zabezpieczaniem Euro. Wiadomo, że jeżeli są jakiekolwiek wątpliwości, że coś może się nie udać, to na pewno się nie uda. Takiej sprawy nie można traktować byle jak, na szybko. Moim zdaniem jedyną osobą, której tak naprawdę zależało na wykryciu sprawcy, była Ewa Pachura, ówczesna naczelniczka dochodzeniówki Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku. Ale sama nie mogła nic zrobić, bo była tylko naczelnikiem. Ponadto nie powołano tam jako takiej grupy śledczej z prawdziwego zdarzenia. Sprawę prowadził jeden policjant ‒ to wszystko.

Nie chcę, by ktoś uznał, że się wymądrzam. Uważam jednak, że sprawa Patryka G. nie została wyjaśniona, jak trzeba. On oraz jego kolega Paweł J. zostali przesłuchani byle jak. Napisałem dla Gdańska plany, jak należy ich przesłuchiwać. Na przykład: jeżeli zadasz pytanie o treści takiej a takiej i uzyskasz taką odpowiedź, to na tej zasadzie musisz wiedzieć, jakie pytanie zadać następnie. Takie pisałem im plany. Nie wiem, czy chcieli być mądrzejsi, czy po prostu zabrakło im czasu i chęci.

Myśli pan, że ktoś mógł mataczyć, celowo ingerować w pracę policji? Odebranie panu tej sprawy może wywoływać takie skojarzenia.

Źle się stało, że zabroniono mi dokończenia tej sprawy. Moja trzymiesięczna praca nad kompleksową analizą poszła na marne. Zawierała wykresy graficzne i uzasadnienia, wnioski, zalecenia oraz plan czynności. Wszystko po prostu zostało zaniechane, dlatego że dostałem takie polecenie. Szczęściem było to, że zadbałem, by w przyszłości ktoś mi nie powiedział: „Dlaczego tę sprawę zarzuciłeś? Nie dopełniłeś obowiązków”. Napisałem więc raport w tej sprawie, skarżąc się oraz pytając, dlaczego odsunięto mnie od działań. Wielokrotnie też w Biurze Kryminalnym, podczas odpraw, przy wielu policjantach, pytałem swoich przełożonych, czy mogę pojechać do Gdańska i nadal pomagać w tej sprawie. Gdyż wcześniej Marek Dyjasz wydał mi takie polecenie. Pytałem, czy nadal jest aktualne. Odpowiedzieli mi, że mam się tą sprawą już nie zajmować, bo ‒ jak to mówili – Gdańsk sam sobie z tym poradzi i, żebyśmy się dobrze zrozumieli, jest to polecenie służbowe. Zapytałem zatem, co mam zrobić z dokumentami, które wytworzyłem w ciągu trzech miesięcy pracy. Usłyszałem, że mam je zniszczyć: „I na tym kończymy pańską pracę”. Takie miałem polecenie i musiałem je wykonać. Po tym oczywiście napisałem raport, na co oni odpowiedzieli, że jak śmiałem coś takiego napisać! Przysłali więc policjanta z Gdańska, któremu musiałem przekazać informacje na temat sprawy Iwony. Oświadczyłem mu, że to, co wiem, mają już w Gdańsku, gdyż wielokrotnie im o tym pisałem w różnego rodzaju opracowaniach i analizach. Pięć czy dziesięć minut rozmowy to za mało, bym opowiedział, co wiem na ten temat. A to, co napisałem ‒ niestety ‒ poszło już do kosza, zostało zmielone.

Dlaczego tak się stało, jak pan myśli?

Odsunięto mnie od pracy nad sprawą Iwony Wieczorek z uwagi na to, iż ówczesny naczelnik i jego zastępczyni nie znali tej sprawy. Nie mieli o niej pojęcia. W tym czasie dbali o swoje kariery, o utrzymanie się na stanowiskach. Gdy informowałem ich, że w zakresie obowiązków – kompetencji Wydziału Kryminalnego KGP ‒ jest nadzorowanie i koordynowanie tego typu spraw, usłyszałem od nich, że jest to ostatnie ostrzeżenie i mam się tą sprawą już nie zajmować. Nie wiem, o co chodziło, ale byli na tyle nieroztropni, że wydali mi to polecenie w obecności innych policjantów. Chyba nie zdawali sobie sprawy, iż w przyszłości ktoś może ich zapytać, dlaczego tak postąpili. Wydaje mi się, że byli zbyt młodzi na piastowanie tych stanowisk, ponieważ policyjny wyga nigdy by nie wydał takiego polecenia. Ewentualnie wydałby je, uzasadniając powód. Moi nowi przełożeni nawet nie zapytali, na jakim etapie jest sprawa Iwony. Zero zainteresowania! Od 2011 do 2015 roku – w czasie, gdy dyrektorem Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji był inspektor Marek Dyjasz, a potem inspektor Marek Ślizak – sprawa 19-latki nabierała rozpędu. Gdy zamieniono dyrektorów znających temat na innych, a co za tym idzie naczelników, zaginięcie dziewczyny nie było już w ich zainteresowaniu.

Czy jest jeszcze nadzieja na rozwiązanie tej sprawy?

Oczywiście. Jeśli ułoży się kilka najbardziej prawdopodobnych wersji zdarzeń i spośród nich będziemy eliminować i zamykać kolejne wersje, to kiedyś nadejdzie taki piękny dzień, gdy zostanie tylko jedna, ta właściwa. Ale to się nie uda, jeżeli prowadzimy sprawę chaotycznie – tu trochę się dziobnie, tam trochę dziobnie. Gdy łapie się wszystkie sroki na raz za ogon, to nic z tego nie będzie. Trzeba ustalić konkretnie, że za zabójstwem Iwony Wieczorek mogą stać ten, ten i ten, bo to i to. Lecieć z tym koksem, podzielić na pięć czy siedem wersji i szukać właściwej. Ludzie, stwórzcie grupę operacyjną dochodzeniowo-śledczą. Stwórzcie najbardziej prawdopodobne wersje. Eliminować je, opracowywać, spotykać się, omawiać, zakończyć tę sprawę i zapomnieć o niej. I zabrać się za kolejną. Bo w przeciwnym razie będzie to trwało jeszcze długo. Ktoś kiedyś powiedział takie mądre słowa: „Gdy odrzucisz to, co niemożliwe, wszystko pozostałe, choćby najbardziej nieprawdopodobne, musi być prawdą”. Tę sprawę należy prowadzić na zasadzie odrzucania sprzeczności. Przykładowo: Paweł P. – zrobił, nie zrobił. Sprawdziliśmy to i to. Jest czysty, kończymy ten wątek. Dalej ‒ pan z ręcznikiem. Sprawdzamy gościa. Zrobił to czy nie? Nie mógł tego zrobić, odrzucamy. I tak dalej, i tak dalej. W końcu zostanie jeden właściwy trop. Choćby matka Iwony mówiła: „To nie Patryk, on tego nie zrobił”, jeżeli zostanie tylko on, musi być tą osobą.

Według pana kluczem do zbrodni, jeśli nie zabójcą, jest Patryk i jego koledzy?

Powtarzam: należy się cofnąć do wydarzeń, które miały miejsce tydzień przed zaginięciem Iwony – gdy została pobita. W związku z tym pytania są proste: o co wtedy poszło? Kto tam był? Z kim był Patryk? Jakim samochodem jeździli jego koledzy?

Patryk zaprzeczał, że bawił się w Banana Beach. Jego koledzy powiedzieli, że pojechał z nimi do domu. Później się przyznał, bo gdy mu pokazano wykaz esemesów, nie mógł już kłamać. Jednak nikt go nie zapytał, gdzie tak naprawdę był rano 17 lipca 2010 roku. Nie poszedł wtedy do domu. Są zabezpieczone dokumenty z przekaźników i billingi. Nie wiem, czy Gdańsk to opracował. Dałem im całą dokumentację, mieli położyć wisienkę na torcie. Tak naprawdę Patryk zaczął się interesować zaginięciem Iwony dopiero dwa dni później.

W tym czasie zajmował się ukryciem jej ciała?

Spójrzmy, Iwona wraca do domu. Patryk siedzi w aucie z kolegami. Ona wsiada do niego, rozmawiają. Być może doszło tam do kłótni, ktoś kogoś zbyt mocno uderzył i musieli ją gdzieś ukryć. Trzeba się zastanowić, gdzie mogli to zrobić. Park Reagana od razu odrzucam. Chociaż są tam jakieś studzienki – może tam mogli ją schować? Próbuję do tego dojść na wiele sposobów. Należy pamiętać, że Patryk i jego koledzy to młodzi ludzie. Temat trzeba potraktować bardziej psychologicznie. Oni nie są wyrachowanymi zabójcami, nie myślą o wyszukanych metodach ukrycia zwłok, tylko chcą je zakopać i zapomnieć. Wydaje mi się, że Iwona została stamtąd wywieziona. Patryk ciągle zaprzeczał, że jeździł samochodem. Potem okazało się, że kłamał.

Nawet gdyby Patryk miał coś wspólnego z zaginięciem Iwony, to się do tego nie przyzna.

Jak już mówiłem: wtedy ci ludzie mieli po 20 lat, teraz około trzydziestki. Założyli rodziny, mają więc sporo do stracenia. Może wiedzą, co się stało, ale nie uczestniczyli w tym. Nie można tego zostawić, tak jak jest. Przesłuchiwano tych ludzi, a oni nie odpowiadali na pytania. To wyglądało tak: „Pani Kasiu, pani wtedy tam szła i co się stało?”. „Nie pamiętam”. Na tym protokół przesłuchania zakończono. No, ludzie, co to ma być?! A przecież Kasia w tym krytycznym momencie tydzień przed zaginięciem też była na dyskotece z Iwoną, wracały razem. Zapytajmy Kasię, co wie na ten temat. O co poszło wtedy w parku, kto tam był i co się wydarzyło.

Przy sprawie Papały założyłem pewną rzecz: jeśli dokonała tego grupa osób, to zawsze ktoś się wyłamie. W otoczeniu Patryka trzeba więc poszukać najsłabszego ogniwa. Jeśli sprawa nie wyjdzie, przynajmniej zamkniemy jeden z wątków.

Wróciłby pan jeszcze do tej sprawy?

Raczej nie. Teraz mam niezłą robotę, dobrze mi płacą. Poza tym wiadomo, że mną nie można sterować, mam swoje zdanie i go bronię. Bo analizę każdy powinien pisać tak, jak to czuje i widzi ‒ w oparciu o fakty, a nie jak mu każe przełożony (…).
źródło:newsbook.pl
Edytowane przez elin dnia 17-07-2020 21:31
 
elin
Przy okazji rocznicy ciekawy artykuł, opisuje działania i kontakty Iwony ze znajomymi po wyjściu z Dream Clubu:

Dla 19-latki to było beztroskie lato. Matura zdana, w wakacje nie pracowała, wkrótce miała pojechać z siostrą do Hiszpanii, żeby wypocząć po miesiącach wytężonej nauki. Czekała na wyniki rekrutacji na uczelnię. Kilka tygodni wcześniej zakończyła związek, w który się bardzo zaangażowała.

Koledzy zaproponowali jej, by wyskoczyli razem do Sopotu. Powiedziała matce, że po raz pierwszy będzie bawiła się w Dream Clubie, jednej z najbardziej prestiżowych trójmiejskich dyskotek. Ale zanim tam się udała, razem z przyjaciółką Adrią i trójką kolegów pojechali na działkę przy ul. Reja w Sopocie. Działka należała do babci Pawła, jednego z nich.

31 powodów, przez które sprawa Iwony Wieczorek jest tak trudna
Dotarli tam po godz. 23. Pili mocy alkohol. Półtorej godziny później weszli na krótko do lokalu Mandarynka w Sopocie, a z niego ruszyli pieszo do Dream Clubu.

Dotąd relacje z tego wieczoru są spójne i przejrzyste. Nie wymagały głębszej analizy. Problem zaczął się z interpretacją tego, co działo się potem.

Iwona WieczorekIwona Wieczorek - Materiały prasowe / Materiały prasowe
Czemu Iwona była wściekła?
Według późniejszych ustaleń śledczych Iwona nie bawiła się w klubie dobrze. Po godzinie wyszła na zewnątrz, żeby się przewietrzyć. Około godz. 2.50 wyszła ponownie, wściekła. Paweł próbował ją zatrzymać, lecz bezskutecznie. Opuściła Dream Club i poszła na nadmorski bulwar. Nie miała ze sobą pieniędzy.

Jej towarzysze twierdzili, że pokłócili się o błahostkę i nie bardzo pamiętają konkrety. Dziewczyna miała wybuchowy charakter, nie byłaby to jej pierwsza awantura w nocnym klubie. Tyle że część osób zajmujących się tą sprawą nie daje wiary, że odłączyłaby się od znajomych z byle powodu.

Jeszcze zanim wyszła z Dream Clubu, Paweł przedstawił ją Zdziśkowi (imię zmienione - red.), który też tam wówczas przebywał. Zdzisiek był współpracownikiem klubu i kolegował się m.in. ze słynnym gwałcicielem "Krystkiem", który według relacji wielu osób załatwiał wówczas do Dream Clubu młode dziewczyny, a przy okazji podrywał niektóre nastolatki, które się w nim bawiły.

- Była uśmiechnięta. Dobrze się bawili w dolnej części klubu. Nie wyglądali na takich, którzy by się kłócili - mówił mi Zdzisiek kilka lat po zaginięciu.

Trudno oceniać jednak wiarygodność jego słów, bo przez tych kilka lat w ogóle zapomniał, że znał "Krystka", mimo że dysponowałem zdjęciami i relacjami osób, które potwierdzały, że wspólnie bawili się w dyskotekach.

Zobacz także
Gdańsk. Będą kolejne poszukiwania Iwony Wieczorek

Ruszają poszukiwania Iwony Wieczorek. Policjanci sprawdzają ogródki działkowe

Dziewiąta rocznica zaginięcia Iwony Wieczorek. Sprawę bada Archiwum X

Jeszcze inne informacje dotarły do dziennikarki śledczej Gabrieli Jatkowskiej, której źródło twierdzi, że Wieczorek była wściekła, bo pokłóciła się z faktycznym szefem Dream Clubu.

- To źródło utrzymuje, że było przy tym trzech świadków. Będę starała się zweryfikować te informacje - zaznacza dziennikarka.

Szef Dream Clubu zeznał śledczym, że nigdy nie poznał Iwony. Podczas przesłuchania powiedział, że nie pamięta, czy był w klubie w noc zaginięcia dziewczyny, mimo że przez wiele lat była to największa afera związana z Dream Clubem. Przyniosła mu nawet nieco sławy (klub ostatecznie upadł w 2019 r., głównie na skutek seksafery z udziałem "Krystka"Wink.

Iwona WieczorekIwona Wieczorek - Materiały prasowe / Materiały prasowe
Przemarsz pozostawiający wiele wątpliwości
REKLAMA

Wieczorek prawdopodobnie nie chciała iść sama do domu pieszo. O ile tuż po wyjściu z dyskoteki odrzucała połączenia od Adrii, to krótko potem wysłała jej SMS-a, że czeka w pobliżu drugiego wejścia na plażę, licząc od molo. Według ustaleń spędziła tam około 20 minut, prawdopodobnie stojąc w okolicy tzw. chińskiego hotelu. Ale Adria wracała już taksówką do domu, a koledzy, którzy im towarzyszyli, byli odwożeni przez swojego znajomego.

Adria zadzwoniła do Iwony i umówiły się, że zostawi jej torebkę na swoim balkonie, na parterze. Robiły już tak nieraz wcześniej; mieszkały na jednym osiedlu.

Prokuratura Krajowa zajmie się sprawą Iwony Wieczorek. Komentarz matki dziewczyny
Iwona ruszyła w pieszą trasę do Gdańska. Miała do pokonania 6 km. Po drodze pisała SMS-y do znajomych. Nie chciała tak kończyć tego wieczoru. Nie wykluczała, że dołączy jeszcze do jakiejś imprezy. O godz. 3.49 padła jej bateria w telefonie.

Do granicy dzielącej miasta doszła nadmorską ścieżką przy plaży. Następnie minęła dom należący do znanego gdańskiego biznesmena, w którym według kilku osób zdarzało się jej bywać na imprezach.

Minęła też plażową dyskotekę Banana Beach, wówczas bardzo popularną i przyciągającą nie zawsze kulturalne towarzystwo. Należała do wspomnianego biznesmena. Mieściła się w okazałym namiocie.

Dla sprawy zaginięcia ten klub był jednak ważny z dwóch innych względów. Po pierwsze tego samego wieczoru bawił się w nim z przyjaciółmi były chłopak Iwony. Co prawda nie było go już w środku, gdy gdańszczanka przechodziła obok, ale według jednej z hipotez mógł kręcić się w pobliżu.

Po drugie był tam wtedy wówczas mężczyzna w koszuli w kratę. To on został później zarejestrowany o godz. 4.12 na nagraniu z kamery przy wejściu nr 63, jak lekko chwiejąc się idzie kilkanaście metrów za 19-latką, a na ramieniu ma ręcznik. Było już widno, deptakiem poruszało się sporo ludzi.

Nagranie jest ostatnim śladem po nastolatce.

Iwona Wieczorek - trasa przemarszuIwona Wieczorek - trasa przemarszu - Google Maps / Materiały prasowe
Kto krzyczał "Iwona! Iwona!"?
Nie wiadomo, czy Iwona poszła dalej prosto deptakiem w kierunku molo w Brzeźnie, czy skręciła w Park Reagana. Jeśli wybrała pierwsze rozwiązanie, najprawdopodobniej natknęła się na jadącą tamtędy śmieciarkę oraz radiowóz. Być może wybrała jednak drugie, chcąc skrócić sobie drogę lub licząc na to, że w parku został jeszcze któryś z jej znajomych, którzy wcześniej biesiadowali tam przy ognisku. Gdyby nie wybierała się do Dream Clubu, tę noc spędziłaby z nimi.

Janusz Szostak: Iwona Wieczorek została uprowadzona i zamordowana, to nie było przypadkowe działanie
Niewykluczone, że o tym, w jakim kierunku się udała, wiedział tajemniczy mężczyzna z ręcznikiem. Tyle że mimo licznych apeli nigdy nie zgłosił się na policję ani nie został przez nikogo zidentyfikowany. Możliwe, że był zagranicznym turystą.

Czynności operacyjne śledczych potwierdziły, że czworo znajomych, z którymi dziewczyna bawiła się w Dream Clubie, było już w swoich łóżkach, gdy zniknęła.

Liczne przeszukania Parku Reagana, które później prowadziła policja, wolontariusze i społecznicy, nie doprowadziły do odnalezienia zwłok ani żadnej innej rzeczy, które 19-latka miała przy sobie.

W nocy z 16 na 17 lipca 2010 r. nikt nie zabrał torebki Iwony z balkonu Adrii. Nie ma dowodu na to, że jej przyjaciółka dotarła na swoje osiedle.

Była jednak jedna poszlaka wskazująca na to, że mogło tak być. To wypowiedź Piotra Kindy, ojczyma Iwony, który twierdził, że nad ranem usłyszał pod blokiem krzyki "Iwona! Iwona!", które wyrwały go ze snu. Uznał, że jego pasierbica pokłóciła się z Adrią, więc zaraz wróci do domu, po czym ponownie zasnął. Gdy Iwona jednak nie wróciła i poznał kulisy jej zniknięcia, uznał, że pewnie słyszał tylko rozmowę telefoniczną nastolatek.

Trzy lata temu Onet zapytał go, czy jest pewien, że słyszał tylko rozmowę telefoniczną i że osobą, którzy krzyczała "Iwona! Iwona!", na pewno była Adria.

Nie był.
https://www.onet....m,79cfc278
 
Przejdź do forum:
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się

Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło
Wygenerowano w sekund: 0.24 - 23 zapytań MySQL 11,470,556 unikalnych wizyt