oprócz tego z tej samej gazety, znalezione w necie: http://www.e-repo...%99-sztuki
wiąże się to też z Iwoną i z artykułem na którego namiary podałam wyżej.
http://www.fakt.p...72530.html
Edytowane przez kaktus dnia 01-10-2015 22:30
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Zaginięciem 19-letniej mieszkanki Trójmiasta żyła cała Polska. Szczegóły ustaleń śledczych w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek, ujawnia magazyn Reporter. Ustalenia dziennikarzy rzucają nowy cień na sprawę. Poniżej publikujemy fakty, do których dotarł jeden z najlepszych magazynów śledczych i kryminalnych w Polsce „Reporter”.
Iwona Wieczorek, wówczas 19-letnia blondynka, której zdjęcie obiegło niemal wszystkie media, zaginęła w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku w Gdańsku. Pomimo że to jedno z najbardziej głośnych zaginięć, to do tej pory nie udało się odpowiedzieć na pytanie: Co stało się z dziewczyną? Iwona jakby rozpłynęła się w powietrzu. Zaś żadnej wersji jej zniknięcia nie udało się potwierdzić, ani żadnej wykluczyć. Pomimo szumu medialnego, przez pięć lat nie ukazała się ani jedna publikacja, przedstawiająca rzetelnie chociażby przebieg feralnej nocy. Akta sprawy, z którymi się zapoznaliśmy, rzucają nowe światło na tę historię.
Po południu Iwona Wieczorek poszła przygotowywać się na piątkowe wyjście, u swojej młodszej koleżanki Adrii, która mieszkała na tym samym osiedlu. Wraz z trójką kolegów: Pawłem, Markiem i Adrianem planowały spędzić ten wieczór w dyskotece Dream Club na popularnym „Monciaku” w Sopocie. Iwona znała chłopaków krótko, tym bardziej wieczór zapowiadał się ekscytująco.
Ok. 22:30 wyjechali toyotą, należącą do matki jednego z nich, z osiedla Jelitkowski Dwór, na którym mieszkały dziewczyny. W Żabce na al. Niepodległości w Sopocie, kupili między innymi whisky i udali się na działkę babci Pawła przy ulicy Reja. Tam zostawił on znajomych i pojechał odstawić auto pod dom dziadków, ponieważ miał u nich nocować. Pieszo wrócił do towarzystwa i rozpoczęli typową, młodzieżową rozgrzewkę przed nocną imprezą, aby nie przepłacać za drinki w klubie. Była altanka, był ciepły letni wieczór, był alkohol, czyli wszystko czego potrzeba, aby wprawić się w imprezowy nastrój.
Wieczór pełen wrażeń
Już wtedy Iwonie zaszumiało w głowie, czuła się pijana, bo dokładnie tak relacjonowała swój stan w sms-ie do koleżanki, która bawiła się tej nocy na innej imprezie. Pomimo że miała towarzystwo, tego wieczoru często zerkała na telefon, pytała innych znajomych, gdzie się znajdują i co robią. Około północy pytała sms-em kolegę: „Co robisz?”, na którego od razu odpowiedział: „Jestem w Krynicy”. Około 0:40 do drugiego chłopaka, z którym znała się od dwóch miesięcy, napisała: „Gdzie jesteś?”, odpowiedział: „Jestem we Wrzeszczu, a Ty?”. Na to, już nic nie odpisała.
Około 0:30 cała paczka wyruszyła taksówką do Dream Club’u w Krzywym Domku w Sopocie – popularnej, trójmiejskiej dyskoteki, gdzie bawią się turyści, bananowa młodzież, ale też miejscowa śmietanka towarzyska. W lokalu nie kupowali już alkoholu, Iwona nie zamawiała też nic do picia, więc nie ma możliwości, żeby ktoś jej czegoś dosypał. Początkowo grupa bawiła się wspólnie, jednak po jakimś czasie widać było, że chyba niezbyt dobrze czują się w swoim towarzystwie. Po godzinie pierwszej, jeden z kolegów udał się do znajomego, który bawił się w pobliskim lokalu, Club 70. Jednak, po sms-ie z pytaniem od reszty towarzystwa: gdzie jest, wrócił do grupy. Kiedy przyszedł, zauważył, że Iwona bawiła się w gronie innych mężczyzn. Zdziwiło go jej zachowanie, gdyż tańczyła z kim popadnie. Drugi z chłopaków też to zauważył i również był tym zaskoczony.
Po jakimś czasie, między Iwoną a Adrią doszło do sprzeczki. Poszło o zazdrość Iwony. Koleżanka powiedziała jej, że zakochała się w jednym z kolegów i wykazywała nim nadmierne zainteresowanie. Paweł natomiast – mimo że oficjalnie przyszedł jako partner Iwony – nie zajmował się nią tak, jak zapewne tego oczekiwała. Praktycznie z nią nie rozmawiał i nie tańczył wyłącznie z nią.
Wtedy Iwona pierwszy raz zdecydowała się opuścić klub sama. Wyszła na deptak, gdzie spotkała kolejnego znajomego, który również przebywał w pobliskim klubie. Zaczęła z nim rozmawiać, żalić się, że towarzystwo ją denerwuję, że się popisują. Po krótkiej rozmowie wróciła jednak do grupy, wyjaśniła sobie z koleżanką nieporozumienie i pogodziły się. Niestety nie na długo, około 2:50 Iwonie ponownie puściły nerwy. Tym razem dlatego, że Adria tańczyła na parkiecie, a Paweł zbyt bacznie jej się przyglądał. Po chwili ponownie opuściła lokal. Paweł i Adria wyszli zaraz za nią, a po chwili – gdy zauważyli, że zostali sami – wyszli też dwaj pozostali koledzy. Paweł usiłował zatrzymać Iwonę próbując ją przytulić, ale ona krzyczała, żeby ją puścił. Była wyjątkowo agresywna.
Wszyscy starali się jej wytłumaczyć, że wrócą wspólnie. Jednak bez powodzenia. Dziewczyna w końcu sama oddaliła się w kierunku molo. Jeden z chłopaków, mając już chyba dość całego zajścia, odłączył się od pozostałych i stwierdził, że idzie do lokalu Atelier, gdzie miała przebywać jego koleżanka. Natomiast Adria z chłopakami poszła w boczną uliczkę, skąd przez telefon bezskutecznie próbowała namówić koleżankę do powrotu. Iwona oszukała ją mówiąc, że jest już pod domem, podczas gdy minęło dopiero kilka minut, i oznajmiła, że mają na nią nie czekać.
Adria nadal do niej dzwoniła i wysyłała wiadomości, Iwona miała na koncie doładowanie sms, więc jedynie pisała, ale była obrażona i odrzucała każdą próbę nawiązania porozumienia. W końcu cała trójka znajomych zdecydowała, że pójdą w górę ulicy Bohaterów Monte Cassino, bo być może Iwona ostatecznie poszła na kolejkę i tam ją spotkają. Wydawał im się to jedyny, racjonalny środek lokomocji dla dziewczyny, która została bez kasy na taksówkę. Gdy byli już w okolicy dworca PKP w Sopocie, Adria ponownie zadzwoniła do Iwony i bezskutecznie starała się dowiedzieć, o co chodzi.
„O gówno mnie zaczepiają”
Ostatecznie – mając już zapewne dość całej sytuacji – zdecydowała się wrócić sama do domu taksówką. Jadąc nadal wymieniały się sms-ami, Adria dzwoniła również do Iwony. Ta mówiła, że jest przy drugim lub trzecim wejściu na plażę od strony molo w Sopocie, pisała też, m.in. „czek. Drugie wejście od molo, czekam”, a później o 3:33: „o gówno mnie zaczepiają”.
Adria była już w tym czasie w drodze do domu. W rozmowie o godzinie 3:36 dziewczyny ustaliły, że torbę z rzeczami Iwony, w tym jej klucze do mieszkania, Adria wystawi na balkon, żeby mogła je odebrać po drodze do domu. Iwona bowiem miała wtedy nocować u koleżanki i tam też zostawiła swoje rzeczy z popołudniowych przygotowań. Dziewczyny kłóciły się jeszcze chwilę gdy Adria była już pod klatką schodową swojego bloku – Iwona zarzucała jej, że zostawiła ją samą w Sopocie.
Ojczym Iwony zeznał, że obudził się około 4 i usłyszał przez otwarte okno głos Adrii. Pomyślał, że rozmawia ona z Iwoną i razem wracają do jej domu, gdzie miały nocować. Z analiz billingów dziewczyn wynika, że ostatnia rozmowa oraz ostatnie sms-y między nimi, miały miejsce o 3:42 – 3:43. O 4:00 Adria wysłała jeszcze koleżance sms-a z potwierdzeniem, że rzeczy są na balkonie- mieszkała na parterze. Ale ten sms nie dotarł już do Iwony. Wcześniej jednak uprzedzała, że rozładowuje jej się telefon, więc koleżanka nie była zdziwiona, że kontakt się urwał. Około 7. mama Adrii zastała śpiącą w łóżku córkę oraz stojącą na balkonie reklamówkę i damską torebkę. Zabrała te rzeczy i poszła zapytać, czy mają one stać na balkonie. Wtedy Adria odpowiedziała, że przyjdzie po nie Iwona. Analiza logowań również potwierdza, że o 3:40 koleżanka Iwony była już w okolicy domu, a później już się nie przemieszczała.
W Sopocie jednak zostało jeszcze trzech towarzyszy wieczoru. Gdy Adria wsiadła do taksówki, chłopcy zadzwonili do kolegi, który wcześniej się odłączył, z pytaniem gdzie on jest. Powiedział, że już do nich wraca. Okazało się bowiem, że tam gdzie poszedł – to znaczy do koleżanki, do lokalu Atelier – znajduje się teatr a nie klub. Przesłuchiwana dziewczyna potwierdziła, że brała wtedy udział w promocji w teatrze Atelier w Sopocie. Z chłopakami Iwona również wymieniała sms-y. O 3:49 padł jej – mocno tego wieczoru eksploatowany – telefon. I już nikt nie miał z nią kontaktu.
Po chłopaków przyjechał natomiast kumpel, białym bmw. Około 3:50 odebrał ich spod baru Kebab, obok dworca PKP w Sopocie. Według jego zeznań, właśnie około tej godziny zadzwonili po niego, czy może przyjechać, gdyż są przy dworcu w Sopocie. Adrian poinformował go przez telefon, że są z nim też dwaj koledzy – wszyscy się znali, ponieważ brali udział w wyścigach samochodowych na terenie Trójmiasta. Najpierw odwiózł Pawła pod dom babci w Sopocie, jak zeznał, był w domu około 4., potem pozostałych kolegów: na osiedle Nowiec i na ul. Słowackiego, po czym – około 4:25 – wrócił do domu na Stogi, co potwierdza jego dziewczyna. Z analizy miejsc logowania i billingów wynika, że w godzinach nocnych poruszał się na terenie Gdańska, Sopotu i Rumi, pokrywa się to z jego zeznaniami, że bierze udział w wyścigach samochodowych.
Analiza ta potwierdziła również, że około 4:00 odbierał kolegów, jak i to, że po 4:25 przebywał w miejscu zamieszkania. Paweł, będąc już u babci sprawdził, czy Iwona nie kontaktowała się z nim na numer służbowy, pozostawiony w mieszkaniu. Przełożył baterię do aparatu, który miał ze sobą, a który się rozładował, ponieważ nie miał tam ładowarki i wtedy odczytał oczekujące wiadomości. Bezskutecznie próbował się z skontaktować z Iwoną – jej telefon już nie działał. Wiedział o tym, że lada moment może paść jej bateria, więc nie zdziwiło go to i poszedł spać. Godzinę powrotu Pawła do domu, potwierdził jego dziadek, z logowań telefonu wynikało, że o 4:14 uruchomiony w domu telefon ponownie pojawił się w sieci.
W toku śledztwa, badane były ślady biologiczne, zarówno w białym bmw, jak i w toyocie – bez pozytywnego rezultatu.
Ognisko przy stawach
Tego samego dnia w Parku Reagana, czyli na trasie, którą miała do pokonania zaginiona 19-latka, odbywała się też inna impreza. Było to ognisko nieopodal stawów, z okazji urodzin kolegi – wspólnego znajomego Iwony oraz jej przyjaciółki Kasi. Jubilat zapraszał też Iwonę, ale ona stwierdziła, że jest już umówiona na wyjście do Sopotu. W dzień imprezy napisała mu tylko sms-a z życzeniami, podziękował jej i tego dnia już nie rozmawiali. Ognisko rozpoczęło się około godziny 21, a zakończyło po północy. Część osób postanowiła jednak kontynuować wieczór w klubie Banana Beach. Jest to knajpka przy nadmorskim deptaku, dokładnie przy wejściu numer 69 na plażę. Idąc z Sopotu do Gdańska, Iwona musiała mijać to miejsce i to w czasie, kiedy prawdopodobnie bawili się tam jeszcze urodzinowi goście, ponieważ niektórzy z nich przebywali tam do godziny 4. Właśnie wtedy zaczęli rozchodzić się do domów, a część z nich pojechała autem kolegi. Jeden z przesłuchiwanych imprezowiczów, był pod znacznym wpływem alkoholu i przebiegu wieczoru nie pamiętał, ale analizy billingów rozmów telefonicznych potwierdziły ich zeznania.
Na urodzinach był między innymi chłopak, którego Iwona poznała weekend wcześniej, właśnie w klubie Banana Beach. Wymienili się wtedy telefonami i kontaktowali się ze sobą, ale na żadne spotkanie się nie umówili. Chłopak ten ostatni raz widział Iwonę 16 lipca na meczu piłki plażowej w Gdańsku – Stogach, czyli tuż przed feralnym wieczorem. W turnieju tym grali znani im obojgu bracia. Jak udało nam się ustalić, jednym z nich był Marcin – policjant, dobry znajomy Iwony, który wraz z bratem grywał w piłkę plażową. Według naszych informacji, w czasie zaginięcia Iwony Wieczorek podobno był na służbie. Po zaginięciu Iwony, matka dziewczyny przypomniała sobie o nim dość późno. Twierdziła, że gdy spotykał się z jej córką, nigdy nie wchodził do ich domu. Podjeżdżał pod budynek, a Iwona do niego schodziła. Ich znajomość miała się jednak zakończyć kilka tygodni przed zaginięciem. Wygląda jednak na to, że nie do końca tak było, ponieważ Iwona zdecydowała się pójść na turniej, w którym grał Marcin.
Ze swoją przyjaciółką Kasią, która była na ognisku w Parku Reagana, Iwona również kontaktowała się tej nocy. To właśnie do niej – jeszcze z działki – pisała sms-a, że jest pijana. Wcześniej, zaraz po przyjeździe do altanki, również do niej dzwoniła. Przyjaciółka Iwony nie pamięta dokładnie, o której skończył się grill, ale w domu była około 2. i położyła się spać. Dopiero rano odczytała kolejne sms-y od Iwony z godziny 2:56 i 3:02, obydwa o takiej samej treści: „zadz”. Można zatem przypuszczać, że po opuszczeniu klubu i kłótni ze znajomymi, szukała kontaktu z Kasią, być może chciała jeszcze dołączyć do urodzinowej imprezy.
Przyjaciółka zaginionej okazała się też być pomocna przy wytypowaniu prawdopodobnej drogi Iwony do domu. Raz wracały właśnie z Banana Beach na piechotę tym samym deptakiem, którym szła w dniu zaginięcia Wieczorek. Według Kasi, jej koleżanka mogła skręcić w stronę domu na wysokości wejścia na plażę numer 57. Właśnie tędy szły wtedy razem.
Biały ręcznik w oku kamery
Po opuszczeniu klubu, Iwonę widać najpierw na monitoringu przy ulicy Grunwaldzkiej w Sopocie. Jest godzina 3:07, czyli chwilę po odłączeniu się od grupy, a następnie przy wejściu na plażę numer 63 w okolicy knajpy Chilly Willy, potocznie zwanej Bacówką. Tutaj widać ją o 4:12. Od domu dzielił ją kawałek promenady oraz pas Parku Reagana. Nadal idzie boso i właśnie głównie to nagranie obiegło media. Pomimo że twarz dziewczyny jest na nim zamazana i niewyraźna, to obszerna ekspertyza kryminalistyczna dowiodła, że z bardzo dużym prawdopodobieństwem, zbliżonym do pewności, można stwierdzić, iż na obu filmach została zarejestrowana ta sama kobieta, rozpoznana przez rodzinę i znajomych jako Iwona Wieczorek. Buty w ręku, dwubarwny strój, bransoletka na prawym nadgarstku, torebka, dynamiczny chód, to między innymi te elementy, które były porównywane i które się zgadzały.
– Ten monitoring z okolicy wejścia na plażę numer 63, to ostatni jakikolwiek ślad po Iwonie. Po ujęciu z kamery, do dnia dzisiejszego nie wiadomo, w którą stronę poszła i dokąd doszła. Mogła pójść w dowolnym kierunku, co potwierdził eksperyment na podstawie cyklu obrotowego kamery. Monitoring z klubu Banana Beach, nie zarejestrował natomiast zaginionej – mówi w rozmowie z Reporterem prokurator Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Jednak to, że nie ma jej na nagraniu z Banana Beach nie oznacza, że idąc deptakiem nie mogła spotkać w okolicy tego klubu kogoś znajomego, np. z urodzinowej imprezy. Tym bardziej, że z ekspertyzy kryminalistycznej płynie wniosek, iż – pokonując drogę z Sopotu do wejścia numer 63 – prawdopodobnie gdzieś się zatrzymała. Wynika to z oceny odległości i czasu przejścia tego odcinka przez dziewczynę – o tej godzinie powinna być już około kilometr dalej.
Przesłuchiwano osoby widoczne na obu nagraniach, na których zarejestrowano Iwonę. Najważniejszą z nich może być mężczyzna z białym ręcznikiem, idący w odległości około 10-20 metrów za zaginioną i zmniejszający dystans. Niestety do tej pory nie został odnaleziony. Jest poszukiwany jako bardzo ważny świadek. Wykluczono natomiast jego związek z zaginięciem. Jako powód podano fakt, iż ta sama kamera zarejestrowała go jak wracał po… ponad dwóch godzinach, tj. o 6:22! Tym razem bez ubranej koszuli, z zarzuconym ręcznikiem.
Na jednym z kadrów nagrania z klubu Banana Beach, widać łudząco podobnego do niego mężczyznę. Charakterystyczna sylwetka, również w jasnej koszuli i z białym ręcznikiem, który trzyma w rękach. Prokurator Grażyna Wawryniuk, zapytana czy jest to ten sam mężczyzna, odpowiada: – Nie wygląda na to, żeby to była ta sama osoba. Aczkolwiek bez przesłuchania tego pana, nie można tego stwierdzić z całą pewnością.
Sprzątał i widział Iwonę
Być może to pech (mężczyzna może nie wiedzieć, że jest poszukiwany), a może celowe unikanie przesłuchania, w konsekwencji czego brakuje zeznań tej bardzo ważnej dla sprawy osoby.
Śledczy przesłuchiwali natomiast pracowników firmy sprzątającej, która tej nocy porządkowała nabrzeże. Kilku z nich kojarzyło, że kiedyś podczas rozmów w bazie firmy jeden z kumpli opowiadał, że widział wtedy tę dziewczynę, która zaginęła.
Do jego przesłuchania doszło nieco ponad rok od zaginięcia dziewczyny. Z jego relacji wynika, że pracował tej nocy na zmianie z trzema kolegami, on był jako czwarty – pełnił rolę kierowcy. Około godziny 4:00 ekipa była przy ulicy Jantarowej w Gdańsku i oczyszczała deptak w kierunku Gdańska – czyli na tej samej trasie, którą pokonywała Iwona. Podczas sprzątania przemieszczali się samochodem marki Lublin, jego koledzy szli przed nim, a on jechał zaraz za nimi.
Gdy minęli wejście numer 63 (czyli to, gdzie była kamera oraz nagrana na filmie Iwona) i byli na wysokości kolejnego wejścia, mężczyzna zauważył kobietę: – Zwróciłem na nią uwagę, bo była ładna. Pamiętam, że w ręku niosła buty. Zażartowaliśmy nawet, że ładna dziewczyna i fajnie by było ją poderwać. Minęliśmy ją, a ona siedziała na ławce z tym mężczyzną z ręcznikiem, którego pokazywali w telewizji. Potem, gdy jechaliśmy dalej w kierunku Brzeźna, a jechałem wolno, jakieś 5 km/h, to ona nas minęła. Nawet dwukrotnie, gdyż co chwilę się zatrzymywaliśmy, aby na przykład opróżnić kosze – relacjonuje w zeznaniach pracownik firmy sprzątającej.
Początkowo mężczyzna z ręcznikiem miał iść za Iwoną, jednak ona w końcu skręciła w Park Reagana, w alejkę numer 58 – prowadzącą w stronę ulicy Obrońców Wybrzeża. Mężczyzna idący za nią, miał natomiast pójść dalej prosto. Według zeznań kierowcy, dziewczyna szła już wtedy sama. Nikt za nią nie podążał, a i na samej alejce nikogo nie było. Więcej Iwony nie widział. Dopiero z komunikatu w telewizji dowiedział się, że zaginęła. Jednak – po okazaniu zdjęć Iwony i kadru z monitoringu z wizerunkiem pana z ręcznikiem – świadek ten nie miał wątpliwości, że widział właśnie ich. Nie zgłosił się wcześniej na policję, ponieważ w jego ocenie nie wiedział o niczym istotnym i nic podejrzanego wtedy nie zaobserwował. Przesłuchiwane dwie osoby z ekipy sprzątającej zaprzeczyły, jakoby widziały wtedy samotnie idącą dziewczynę. Nie pamiętali również, żeby kolega zwracał wtedy na nią ich uwagę.
Dodatkowo, około miesiąc po zaginięciu Iwony, na policję zadzwoniła kobieta, która chciała pozostać anonimową. Poinformowała, że podczas spaceru usłyszała rozmowę panów porządkujących pas nadmorski. Jeden z nich opowiadał, że – w dniu zaginięcia dziewczyny – podwoził pojazdem którym dysponują, kilka przejść dalej mężczyznę, widocznego na monitoringu mężczyznę z ręcznikiem. Nie udało nam się ustalić, czy chodziło o firmę, której pracownik zeznawał, że widział Iwonę, czy też drugą – konkurencyjną, która również wtedy sprzątała pobliski rejon, a której samochód widoczny jest na kadrze z monitoringu spod wejścia 63 o godzinie 4:26.
Patrol policji na deptaku
Na podstawie kolejnych ujęć z kamery przy Bacówce wiemy również, co działo się przed i po przejściu Iwony. Około siedmiu minut przed dziewczyną, w tym samym kierunku szło dwóch mężczyzn. Zostali oni jednak zarejestrowani na nagraniu przy molo na Zaspie o godzinie 4:24, więc wątpliwe, żeby dziewczyna zdążyła ich po drodze minąć.
Po przejściu zaginionej, w jej kierunku poruszali się kolejni piesi oraz rowerzyści. Dziesięć minut później – z kierunku, w którym poszła Iwona – idzie młoda kobieta i skręca do namiotu baru „Bacówka”, natomiast o 4:24 w tym samym kierunku co Iwona, jedzie po ścieżce rowerowej oznakowany patrol policji.
Iwonę, do ścieżki prowadzącej ku ulicy Dąbrowszczaków, dzieliło od kamery około 800 metrów (około 13 minut), do kolejnej – w kierunku ulicy Czarny Dwór – było to około kilometra (około 16 minut). Bez względu na to, czy skręciłaby w alejkę pierwszą, czy drugą, to powinna być w kontakcie wzrokowym ludzi, którzy podążali za nią pieszo, a tym bardziej osób na rowerach – oni powinni ją mijać, gdyby dalej w tym samym tempie poruszali się deptakiem. Patrol policyjny z kolei – w przypadku, gdyby dziewczyna skręciła w pierwszą alejkę – nie zdążyłby jej dostrzec. Natomiast, gdyby szła dalej – do alejki prowadzącej do ulicy Czarny Dwór – powinien ją minąć.
Jak wynika z notatki Komendy Głównej Policji z września 2013 roku, do tamtej pory nie ustalono tożsamości mężczyzny z ręcznikiem oraz kilku innych osób, które w zbliżonym czasie poruszały się w tym samym rejonie, co zaginiona. Jeżeli, przy tak nagłośnionej sprawie, żadna z tych postaci nie zgłosiła, że była świadkiem czegoś podejrzanego, to można przypuszczać, że na odcinku od kamery przy Bacówce do pierwszego i drugiego zejścia w Park Reagana – czyli odpowiednio w alejki prowadzące do ulicy Dąbrowszczaków oraz Czarny Dwór – nie doszło do zdarzenia związanego z zaginięciem dziewczyny. Mogło do niego zatem dojść na wymienionych ścieżkach, prostopadłych do deptaka przy plaży. Jak czytamy dalej w notatce KGP, nadal jednak należy uwzględnić możliwość, że coś stało się bezpośrednio w okolicy domu. Tym bardziej, że na całym deptaku i w alejkach prostopadłych jest zakaz wjazdu pojazdów (z wyłączeniem służb porządkowych), co znacznie utrudnia sprawę, a oprócz tego istnieje ryzyko zauważenia przez patrol policji, który w tym czasie przebywał w okolicy. Poza tym w przypadku zaatakowania Iwony na którejś z alejek, trzeba wziąć pod uwagę, że miała ona w ręku przedmioty (torebka, buty), których nie znaleziono podczas przeszukiwań terenu. Mało prawdopodobne jest też, aby dziewczyna na atak nie zareagowała krzykiem. Wykonano próbę głosową, która wykazała, że w podobnych warunkach taki odgłos niesie się w promieniu około 200 metrów. Ponadto, oprócz osób postronnych znajdujących się w tej okolicy, byli tam również uczestnicy imprezy urodzinowej a także jej były chłopak. Widocznie do tej pory żadna z tych osób nie wniosła nic nowego w sprawie, ponieważ zarówno Iwony, jak i pana z ręcznikiem do tej pory nie odnaleziono.
W audi z Arabem
To, że ich nie odnaleziono, nie oznacza jednak, że nie zgłaszały się osoby, które twierdziły, że widziały dziewczynę lub poszukiwanego mężczyznę. Sygnałów było mnóstwo. Dotarliśmy do zeznań, które brzmiały bardzo wiarygodnie, ale też do luźnych opowieści i gdybań. Nie sposób streścić wszystkich.
Jednym z pierwszych kierunków było pole namiotowe w Jastrzębiej Górze. Po wizji Krzysztofa Jackowskiego, mówiącej o tym, że zaginiona przebywa właśnie tam, znajomi dziewczyny pojechali do wskazanej miejscowości rozwieszać ulotki o zaginionej koleżance. Na miejscu dotarli do informacji, że Iwona przebywa na jednym z kempingów wraz ze starszym mężczyzną o arabskiej karnacji. W związku z tym powiadomili patrol policji i razem udali się pod wskazany adres. Okazało się, że poszukiwani opuścili niedawno jeden z domków. Zrobili to, mimo że ten zarezerwowany był na dłuższy okres, i odjechali w kierunku Władysławowa ciemnym audi A3. Ponadto, mniej więcej w tym samym czasie, do matki zaginionej zadzwoniła kobieta, która twierdziła, że widziała Iwonę w dniu zaginięcia między godziną 4:00 -5:00, jak uciekała przed mężczyzną w czarnej skórze o arabskiej karnacji. Ten miał ją złapać i razem mieli odjechać, właśnie ciemnym audi A3. Ktoś inny zgłosił z kolei na policję, że na portalu YouTube – pod hasłem „Wesoły Romek” – odnalazł informację, że zaginiona ma przebywać na polu namiotowym Na Skarpie w Jastrzębiej Górze.
Według relacji świadków z kampingu, z Iwoną i wskazanym mężczyzną miała przebywać jeszcze jedna kobieta – brunetka oraz kilka innych osób. Mężczyzna ten podszedł ponoć do plakatu z wizerunkiem zaginionej. Powiedział: – O ****!- po czym wrócił do domku, spakował swoje rzeczy, oddał klucz i opuścił ośrodek. Z relacji świadków wynika, że kobieta podobna do Iwony chodziła z nim za rękę, a po kampingu poruszała się swobodnie. Po okazaniu recepcjonistce zdjęć Iwony, stwierdziła ona, że osoba na zdjęciu jest bardzo podobna do jednej z dziewczyn, które wtedy przebywały ze śniadym mężczyzną. Dziewczyna ponoć zachowywała się naturalnie, nie była do niczego przymuszana, w każdej chwili samodzielnie mogła opuścić teren ośrodka.
Odnaleziono właściciela audi. Oświadczył on, że przebywał w tym czasie na kampingu Na Skarpie ze swoją dziewczyną oraz grupką znajomych, a po opuszczeniu ośrodka udał się do Płocka. Twierdził, że nie znał Iwony, ani nie kojarzył jej nazwiska z żadnym zdarzeniem, w którym mógł uczestniczyć.
Porwana do burdelu
Ustalono też między innymi, że w rejonie, gdzie ostatni raz widziana była Iwona, zamieszkuje recydywista, dwukrotnie karany za gwałty i bezprawne pozbawienie wolności. Kilka miesięcy przed zaginięciem, opuścił zakład karny w Czarnym. Jednak również ten trop nie dał żadnych efektów.
Kolejnym świadkiem, który twierdził, że widział Iwonę, był sąsiad mieszkania, gdzie w niedzielę – czyli dzień po zaginięciu – odbywać miała się impreza. Jest to lokal często wynajmowany studentom: – Początkowo było spokojnie. Po 22. na balkon wyszła grupka osób. Zachowywali się bardzo głośno, sąsiadka zaczęła ich uspokajać. Wyjrzałem i zobaczyłem na balkonie młodą kobietę oraz dwóch mężczyzn. Gdy w telewizji zobaczyłem jej zdjęcia, od razu byłem pewny, że wtedy na balkonie widziałem właśnie Iwonę Wieczorek. Jestem pewny, że na balkonie padło imię Iwona. Miała chyba jakąś sukienkę, a na szyi łańcuszek albo korale – relacjonuje świadek. Słyszał też rozmowę młodych ludzi. Kobieta miała powiedzieć: – Jedziemy do Berlina – na co jeden z mężczyzn zapytał: – A, co na to mama?
– Mam wyrozumiałą mamę – odpowiedziała dziewczyna. Świadek poszedł to wtedy zgłosić dzielnicowemu, ale nie zastał go.
Potem sprawa przycichła i pomyślał, że Iwona się odnalazła. Dopiero później w telewizji znowu usłyszał o poszukiwaniach i ponownie udał się na policję. Ludzie, których wtedy widział, mieszkali tam około 5-6 dni. Później już ich nie spotkał.
Były też sugestie, że Iwona przetrzymywana była przez około miesiąc w budynku w Duninowie koło Słupska. Jeden ze świadków zeznał, że w latach 90. kupił część pałacyku, ale nie mieszkał już w nim, bo lokale zabrał mu komornik. Nad nim miał mieszkanie pewien mężczyzna. Nie pamięta kiedy, ale któregoś dnia spotkali się w Ustce. Były sąsiad wręczył mu potajemnie gazetę, w której była opisywana sprawa Iwony. Wyznał też, że opiekuje się tą dziewczyną na zlecenie znajomego, którego syn ma dom publiczny w Rumi albo w Redzie. Gdy spotkali się ponownie, mówił mu, że panicznie boi się tego mężczyzny i jego ludzi, dlatego zapuścił brodę. Wiedział, że zajmuje się on werbowaniem dziewczyn do domów publicznych. W Duninowie każdy się go bał.
Wcześniej zdarzyło się, że ten mężczyzna przywiózł do Duninowa dwie dziewczyny, w tym jedną Wietnamkę. Przenocował wtedy te dziewczyny na jego prośbę, a rano wywiózł je na trasę do Gdańska i tam zostawił, tłumacząc im, że tak będzie lepiej. Znajomemu powiedział, że kobiety w nocy uciekły.
Iwona miała być rzekomo uwięziona w tym mieszkaniu, a jej „opiekun” pojawiał się tam co jakiś czas i dostarczał jej jedzenie oraz picie. Tak zeznawał świadek, który nie wiedział jednak, czy nastolatka przyjechała tam dobrowolnie, czy też została porwana: – Nie wiem też, co dalej się z nią stało – zeznał.
Gdy w lutym 2012 roku przyjechał do Duninowa, dowiedział się, że w kamienicy był pożar, w którym spalił się mężczyzna, zamieszany według niego w porwanie Iwony.
– Jeszcze przed śmiercią rozmawiałem z nim telefonicznie. Powiedziałem mu, iż wiem, że stoi za porwaniem Iwony. Odpowiedział, że to nie moja sprawa i żebym trzymał mordę na kłódkę – stwierdził świadek.
Wywieziona do Rosji
To tylko niektóre z historii, które opowiadali świadkowie. Jeszcze więcej osób kojarzyło mężczyznę z ręcznikiem. Miał być rozpoznany jako osoba, która często podjeżdżała na parking w pobliżu deptaka. Dziwnie się zachowywał i często w nocy chodził się kąpać w morzu. Zapytany przez pracownika parkingu, czemu kąpie się nocami, odpowiedział, że należy do grupy „morsów”. Poszukiwany mężczyzna – który na nagraniu z monitoringu idzie za Iwoną – rozpoznany miał być też m.in. jako pracownik zakładu w Turowie, uczestnik kongresu brydżowego, mężczyzna onanizujący się na plaży, czy jeden z gości hotelu, który mieści się przy ulicy Bitwy Pod Płowcami.
Znajomi Iwony, również – niedługo po jej zaginięciu – napotkali mężczyznę, który według nich odpowiadał postaci z zapisu monitoringu. Okazał się nim być piekarz, który tak opisuje całe zajście: – Skończyłem pracę o godzinie 6, wróciłem do domu i położyłem się spać. Wstałem około 10., wziąłem koc i poszedłem na łąkę, bo chciałem się poopalać. Kupiłem sobie trzy piwa i tam je wypiłem. Gdy usiadłem na ławce, w pewnej chwili podjechał samochód, chyba bmw, a po chwili drugi samochód, nie wiem jakiej marki. Wysiadło dwóch przypakowanych mężczyzn, powiedzieli do mnie, abym się nie ruszał. No to siedziałem na ławce, aż przyjechała policja. Pojechaliśmy na komisariat. Pytali mnie, czy mam coś wspólnego z zaginięciem tej dziewczyny. Powiedziałem, że absolutnie nie. Byłem trochę pijany od tych piw. Po tych rozmowach, policjanci odwieźli mnie do domu.
Człowiek wytypowany przez znajomych Iwony, również okazał się nie być tym właściwym. Mężczyzna w czasie zaginięcia nastolatki był w pracy.
Na policję w Krakowie zgłosił się natomiast świadek, który, na portrecie pamięciowym zamieszczonym w gazecie, rozpoznał poszukiwanego świadka – mężczyznę z ręcznikiem. Do sklepu, w którym pracował, miał wejść właśnie ten człowiek i pytać o perfumy. Sprzedawca poprosił, żeby chwilę poczekał, bo musi sprawdzić na liście. Według opisu, klient ten miał około 40-50 lat, ubrany był elegancko, w ręku miał teczkę i wymiętą reklamówkę. Podczas wizyty w sklepie, zadzwonił mu telefon. Mężczyzna miał powiedzieć: – Dopiero przyjechałem do Krakowa. To, co miało być załatwione, już zostało – po czym przerwał rozmowę. Kupił tylko dwa puste flakoniki i zapytał, czy jeśli będzie miał je napełnione na lotnisku bez naklejek, to zostaną mu skonfiskowane. Dodał, że wróci po perfumy, po czym opuścił sklep i więcej się w nim nie pojawił. Sprzedawca zauważył na jego szyi wyraźne ślady zadrapania, lekko rozciętą wargę oraz przysłonięty mankietem marynarki tatuaż – wzoru nie dało się dostrzec. Na okazanym portrecie pamięciowym, ze stuprocentową pewnością rozpoznał właśnie tego klienta. Portret mężczyzny został przesłany na lotniska w Krakowie i Katowicach. Sprawdzony został też okoliczny monitoring, jednak w konsekwencji tych działań, nie udało się uzyskać żadnych informacji, mogących przyczynić się do odnalezienia Iwony.
Do Fundacji Itaka zgłosiła się natomiast kobieta, która twierdziła, że gdy kilka dni po zaginięciu Iwony Wieczorek, bawiła się z koleżanką w klubie Dream Club. Zaczepił je mężczyzna, który oferował im sesję do jednego z rozbieranych magazynów oraz proponował wyjazd za granicę. Przedstawił się tylko z imienia, a z relacji dziewczyny wynika, że był bardzo namolny, jednak gdy odmówiły, dał im spokój. Natomiast nadal bacznie im się przyglądał. Stwierdziła, że był bardzo podobny do mężczyzny z ręcznikiem z zapisu monitoringu, a tego dnia był nawet niemal identycznie ubrany.
Kolejna zeznająca osoba – mężczyzna obsługujący dmuchaną poduszkę na plaży – twierdził, że człowiek z ręcznikiem to Rosjanin. Kojarzy go, jest niemal pewien, że to właśnie jego widywał w tych dniach razem z grupą innych, czterech – pięciu mężczyzn. Opisał jego strój: skórzana kurtka, jeansy, biała koszulka, łańcuch na szyi.
– Ja mam bardzo dobrą pamięć do twarzy i jak później zobaczyłem jego zdjęcie rozwieszone na słupie, to go skojarzyłem – relacjonuje mężczyzna. Raz z nim nawet rozmawiał – miał go pytać o ten materac do skakania. Mówił trochę po polsku, ale z rosyjskim akcentem. Jego koledzy byli w podobnym wieku, umięśnieni, jeden z tatuażem pajęczyny na szyi. Bywali na piwie w pobliskim ogródku, obserwowali ludzi, ale świadek nie zauważył, żeby kogoś zaczepiali. Mężczyzna opowiadał również, że kilka razy widział go nawet z białym ręcznikiem, jak szedł się kąpać na plażę – sam bez kolegów: – Wchodził wejściem koło Bacówki, nie jestem pewien numeru tego wejścia. Widywałem go w tym tygodniu, kiedy zaginęła dziewczyna, ze trzy – cztery razy. Ja przypuszczam, że Iwona żyje. W tym okresie bywało tu wielu Rosjan. Moim zdaniem ona została wywieziona do pracy w agencji towarzyskiej w Rosji. To takie moje przypuszczenia.
To tylko niektóre z relacji osób, które miały widzieć mężczyznę podobnego do poszukiwanego świadka. Jeżeli faktycznie był on obcokrajowcem, to istnieje mała szansa na odnalezienie go. Jeśli nawet nie ma związku ze sprawą zaginięcia gdańszczanki, to może nie wiedzieć, że jego wizerunek był w polskich mediach.
Milion za informacje
Przy okazji tej sprawy w mediach nie zabrakło natomiast Krzysztofa Rutkowskiego i jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Ten pierwszy, na przykład zabezpieczył telefon zaginionej oraz dwa dyski do jej komputera, zanim zrobiła to policja. Następnie we własnym zakresie oddał je do firmy, która zajmuje się odzyskiwaniem danych. Jak twierdził, szukano m.in. informacji o potencjalnym planowanym wyjeździe dziewczyny. Jednak ich nie znaleziono. Następnie dyski wraz z analizą zostały przekazane matce Iwony. Rutkowski zapewniał, że dyski są w nienaruszonym stanie, a osoby, które zajmowały się odzyskiwaniem informacji, nigdy nie uszkodziły baz danych znajdujących się na nośnikach, które im powierzano.
Zarówno on, jak i Jackowski skupili się głównie na Pawle – chłopaku, w towarzystwie którego Iwona Wieczorek bawiła się w noc przed zaginięciem. Właściciel biura detektywistycznego zeznaje na jego temat: – W mojej ocenie był on osobą najbardziej zainteresowaną sprawą, zadającą mi najwięcej pytań. Chciał wszędzie być. Miał bardzo dobre relacje z policjantem z Sopotu, prowadzącym sprawę. Zdziwiło mnie, że funkcjonariusz rozmawiał z nim na płaszczyźnie towarzyskiej. Kiedy ja na przykład byłem przy ich luźnej rozmowie telefonicznej i sam chciałem wziąć słuchawkę, żeby przekazać policjantowi jakieś informacje, usłyszałem od niego, że ze mną nie będzie rozmawiał.
Według zeznań detektywa, chłopak był bardzo aktywny do czasu zorganizowanych poszukiwań. Gdy zapytał go, czy będzie brał w nich udział, stwierdził że nie, bo mama go do czegoś potrzebuje. Natomiast od matki Iwony dowiedział się, że Paweł miał organizować tego dnia grilla. Nie obyło się też bez prowokacji. Rutkowski blefował, że w Sztokholmie znalazł się świadek, który widział zdarzenie. Od tego momentu Paweł miał zacząć intensywniej do niego dzwonić, dowiadywać się co i jak. Martwił się, że wszyscy go podejrzewają, że jeszcze w końcu zostanie zatrzymany, wykazywał nerwowość. – Wcześniej przed Sztokholmem, było puszczenie przeze mnie informacji o biznesmenach, którzy dają za wskazanie miejsca pobytu Iwony nagrodę miliona złotych. To nie zrobiło na nim wrażenia. Mógł się domyślać, iż to był blef. Zareagował nerwowo właśnie na informację o świadku ze Szwecji – zeznaje Rutkowski.
Jasnowidz na działce
W niedzielę tuż po zaginięciu Iwony, jej matka zgłosiła się do Jackowskiego. Przywiozła rzeczy córki i zdjęcie. Na podstawie swojej wizji ocenił on, że dziewczyna żyje, a z miejscem zdarzenia kojarzył altankę ogrodową, przy której znajduje się jakiś ciek wodny oraz betonowe elementy o prostokątnym kształcie, wypełnione wodą.
Po kilku dniach, zadzwonił wujek Iwony i poprosił jasnowidza o przyjazd do Gdańska. – Zgodziłem się. Zabrałem swoją córkę oraz partnerkę i swoim samochodem pojechaliśmy do Gdańska, chyba przez Żukowo albo Kartuzy, gdzie miał na nas czekać ten wujek zaginionej, aby doprowadzić nas na miejsce. Przyjechał jakimś drogim samochodem, a razem z nim był jakiś chłopak. Pojechaliśmy na osiedle Iwony, skąd odebraliśmy jej matkę i razem udaliśmy się na deptak, w miejsce gdzie kamera ostatni raz zarejestrowała dziewczynę.
Wtedy jasnowidz miał kolejne doznanie, z którego wynikało, że poszukiwana już nie żyje. Poinformował o tym obecne tam osoby. Nie podobało mu się zachowanie wujka podczas marszu deptakiem. W ocenie Jackowskiego, był mało przejęty i zainteresowany sprawą. Po wizycie w Gdańsku, jasnowidz wrócił do domu i miał zamiar więcej się nie angażować, gdyż w jego ocenie wydarzenie to stało się już za bardzo medialne i mogło to negatywnie wpływać na jego wizje.
Jednak kilka dni później zadzwonił do niego dziennikarz z telewizji Polsat, informując, że planuje przygotować materiał o zaginięciu, proponując Jackowskiemu, aby pojechał razem z nim. Jasnowidz zgodził się i za kilka dni ponownie udali się w okolice wejścia 63.
– Byłem zaskoczony, ponieważ było tam dużo osób oraz Krzysztof Rutkowski, który ustawił tam krzesła, jakby szykował jakąś konferencję prasową i zachowywał się niczym wodzirej. Zauważyłem, że przy detektywie stoi dwóch chłopaków. Jeden bardzo blisko, tak jakby chciał usłyszeć rozmowę, natomiast drugi zachowywał się tak, jakby kontrolował tego pierwszego – opowiada jasnowidz.
W momencie, gdy Jackowski zaczął mówić o swojej wizji związanej z altanką, ten, który stał blisko, zaczął proponować, że on może wszystkich tam zaprowadzić, bo wie, gdzie jest ta altanka. Wskazał jakiś domek letniskowy, jednak to nie o ten budynek chodziło w wizji. Wtedy Rutkowski powiedział, że przecież całe towarzystwo piło alkohol na działce w altanie, przed imprezą. Wiadomo już było, że chodzi o działkę Pawła, czyli jednego z obecnych tam chłopaków.
– Odniosłem wówczas wrażenie, że tak, jak dotychczas był pomocny, tak teraz zaczął mieć jakieś opory. Wykręcał się, że nie ma kluczy, że to działka dziadków, że jak po nie pojedzie, to babcia będzie się denerwowała – kontynuuje zeznania Jackowski. Zdziwiło go, że chłopak tak dobrze pamięta, co mówił akurat o altanach, ponieważ zaczął tłumaczyć, że tam są bardzo bogate altany, a w wizji jest przecież mowa o skromnych. Ostatecznie Paweł zgodził się tam pojechać, ale nadal zniechęcał, że trzeba daleko iść, bo brama wjazdowa jest zamknięta. Powiedział też zdanie, które bardzo zaskoczyło Jackowskiego: – Uznał, że mój przyjazd na działki jest właściwie bez sensu, bo do tej altany trzeba iść pieszo jakieś 800 metrów, więc kto by ją tam zaniósł? Bardzo zwróciłem uwagę na te jego słowa: „kto by ją tam zaniósł”.
Jasnowidz w zeznaniach relacjonuje, że na działki pojechał swoim autem, Polsat swoim, a chłopaki swoim – chyba vw golfem. Pamięta też, że gdy Paweł poszedł do dziadków po klucze, ten kolega został pod blokiem i bacznie przyglądał się Jackowskiemu, tak, że zaczął się go nawet bać. Potem młodzi ludzie ruszyli z piskiem opon, wtedy uświadomił sobie, że byli chętni do pomocy, dopóki nie padł pomysł pojechania na działkę. Stali się wtedy nerwowi, obrażeni. Na działki jechali jakieś 10 minut – wcale nie tak daleko. Brama wjazdowa faktycznie była zamknięta, weszli furtką. Do altany było jakieś 400 metrów. Gdy jasnowidz zadawał Pawłowi pytania, jego kolega reagował nerwowo, tak jakby nie był pewny tego, co odpowie przyjaciel. Z młodymi ludźmi na działki przyjechały także dwie dziewczyny, na oko 17- 18-letnie. Wcześniej prawdopodobnie siedziały w aucie, gdyż Jackowski zauważył je dopiero na miejscu. Paweł otworzył altankę, jakby niczego się nie obawiał. W domku był porządek, wszystko było pochowane do szafek. Usiedli przy stole, a reszta została na zewnątrz. Chłopak odpowiadał na pytania. Mówił, że pili wtedy mało, że nie jeździł już potem autem tego wieczoru. Wyraźnie się wyluzował, ale widać było, że ma żal, że się go czepiają. Zaczął być bardziej pewny siebie, jakby wiedział, że Jackowski nie poszedł właściwym torem. Następnie zaczęli dyskutować o telefonach Pawła. Dlaczego na dyskotekę zabrał jeden telefon, skoro ma dwa. Wyjaśniał, że jeden jest służbowy, że nie nosi go na imprezy. Prywatny telefon był na kartę, a służbowy na abonament. Jackowski zapytał go, czy zmieniał kartę w tym prywatnym, odpowiedział że tak, że dzień po zaginięciu. Wtedy zaczął być nerwowy, jakby nie chciał kontynuować rozmowy. Jackowski wyszedł na zewnątrz i pokazał wszystkim dwa telefony chłopaka, mówiąc że coś kręci, bo jak się ma dwa telefony, to nosi się ze sobą obydwa. Paweł zdenerwował się, stwierdził, że jak tak dalej będą go wszyscy podejrzewać, to w końcu wyjedzie za granicę i już nie będzie w niczym pomagał. Wtedy Rutkowski wziął go na bok i zaczął go uspokajać, według oceny jasnowidza chłopak czuł, że ma w nim oparcie.
Na koniec Jackowski podsumowuje: – Od tamtego zdarzenia minęło już dużo czasu, jednak bardzo często zachowanie tych chłopaków stawało mi w pamięci, było bardzo wymowne. W moim mniemaniu, bali się tej wizyty na działce. Wyglądało to dla mnie bardzo dziwnie i podejrzanie.
Przepadła bez śladu
Śledztwo w sprawie pozbawienia wolności Iwony Wieczorek, umorzono w grudniu 2011 roku, ze względu na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa. Jednocześnie dowody rzeczowe w sprawie, przechowywane będą przez okres 30 lat. Analitycy wytypowani do sprawy, zakończyli już pracę nad materiałami zgromadzonymi przez prokuraturę i nie znaleźli w nich punktu zaczepienia.
Jednak na tym działania śledczych się nie zakończyły. Jak dodaje prokurator Grażyna Wawryniuk: – Nadal sprawdzane są różne sygnały, np. ostatnio badano filmik, który pojawił się w sieci i nawiązywał do zaginięcia Iwony Wieczorek. Te czynności leżą już jednak po stronie policji, jeśli na coś trafią i będzie jakikolwiek punkt odniesienia, to prokuratura podejmie ewentualne czynności. Nie wykluczono żadnej z wersji, żadnej też nie udało się potwierdzić. Natomiast najmniej prawdopodobną z nich jest dobrowolne oddalenie się od domu.
Podczas postępowania przygotowawczego, przesłuchano przy pomocy wariografu cztery osoby. Zabezpieczono również szereg zapisów z monitoringów. Dwa dni po zaginięciu zaczęto ustalać, gdzie rozmieszczone są pierwsze z nich. W toku czynności udało się uzyskać te z ulicy Grunwaldzkiej w Sopocie, z okolicy lokalu Bacówka – te dwa dostępne były w mediach i był na nich wizerunek Iwony. Oprócz tego były to m.in. nagrania: z kompleksu Centrum Haffnera, ulicy Dąbrowszczaków, Jana Pawła II, Jantarowej, z molo na Zaspie, z klubu Banana Beach, ze stacji benzynowych oraz szereg zapisów z prywatnych kamer. Pomimo nierozpoznania zaginionej przez pracowników lokalu Dream Club, gdzie bawiła się młodzież, zabezpieczono również ten monitoring, jednak jest on bardzo słabej jakości. Badano około 375 kadrów ze zdjęciami pojazdów przejeżdżających o tej porze w okolicy, przesłuchiwano m.in. załogę ambulansu, który nagrał się na jednej z kamer. Sprawdzano lotniska oraz porty. Nigdzie nie natrafiono na ślad Iwony. Oględzinom poddano kilka pojazdów, łącznie z badaniami osmologicznymi na podstawie buta Iwony. Pobrano DNA ze szczotki dziewczyny, aby porównać je m.in. do ewentualnych śladów biologicznych w sprawdzanych autach. Analizowano billingi osób, które w ostatnim czasie kontaktowały się z zaginioną.
W rozmowie z Reporterem prokurator Grażyna Wawryniuk stwierdziła: – Wszystkie okoliczności związane z osobami, w których towarzystwie bawiła się Iwona Wieczorek, oraz z którymi w ostatnim czasie przebywała, jak i tych powiązanych z nią bardzo blisko, były sprawdzone. Nic nie wskazywało na to, aby miały jakikolwiek związek z tym zaginięciem.
Podjęto czynności poszukiwawcze z udziałem psów tropiących, w rejonach pasma plaży, w tym terenów od Sopotu (okolice Łazienek) do miejsca zamieszkania zaginionej oraz okolic Brzeźna. Przeszukano stawy oraz pobliskie stacje uzdatniania wody, studnie i studzienki, oraz miejsca wskazane przez powołanego biegłego, gdzie – w kontekście panujących warunków – zwłoki mogły ewentualnie wypłynąć.
Weryfikowano też wszystkie sygnały, płynące z Internetu oraz telefoniczne zgłoszenia różnych osób. – Dostaliśmy również kilka informacji, że zaginiona nie żyje, a ciało ukryte jest w danym miejscu. Dokonywano przeszukań takich obszarów, wraz z przekopywaniem wskazywanego miejsca – dodaje prokurator Grażyna Wawryniuk. Przeszukiwano także kilka mieszkań wytypowanych przez świadków, a w których mogła przebywać Iwona Wieczorek.
Sprawdzano także – pod względem genotypu – ujawniane w Polsce zwłoki kobiet o nieustalonej tożsamości, w zbliżonym do Iwony wieku – z wynikiem negatywnym. Iwony szukano poprzez Interpol oraz system SIS.
Żadne z tych działań nie przyniosły wyjaśnienia sprawy. Nie zdołano podjąć jakiegoś konkretnego tropu. Według prokuratury nie można też w sposób jednoznaczny wykluczyć, że Iwona sama lub za namową innych osób postanowiła opuścić miejsce zamieszkania i zerwać kontakty z rodziną, pomimo iż wersja ta jest bardzo mało prawdopodobna. http://expresselb...-reporter/
Edytowane przez elin dnia 04-09-2015 22:58
Dzięki naszemu dziennikarskiemu śledztwu, wkrótce może wyjaśnić się sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek. Według naszych ustaleń, najgłośniejsze zaginięcie w III RP ma związek z trójmiejskim środowiskiem sutenerów. Przekazaliśmy śledczym bardzo dużo zebranych przez nas danych. Obecnie łączą je ze swoimi ustaleniami. Nie o wszystkich możemy tu napisać.
W maju tego roku opublikowaliśmy artykuł „Pięć lat bez Iwony", o zaginionej w lipcu 2010 r. 19-letniej Iwonie Wieczorek z Gdańska. Nastolatka zniknęła po wieczorze spędzonym w sopockim klubie.
Wtedy - po wielogodzinnym przeglądaniu setek stron akt - doszliśmy do wniosku, że nie będziemy wracać już do tego tematu. Z lektury akt nie wynikało, aby jakakolwiek przewijająca się w nich osoba, mogła być sprawcą uprowadzenia bądź zmordowania Iwony.
Jednak miesiąc później, w innym naszym śledztwie pojawił się - wskazany nam jako seryjny gwałciciel nastoletnich dziewcząt - 39-letni Krystian z Wejherowa, zwany też „Krystkiem". Tę sprawę opisaliśmy w poprzednim numerze, w reportażu „Krystian jestem, zostań moją dziwką". Ten człowiek bezsprzecznie powinien być brany pod uwagę przy zaginięciu Iwony. Jednak jego nazwisko dotychczas nie pojawiło się w aktach tej sprawy ani razu. A powinno. Potwierdziły to zebrane przez nas – w ciągu ostatnich miesięcy - informacje.
Ustaliliśmy sposób jego działania. Krystian to sutener, dostarczyciel prostytutek bogatym klientom. Ten miłośnik nastolatek ma na swoim koncie wiele. Nieobce jest mu wciąganie dziewczyn do samochodu wprost z ulicy. Jak trzeba było, to wyczekiwał na ofiary pod domami i szkołami. Jego domeną było śledzenie, wywożenie do lasów, szantażowanie, przemoc i podstępne zmuszanie dziewcząt do stosunków. A potem, do pracy w różnych odmianach zawodów związanych z seksem. To nie były metody, których używali inni trójmiejscy alfonsi.
Sporządzony przez nas, roboczy profil był stuprocentowo zgodny z tym, którym teoretycznie mogła charakteryzować się osoba związana ze zniknięciem Iwony.
Po naszej ostatniej publikacji ruszyła medialna lawina. O „Krystku" zrobiło się głośno w całym kraju. Jego sprawą oraz sprawą Iwony, zajął się specjalny zespół śledczych. Dzięki nam sutener jest już w aktach dotyczących zaginięcia dziewczyny. Powinien w nich figurować od początku, jako podejrzany nr 1. Nawet, jeśli był w noc zaginięcia Iwony na Księżycu.
Nasze ustalenia przekazaliśmy policji kilka tygodni przed tą publikacją. Mamy też nadzieję, że dzięki tym wskazówkom, wróci pamięć świadkom pewnych zdarzeń. Wierzymy, że po raz ostatni piszemy o Iwonie „zaginiona". Jej sprawa wkrótce powinna znaleźć rozwiązanie.
Na klubowym szlaku
Aby doszukać się możliwych tropów, które pomogłyby nam rozwiązać zagadkę Iwony, postanowiliśmy sprawdzić trójmiejskie środowisko klubowe. Zwłaszcza Sopotu, który jest centrum pomorskiego dyskotekowego życia. Znajduje się tam aż kilkadziesiąt popularnych klubów. Kilka z nich jest ściśle związanych ze spółką, której nazwy z pewnych względów nie wymienimy. Dziwnym zbiegiem okoliczności, aż w pięciu powiązanych z nią lokalach przeplatają się wątki związane z Krystianem i Iwoną Wieczorek. Nazwy niektórych z nich zmieniały się, ale biznesowe związki pozostawały. Bo spółka, to byli przede wszystkim ludzie, nieraz przerzucani z klubu do klubu.
Od czasu ostatniej publikacji, udało nam się nawiązać kontakt z kilkudziesięcioma pracownikami lub byłymi pracownikami sopockich klubów. Problem w tym, że wielu z nich przechodzi obecnie problemy zdrowotne. Zachorowali na amnezję. Nawet ci, wobec których zebraliśmy niezbite dowody, że bawili się wspólnie z Krystianem, pili z nim wódkę, wyjeżdżali z nim w podróże i prowadzili z nim rozmowy telefoniczne. Oni jednak nie mogli sobie przypomnieć, że go znają.
Istnieje jednak wiele punktów wspólnych między sprawą „Krystka" i sprawą Iwony. Szokujące jest przede wszystkim to, że wychodzą one na jaw dopiero dzięki nam. W 5 lat po zaginięciu dziewczyny i aż kilkanaście lat od pierwszego odnotowanego w sądowych aktach gwałtu dokonanego przez Krystka", który do dziś nie został skazany za jakiekolwiek zgwałcenie.
Dziewczyny w pasiakach
Dolna część ul. Monte Cassino, popularnego Monciaka, czyli słynnego sopockiego deptaka, prowadzącego do molo. Działał tu klub, który stylizowany był na hawajskie klimaty. Bardzo młode dziewczyny tańczyły w nim na stole barowym. Zdarzały się striptizy. Jeśli któraś rozebrała się do naga, mogła liczyć na butelkę dobrego alkoholu. Z wielu źródeł wiemy, że zjawiały się tam prostytutki.
Do czasu zaginięcia Iwony, „Krystek" widywany był najczęściej właśnie tu. Mamy poświadczające to fotografie i zeznania świadków. Według naszych źródeł, zawsze siadał tam w miejscu przeznaczonym dla VIP-ów. Wiemy, o co najmniej dwóch dziewczynach, którym w tym klubie (w 2009 i 2010 roku) miał kilkakrotnie proponować pracę w charakterze prostytutek świadczących usługi dla bogatych ludzi.
Gdy przeglądaliśmy klubowe zdjęcia, najbardziej przykuły naszą uwagę dwie dziewczyny, pracownice tej dyskoteki. Ich funkcje zawodowe w klubie do dziś pozostają dla nas niejasne. Jedna z nich w rozmowie z nami stwierdziła, że czasami była tam hostessą. W materiałach przekazanych śledczym, roboczo nazwaliśmy je „pasiastymi dziewczynami". Bowiem zainteresowały nas nie tyle one same, co ich stroje. Bardzo podobne do ubioru Iwony w dniu zaginięcia. Obie miały górę w paski, a jedna z nich łudząco podobną spódnicę. Ubierały się tak samo, co najmniej kilkakrotnie. Wygląda to, jak swego rodzaju ubranie służbowe. Zdjęcia zaniepokoiły nas tym bardziej, że dziewczyny były tak ubrane także na dyskotece, tydzień po zaginięciu Iwony, a na fotografiach z kolejnych imprez, do których udało nam się dotrzeć, występowały niemal tak samo ubrane.
Uderzyło nas to na tyle, że zapytaliśmy Iwonę Kindę, mamę zaginionej, co sądzi o strojach tych dziewczyn: - Iwona miała strój dwuczęściowy: bluzka i spódnica. A to wygląda jak sukienka. Ma też nieco inny kształt w pasie - bardziej w kształcie bombki, ale może to kwestia figury. Zgadzają się natomiast guziki z przodu.
Nie można wykluczyć, że przez niemal identyczny strój Iwona mogła zostać wzięta za jedną z tych dziewczyn.
Natomiast ważna w tym okresie dla tego klubu osoba, która znała oczywiście „Krystka", dwukrotnie potwierdziła nam, że przedstawiono jej Iwonę. Wydało nam się to dziwne, bo żadna z bliskich Iwonie osób nie potwierdziła, aby kiedykolwiek bawiła się w tym lokalu. Gdy dopytywaliśmy, gdzie ją przedstawiono, kto ją przedstawił i w jakich okolicznościach? Nasz rozmówca odmówił odpowiedzi, sugerując, że nie chce robić problemów nikomu ze spółki. A potem stwierdził, że wcale mu Iwony nie przedstawiono. Amnezja.
W noc zaginięcia Iwona minęła ten klub, idąc w stronę domu. Mogła być widziana przez osoby bawiące się tam na tarasie.
Wiemy, że w tym samym miejscu wielokrotnie później bawił się też policjant, który spotykał się z Iwoną. Znał się też z „Krystkiem". Zaś sam „Krystek" został wpisany później jako prezes spółki-córki, która miała być spowinowacona z tym właśnie klubem. Spółka-matka miała w niej 49 z 50 udziałów.
Ulubiony klub Iwony
Górna część Monciaka. W 2010 roku, w tym klubie królowała głównie czarna muzyka i house. Osoby związane ze spółką, promowały ten klub jako najtańszy w Sopocie.
- To była speluna dla małolatów. Czym chata bogata - od alkoholu po proszki i małoletnie imprezowiczki – wspomina osoba z sopockiego środowiska klubowego.
Zjawiały się tam głównie nastolatki i obcokrajowcy. Według naszych źródeł, obie grupy mogły być w kręgu zainteresowań „Krystka" – pierwsza jako kandydatki na prostytutki, druga jako potencjalni klienci.
I faktycznie tak było. Na posiadanych przez nas zdjęciach widać, że „Krystek” zjawiał się tam zarówno przed, jak i po zaginięciu Iwony. Witał tam nawet 2011 rok. Co ważniejsze, miał zjawić się w tym klubie kilkadziesiąt godzin po zaginięciu 19-latki, 17 lipca 2010 roku. Był nieogolony, w zwykłym, pomiętym t-shircie. To nie bardzo do niego pasowało, gdyż na dziesiątkach innych zdjęć wyglądał na bardzo zadbanego. Zaś wiele znających go dziewczyn twierdzi, że zawsze dbał o wygląd i modne ubrania.
Posiadamy również fotografie z tego klubu, na których „Krystek" bawił się - niespełna dwa miesiące po zaginięciu Wieczorek - w towarzystwie „pasiastych dziewczyn". Jedną z nich czule obejmował. Była ubrana niemal identycznie, jak Iwona na ostatnim nagraniu montoringu, na którym ją zarejestrowano. Jej towarzyszka z tej imprezy, z którą udało nam się skontaktować, stwierdziła, że te stroje to czysty przypadek.
Co chyba najbardziej kluczowe, był to ulubiony klub Iwony Wieczorek. Potwierdzili to nam zarówno ojczym, jak i matka dziewczyny. Chodziła tam w towarzystwie przyjaciół i chłopaka, z którym rozstała się kilka miesięcy przed zaginięciem. Musiała zatem znać „Krystka”, który zaczepiał wszystkie atrakcyjne nastolatki. Nie tylko zresztą w tym klubie. We wszystkich, gdzie się pojawiał.
- Była tam na pewno kilkanaście razy w ciągu dwóch ostatnich lat przed zaginięciem - mówi w rozmowie z nami Iwona Kinda.
Po zaginięciu dziewczyny, w tym klubie jeszcze co najmniej raz pojawił się jej były chłopak. Dwa lata później, klub został przekształcony w przybytek z tańcem go-go. Dotarliśmy do świadków, którzy wielokrotnie widzieli, jak wchodzi do niego „Krystek". Według niektórych miał załatwiać tam dziewczyny na rury. Jedna z nich potwierdziła nam, że go zna. Później również i ją dopadła amnezja.
Praca wymuszana seksem
Środkowa część Monciaka. Tu, spółka promowała klub jako najbardziej ekskluzywny w Sopocie. Muzyka wybitnie uniwersalna: popularne, taneczne hity. Striptizy i seksualne pokazy, nie były tam rzadkością.
Według kilku naszych informatorów, Krystian - latem 2010 roku - był tam VIP-em. Nie byle jakim, bo miał darmowe napoje dla siebie i osób towarzyszących. Nasi rozmówcy twierdzą, że już wówczas był zawodowo związany ze spółką i przechwalał się, że załatwia tam dziewczyny na bujaczki. Miały półnagie huśtać się nad głowami tańczących gości, by urozmaicać imprezy. Kilka jego niedoszłych ofiar potwierdza, że oferował taką pracę. Nierzadko wymuszał ją szantażem – by nastolatki odpracowywały w ten sposób nieistniejący dług, lub żeby „Krystek" nie ujawnił filmu, nakręconego podczas wymuszonych na dziewczynach stosunków seksualnych.
Według naszych ustaleń, „Krystek" latem 2010 r. miał już na koncie co najmniej trzy gwałty. Dwa były zgłoszone śledczym, ale nigdy go za to nie skazano. Z trzecią ofiarą rozmawialiśmy: - Dosypał mi tabletkę gwałtu, byłam odrętwiała. Nie mogłam się ruszyć. Tak straciłam dziewictwo – wspomina dziewczyna - Później kilkakrotnie spotkałam go w 2009 i 2010 roku. Proponował mi pracę. Nie mówił jaką, ale zarobki były podejrzanie wysokie.
W tym właśnie klubie po raz ostatni bawiła się Iwona. Z kilku niezależnych od siebie źródeł wiemy, że bywała w nim już wcześniej, choć jej mama o tym nie wiedziała.
- Krystian wtedy przebywał na każdej większej imprezie w tym klubie – podkreśla Dagmara, niedoszła ofiara sutenera, która wielokrotnie go tam widziała, i którą nakłaniał do pracy w charakterze prostytutki dla „miłych, bogatych panów": - I jestem pewna, że Iwona go znała, skoro ona też tam często bywała.
Do tego klubu kartę VIP miał również jeden z mężczyzn, z którymi bawiła się Iwona tuż przed zaginięciem. Gdy próbowaliśmy kontaktować się z nim, przekazał nam - za pośrednictwem innej osoby - że nie jest zainteresowany rozmową na ten temat. Nie można wykluczyć, że znał się z „Krystkiem". Obaj byli wyjątkowymi gośćmi tej dyskoteki.
Koleżanka Iwony, zapytana o tego znajomego, odpowiedziała nam: - Iwona nigdy z nim nie była w związku, tak jak kłamały gazety i inne media. Nie wiem, co on do niej miał, ale Iwona nie traktowała go jak kogoś więcej niż kolegę. Na pewno nie miało to żadnego charakteru materialnego. Ale do tego klubu chodził często. Znał tam wielu ludzi.
Zarówno ten mężczyzna, jak i spotykający się wcześniej z Iwoną policjant, pojawiali się w tym klubie także w kolejnych latach. Policjant ma nawet zdjęcie w towarzystwie związanych z tym lokalem młodych kobiet. Jest wśród nich jedna z „pasiastych dziewczyn". Udało nam się z nią skontaktować. Znała się z Iwoną z czasów gimnazjum. Nie przepadały za sobą. Kontaktowaliśmy się także z tym mundurowym, który twierdzi, że z osobami z klubu łączyły go czysto towarzyskie relacje. Jego wyjaśnienia uznaliśmy za wiarygodne.
Iwona we Władysławowie
Władysławowo, powiat pucki. To matecznik założycieli spółki, która ma tu ogromne wpływy. Latem 2010 roku wielokrotnie jeździł tam „Krystek". To tam - w celach seksualnych - wywiózł na parking co najmniej kilka dziewczyn. Tam też znajdował się kolejny lokal związany ze spółką. Był urządzony w egzotycznym stylu.
Dla tej sprawy klub ten był o tyle wyjątkowy, że 19-latka miała się tam pojawić już po zaginięciu. Jednak okoliczności „sprawdzenia" tego doniesienia, kompromitują zarówno pracowników klubu, jak i policję. Zupełnie jakby nie chcieli, żeby coś się wydało.
Trzy tygodnie po zaginięciu gdańszczanki, pewna kobieta miała tam widzieć dziewczynę łudząco podobną do Iwony (towarzyszyła jej wyjątkowo rozrywkowa para). Godzinę później zgłosiła to mundurowym. „Blondynka była pijana bądź pod działaniem narkotyków. Miała błędne spojrzenie" – odnotowano w notatce z tego zdarzenia.
Tego samego dnia około godziny 22.00, czyli 16 godzin od zgłoszenia, do klubu udali się policjanci. W rozmowach z nimi barmani nie potrafili sobie przypomnieć blondynki. Amnezja. Zapis z monitoringu wykazał jednak, że rzeczywiście tam przebywała. Problem w tym, że ani policjanci, ani obsługa lokalu, nie potrafili zgrać nagrania. Obsługa klubu powiedziała funkcjonariuszom, żeby przyjechali za dwie godziny. Wówczas zjawi się pracownik, który będzie potrafił to zrobić. Mundurowi uwierzyli. Gdy wrócili na miejsce, po umówionych 2 godzinach, okazało się, że zapisu nie da się zgrać, gdyż nadpisuje się on po 18 godzinach. Czyli dokładnie tylu, ile minęło od opuszczenia lokalu przez blondynkę.
To nagranie przepadło. Niezależnie od tego, czy rzeczywiście była na nim Iwona, czy tylko przypominająca ją osoba, doszło do ogromnej kompromitacji śledczych i karygodnego zachowania obsługi lokalu, które mogło nosić znamiona przestępstwa. Konsekwencji jednak wobec nikogo nie wyciągnięto.
- We Władysławowie byliśmy na policji, ale nie bardzo chcieli nam pomóc. Według mnie, Iwona musiała tam być. Tam doszło do zbyt wielu zbiegów okoliczności – zauważa jedna z osób, które brały udział w poszukiwaniach gdańszczanki – Bo w położonej kilometr dalej Jastrzębiej Górze, też była ponoć widziana Iwona. Zadzwonił do nas właściciel ośrodka, że tam ją widziano, a potem to niby „małżeństwo z córką" nagle się spakowało i szybko uciekło. Przecież mieli opłaconą następną dobę. Pojechaliśmy na miejsce, i ludzie, którzy mieli drzwi obok, byli przekonani, że to była Iwona. Spisali nawet rejestrację, bo wiedzieli, że coś się dzieje. Po co oni tak nagle uciekli? Wiem, że policja ponoć odnalazła to „małżeństwo", ale przecież to mogły być podstawione osoby.
O rzekomym pobycie Iwony w Jastrzębiej Górze, pisaliśmy w maju tego roku.
Łowcy nastolatek
Sopot, kilkaset metrów od molo. Ten klub w czasie zaginięcia Iwony jeszcze nie istniał. Był dopiero w planach. Jednak w miejscu, na którym planowano go utworzyć - według jednego z anonimowych doniesień - miały znajdować się zwłoki Iwony. Sprawdzono to później. Ciała nie znaleziono.
Gdy miejsce zmieniło swój charakter, został tam utworzony lokal, który stał się świątynią polskich celebrytów. Niezwykle drogi, ekskluzywny, z pokojami za astronomiczne kwoty.
„Krystek" widywany był tam wielokrotnie. To również tu miał zabrać 14-letnią gdańszczankę o imieniu Anaid, by prawdopodobnie później ją zgwałcić. Przez co dziewczyna rzuciła się pod pociąg. Tą sprawę opisaliśmy w poprzednim wydaniu Reportera.
O tym klubie wspominamy jednak w tym miejscu, ponieważ pojawiał się w nim również inny Krystian, także noszący pseudonim „Krystek". Według przekazanej nam relacji, głośno komentował, po co tam chodzi, i nie były to cele związane z muzyką ani sztuką. Gdy zaginęła Iwona, miał około 60 lat. Co ciekawe, obaj „Krystkowie" byli związani z Wejherowem i słynęli z tego, że podobają się im nastolatki. Obydwaj od lat mieli przypięte łatki sutenerów. To cokolwiek zadziwiające zbiegi okoliczności.
Starszy „Krystek" figurował w aktach sprawy zaginięcia Iwony, ponieważ wspomniała o nim internautka Lidia90. Krótko po zaginięciu dziewczyny, napisała ona na forum internetowym, że gdańszczanka uczestniczyła - wraz z „Krystkiem” (starszym) - w bardzo odważnych imprezach w domu znanego trójmiejskiego biznesmena. Ów dom Iwona minęła, wracając w nocy z imprezy w Sopocie. Minęła też - znajdujący się niewiele dalej - plażowy klub, który należał do tego przedsiębiorcy.
Problem z wpisem Lidii90 polegał na tym, że użyła ona skomplikowanych zabezpieczeń sieciowych, przez co śledczy nigdy nie dowiedzieli się, kim jest, i co rzeczywiście może wiedzieć. Jedyną osobą, która twierdziła, że z nią rozmawiała, był Krzysztof Rutkowski. Stwierdził on, że zawarte w tym internetowym wpisie informacje są bzdurami, i nie przekazał kontaktu do Lidii śledczym. Sprawa tego komentarza umarła na 5 lat. W sierpniu tego roku, gdy zaczęliśmy weryfikować treść tego wpisu, detektyw obiecał, że przekaże nam kontakt do tej osoby, ale tego nie zrobił.
- Jak będę miał ten kontakt, to wam go dam – deklarował. Nie doczekaliśmy się jednak tego.
Sprawdzaliśmy zatem ten internetowy komentarz słowo po słowie. Konsultując go z osobami, które mogły posiadać na ten temat wiedzę.
Możemy stwierdzić, że zdecydowana jego część rzeczywiście dotyczyła starszego „Krystka". Zgadza się kilka podanych tam cech i kilka innych faktów. Wpis Lidii90 nie był jednak w całości zgodny z prawdą. Internautka twierdziła, że 60-letni „Krystek" wyławia dziewczyny w klubie, gdzie na pewno tego nie robił. Ze stuprocentową pewnością możemy stwierdzić, że w 2010 roku jedynym „Krystkiem” polującym na dziewczyny w tym lokalu był 34-letni wówczas Krystian. Ten starszy, 60-letni, pojawiał się w tamtym okresie w innych lokalach. Miały one odmienny charakter. Nie oznacza to jednak, że z tego powodu należałoby eliminować 60-latka z grona ewentualnych podejrzanych.
Powrót Rutkowskiego
Po naszej poprzedniej publikacji, i przekazaniu przez nas wielu informacji policji, śledczy wezwali Krzysztofa Rutkowskiego na przesłuchanie. Wówczas zaczął on przejawiać swoiste zainteresowanie młodszym „Krystkiem". Wiemy, że przekazał policji - po 5 latach (!) od wypłynięcia tego wątku - pewne dane, które mogą wreszcie pomóc przesłuchać Lidię90. Policjanci obecnie to weryfikują.
- Zapytany przez policjantów, dlaczego nie zrobił tego już 5 lat temu, odpowiedział, że nikt go o to nie pytał. A przecież, trudno byśmy wiedzieli o wszystkim, czym dysponuje pan Rutkowski – mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku - Mogę jednak potwierdzić, że przekazał dane dotyczące pewnej osoby i będzie to werfykowane. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Jednak kilka dni później detektyw zrobił coś, co wprowadziło nas w osłupienie. Zwołał naprędce w Sopocie briefing prasowy (nie zostaliśmy zaproszeni), podczas którego ogłosił, że według jego ustaleń młodszy z „Krystków" nie miał nic wspólnego z zaginięciem Iwony. Stwierdził tak, choć jak sam mówi, nie widział tego człowieka na oczy. Nie chciał też od nas informacji o nim, choć taką pomoc oferowaliśmy. Nie kontaktował się też w tej sprawie z - posiadającą dużą wiedzę o sutenerze - mamą 14-letniej Anaid, która samodzielnie dotarła do kilkudziesięciu ofiar „Krystka", i która zrozpaczona już kilka miesięcy temu starała się zainteresować detektywa tą sprawą, ale ten jej wówczas nie pomógł. Najwyraźniej miał w głowie swoją (?) wersję zdarzeń.
Przy okazji Rutkowski ogłosił, że przekazał śledczym nowe, ważne informacje w sprawie zaginięcia Iwony, i że jego biuro oferuje 200 tysięcy złotych nagrody za pomoc w jej znalezieniu. O tych, rzekomo nowy faktach milczy do dziś.
Zastanawia nas także, dlaczego Rutkowski ożywił się w momencie, gdy dzięki nam o sprawie ponownie zrobiło się głośno, a trop prowadzi do „Krystków”?
Wygląda na to, że z kilkudziesięciu osób, które teoretycznie mogły mieć związek ze zniknięciem Iwony, detektyw - na jakiejś sobie tylko znanej podstawie - wyłączył dwóch sutenerów: starszego „Krystka" (5 lat temu) i młodszego „Krystka" (w sierpniu tego roku).
Od śledczych wiemy jednak, że oni nie wykluczyli żadnego z tych dwóch mężczyzn.
Nasze ustalenia wskazują na to, że Iwona mogła żyć nawet półtora roku po zaginięciu. Oznaczałoby to, że z kręgu ewentualnych osób związanych z jej zniknięciem, nie można wykluczyć absolutnie nikogo. Inna osoba mogła zlecić jej uprowadzenie, inna ją uprowadzić, inna transportować, a jeszcze inna ukryć. Nie dostrzegamy ani jednej logicznej podstawy do wykluczenia kogokolwiek z tej sprawy.
Nasze przypuszczenia potwierdza też kolejny nasz rozmówca: - Iwona może być w domu publicznym na Zachodzie. Szukajcie jej, bo może żyć. Znam osobę, którą sprzedali do burdelu. Wróciła dopiero po kilku latach. Udało się jej. Iwonie też może się udać - mówi nam osoba znająca jednego z „Krystków".
Naszym zdaniem nie można wykluczyć, że Iwona jeszcze żyje. Choć szanse na to nie są wielkie.
Dziupla z dziewczynami
Jednym z miejsc, do których mogła trafić Iwona, była miejscowość Duninowo pod Ustką. Jak pisaliśmy w poprzednim numerze, udało nam się odnaleźć osobę, która zeznała śledczym, że widziała ją w jednym z pomieszczeń budynku, do którego co jakiś czas zwożono dziewczyny, także z Trójmiasta. Iwona miała przebywać tam jesienią 2011 roku.
- Była skrępowana. Mogła być odurzona narkotykami – mówi ten mężczyzna.
Fakt przetrzymywania tam dziewczyn, potwierdził nam jeden z mieszkańców miejscowości, a z naszych rozmów z policją wynika, że tamtejsi mundurowi nie mieli o tym pojęcia. Gdańszczanka miała trafić tam na zlecenie pochodzącego również z Wejherowa przedsiębiorcy Włodzimierza (imię zmienione). Podczas wielu rozmów z tym informatorem, zaczęliśmy podejrzewać, że Włodzimierz mógł znać się ze starszym, 60-letnim „Krystkiem". Udało nam się to przypadkowo potwierdzić.
Gdy dotarliśmy do osoby, która znała się w 2010 roku z 60-letnim „Krystkiem", pokazaliśmy jej zdjęcia 20 ludzi, z nadzieją, że może wskaże na kogoś z nich jako na osobę ze środowiska obu wspomnianych mężczyzn. Spodziewaliśmy się raczej, że rozpozna kogoś z kręgów bliskich znajomych młodszego „Krystka". Wskazał jednak zupełnie inną osobę: Włodzimierza.
- Nie wiem, kim jest ten mężczyzna, ale w 2009 i 2010 roku widziałam go kilkakrotnie w towarzystwie "Krystka" (starszego – przyp. red.) - stwierdził nasz rozmówca.
Te słowa pozwalają - przynajmniej teoretycznie - połączyć dwa wątki z akt sprawy Iwony. Wątki, które uznawane były dotąd jako niezależne od siebie: 60-letniego „Krystka" oraz Duninowa. Wersja ta jest obecnie sprawdzana przez śledczych.
Czy może to uwolnić od podejrzeń młodszego Krystiana? Niekoniecznie. Może to tylko jakiś kolejny kosmiczny zbieg okoliczności, ale akurat gdy trwał pierwszy etap poszukiwań Iwony, spółka szykowała się do otwarcia nowego klubu nieopodal Duninowa. Klub ten funkcjonuje do dziś. Wiemy, że młodszy „Krystek" pojawiał się również w nim.
Niezależnie od tego, czy wątek duninowski jest prawdziwy, to całkiem spora ilość tropów prowadzi do obu „Krystków". W dodatku szanse, że panowie się znali, oceniamy na bardzo wysokie. Łączy ich wiele spraw.
Najważniejsze hipotezy
Na podstawie naszego kilkumiesięcznego śledztwa dziennikarskiego możemy stwierdzić, że sprawa Iwony jest piekłem. W tym piekle swoje kręgi mają pedofile, gwałciciele, ale także - dorabiający na bramkach w klubach – policjanci. Sporo tu specjalistów od odwracania uwagi opinii publicznej. Są wizjonerzy, bogaci biznesmeni, a także zwolennicy rozwiązywania spraw zabójstw poprzez sny i wróżby.
Nie życzymy tego piekła żadnemu dziennikarzowi ani żadnemu śledczemu.
Nie mieliśmy jeszcze sprawy, w której aż tyle razy grożono nam procesami cywilnymi i karnymi, zastraszano, okłamywano, a także poniżano na forach internetowych. Zaś informacji o nas szukało wiele wyjątkowo podejrzanych osób.
A im więcej tajemnic odkrywaliśmy, tym bardziej rosło grono osób, z którymi robiło nam się nie po drodze - również z kręgu tych najbardziej zainteresowanych sprawą. Kilka osób, których przez pięć lat opinia publiczna uważała za niezwykle pomocnych dla sprawy Iwony, nie tylko nam nie pomagało, ale wręcz przeszkadzało w pracy. Pomogli za to inni - często obcy dla Iwony, niekiedy również ludzie z półświatka.
W tym piekle wciąż tkwią nie tylko najbliżsi Iwony, ale może przede wszystkim jej przyjaciele i znajomi. To na nich systematycznie nakierowywana jest uwaga opinii publicznej. Przypięto im łatkę morderców. Być może, aby odwrócić uwagę od prawdziwych sprawców? Udało nam się dotrzeć do części tych młodych ludzi, którym ktoś rozbił życie na kawałki. Sprawa ciągnie się za każdym z nich.
- Policja nic nie robiła, a jak zaczęła coś robić, to tylko uwzięła się na znajomych, nie biorąc już nikogo innego pod uwagę i wszystkie szanse na jej znalezienie przepadły – komentuje jedna z najbliższych koleżanek Iwony.
Nam z tego piekła udało się wyjść z dwoma hipotezami. Naszym zdaniem, szanse, że ktoś ze środowiska któregoś z „Krystków" (nie będziemy tu stawiać zarzutów bezpośrednio żadnemu „Krystkowi" mógł mieć związek z zaginięciem Iwony, wynoszą co najmniej 80 procent. Za dużo wątków nam się połączyło przy obu tych postaciach, aby nie dojść do takich wniosków.
Nie jesteśmy oczywiście w stanie wykluczyć innych scenariuszy. Nawet udziału kogoś zupełnie przypadkowego, kto tej nocy znalazł się w Parku Reagana.
Wiele jednak wskazuje, że dziewczyna dotarła w okolice swojego domu, gdzie prawdopodobnie wsiadła lub została wciągnięta do jakiegoś auta. Kierowcę tego auta znała doskonale.
Liczymy, że dzięki zamieszaniu, które powstało po naszych publikacjach, śledczy wkrótce rozwiążą tę najgłośniejszą zagadkę kryminalną w historii III RP.
Przekazaliśmy im bardzo dużo zebranych przez nas danych. Obecnie łączą je ze swoimi ustaleniami.
Mikołaj Podolski
Marta Bilska
Edytowane przez kaktus dnia 03-03-2016 17:53
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Dzięki naszemu dziennikarskiemu śledztwu, wkrótce może wyjaśnić się sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek. Według naszych ustaleń, najgłośniejsze zaginięcie w III RP ma związek z trójmiejskim środowiskiem sutenerów. Przekazaliśmy śledczym bardzo dużo zebranych przez nas danych. Obecnie łączą je ze swoimi ustaleniami. Nie o wszystkich możemy tu napisać.
W maju tego roku opublikowaliśmy artykuł „Pięć lat bez Iwony", o zaginionej w lipcu 2010 r. 19-letniej Iwonie Wieczorek z Gdańska. Nastolatka zniknęła po wieczorze spędzonym w sopockim klubie.
Wtedy - po wielogodzinnym przeglądaniu setek stron akt - doszliśmy do wniosku, że nie będziemy wracać już do tego tematu. Z lektury akt nie wynikało, aby jakakolwiek przewijająca się w nich osoba, mogła być sprawcą uprowadzenia bądź zmordowania Iwony.
Jednak miesiąc później, w innym naszym śledztwie pojawił się - wskazany nam jako seryjny gwałciciel nastoletnich dziewcząt - 39-letni Krystian z Wejherowa, zwany też „Krystkiem". Tę sprawę opisaliśmy w poprzednim numerze, w reportażu „Krystian jestem, zostań moją dziwką". Ten człowiek bezsprzecznie powinien być brany pod uwagę przy zaginięciu Iwony. Jednak jego nazwisko dotychczas nie pojawiło się w aktach tej sprawy ani razu. A powinno. Potwierdziły to zebrane przez nas – w ciągu ostatnich miesięcy - informacje.
Ustaliliśmy sposób jego działania. Krystian to sutener, dostarczyciel prostytutek bogatym klientom. Ten miłośnik nastolatek ma na swoim koncie wiele. Nieobce jest mu wciąganie dziewczyn do samochodu wprost z ulicy. Jak trzeba było, to wyczekiwał na ofiary pod domami i szkołami. Jego domeną było śledzenie, wywożenie do lasów, szantażowanie, przemoc i podstępne zmuszanie dziewcząt do stosunków. A potem, do pracy w różnych odmianach zawodów związanych z seksem. To nie były metody, których używali inni trójmiejscy alfonsi.
Sporządzony przez nas, roboczy profil był stuprocentowo zgodny z tym, którym teoretycznie mogła charakteryzować się osoba związana ze zniknięciem Iwony.
Po naszej ostatniej publikacji ruszyła medialna lawina. O „Krystku" zrobiło się głośno w całym kraju. Jego sprawą oraz sprawą Iwony, zajął się specjalny zespół śledczych. Dzięki nam sutener jest już w aktach dotyczących zaginięcia dziewczyny. Powinien w nich figurować od początku, jako podejrzany nr 1. Nawet, jeśli był w noc zaginięcia Iwony na Księżycu.
Nasze ustalenia przekazaliśmy policji kilka tygodni przed tą publikacją. Mamy też nadzieję, że dzięki tym wskazówkom, wróci pamięć świadkom pewnych zdarzeń. Wierzymy, że po raz ostatni piszemy o Iwonie „zaginiona". Jej sprawa wkrótce powinna znaleźć rozwiązanie.
NA KLUBOWYM SZLAKU
Aby doszukać się możliwych tropów, które pomogłyby nam rozwiązać zagadkę Iwony, postanowiliśmy sprawdzić trójmiejskie środowisko klubowe. Zwłaszcza Sopotu, który jest centrum pomorskiego dyskotekowego życia. Znajduje się tam aż kilkadziesiąt popularnych klubów. Kilka z nich jest ściśle związanych ze spółką, której nazwy z pewnych względów nie wymienimy. Dziwnym zbiegiem okoliczności, aż w pięciu powiązanych z nią lokalach przeplatają się wątki związane z Krystianem i Iwoną Wieczorek. Nazwy niektórych z nich zmieniały się, ale biznesowe związki pozostawały. Bo spółka, to byli przede wszystkim ludzie, nieraz przerzucani z klubu do klubu.
Od czasu ostatniej publikacji, udało nam się nawiązać kontakt z kilkudziesięcioma pracownikami lub byłymi pracownikami sopockich klubów. Problem w tym, że wielu z nich przechodzi obecnie problemy zdrowotne. Zachorowali na amnezję. Nawet ci, wobec których zebraliśmy niezbite dowody, że bawili się wspólnie z Krystianem, pili z nim wódkę, wyjeżdżali z nim w podróże i prowadzili z nim rozmowy telefoniczne. Oni jednak nie mogli sobie przypomnieć, że go znają.
Istnieje jednak wiele punktów wspólnych między sprawą „Krystka" i sprawą Iwony. Szokujące jest przede wszystkim to, że wychodzą one na jaw dopiero dzięki nam. W 5 lat po zaginięciu dziewczyny i aż kilkanaście lat od pierwszego odnotowanego w sądowych aktach gwałtu dokonanego przez Krystka", który do dziś nie został skazany za jakiekolwiek zgwałcenie.
Dziewczyny w pasiakach
Dolna część ul. Monte Cassino, popularnego Monciaka, czyli słynnego sopockiego deptaka, prowadzącego do molo. Działał tu klub, który stylizowany był na hawajskie klimaty. Bardzo młode dziewczyny tańczyły w nim na stole barowym. Zdarzały się striptizy. Jeśli któraś rozebrała się do naga, mogła liczyć na butelkę dobrego alkoholu. Z wielu źródeł wiemy, że zjawiały się tam prostytutki.
Do czasu zaginięcia Iwony, „Krystek" widywany był najczęściej właśnie tu. Mamy poświadczające to fotografie i zeznania świadków. Według naszych źródeł, zawsze siadał tam w miejscu przeznaczonym dla VIP-ów. Wiemy, o co najmniej dwóch dziewczynach, którym w tym klubie (w 2009 i 2010 roku) miał kilkakrotnie proponować pracę w charakterze prostytutek świadczących usługi dla bogatych ludzi.
Gdy przeglądaliśmy klubowe zdjęcia, najbardziej przykuły naszą uwagę dwie dziewczyny, pracownice tej dyskoteki. Ich funkcje zawodowe w klubie do dziś pozostają dla nas niejasne. Jedna z nich w rozmowie z nami stwierdziła, że czasami była tam hostessą. W materiałach przekazanych śledczym, roboczo nazwaliśmy je „pasiastymi dziewczynami". Bowiem zainteresowały nas nie tyle one same, co ich stroje. Bardzo podobne do ubioru Iwony w dniu zaginięcia. Obie miały górę w paski, a jedna z nich łudząco podobną spódnicę. Ubierały się tak samo, co najmniej kilkakrotnie. Wygląda to, jak swego rodzaju ubranie służbowe. Zdjęcia zaniepokoiły nas tym bardziej, że dziewczyny były tak ubrane także na dyskotece, tydzień po zaginięciu Iwony, a na fotografiach z kolejnych imprez, do których udało nam się dotrzeć, występowały niemal tak samo ubrane.
Uderzyło nas to na tyle, że zapytaliśmy Iwonę Kindę, mamę zaginionej, co sądzi o strojach tych dziewczyn: - Iwona miała strój dwuczęściowy: bluzka i spódnica. A to wygląda jak sukienka. Ma też nieco inny kształt w pasie - bardziej w kształcie bombki, ale może to kwestia figury. Zgadzają się natomiast guziki z przodu.
Nie można wykluczyć, że przez niemal identyczny strój Iwona mogła zostać wzięta za jedną z tych dziewczyn.
Natomiast ważna w tym okresie dla tego klubu osoba, która znała oczywiście „Krystka", dwukrotnie potwierdziła nam, że przedstawiono jej Iwonę. Wydało nam się to dziwne, bo żadna z bliskich Iwonie osób nie potwierdziła, aby kiedykolwiek bawiła się w tym lokalu. Gdy dopytywaliśmy, gdzie ją przedstawiono, kto ją przedstawił i w jakich okolicznościach? Nasz rozmówca odmówił odpowiedzi, sugerując, że nie chce robić problemów nikomu ze spółki. A potem stwierdził, że wcale mu Iwony nie przedstawiono. Amnezja.
W noc zaginięcia Iwona minęła ten klub, idąc w stronę domu. Mogła być widziana przez osoby bawiące się tam na tarasie.
Wiemy, że w tym samym miejscu wielokrotnie później bawił się też policjant, który spotykał się z Iwoną. Znał się też z „Krystkiem". Zaś sam „Krystek" został wpisany później jako prezes spółki-córki, która miała być spowinowacona z tym właśnie klubem. Spółka-matka miała w niej 49 z 50 udziałów.
ULUBIONY KLUB IWONY
Górna część Monciaka. W 2010 roku, w tym klubie królowała głównie czarna muzyka i house. Osoby związane ze spółką, promowały ten klub jako najtańszy w Sopocie.
- To była speluna dla małolatów. Czym chata bogata - od alkoholu po proszki i małoletnie imprezowiczki – wspomina osoba z sopockiego środowiska klubowego.
Zjawiały się tam głównie nastolatki i obcokrajowcy. Według naszych źródeł, obie grupy mogły być w kręgu zainteresowań „Krystka" – pierwsza jako kandydatki na prostytutki, druga jako potencjalni klienci.
I faktycznie tak było. Na posiadanych przez nas zdjęciach widać, że „Krystek” zjawiał się tam zarówno przed, jak i po zaginięciu Iwony. Witał tam nawet 2011 rok. Co ważniejsze, miał zjawić się w tym klubie kilkadziesiąt godzin po zaginięciu 19-latki, 17 lipca 2010 roku. Był nieogolony, w zwykłym, pomiętym t-shircie. To nie bardzo do niego pasowało, gdyż na dziesiątkach innych zdjęć wyglądał na bardzo zadbanego. Zaś wiele znających go dziewczyn twierdzi, że zawsze dbał o wygląd i modne ubrania.
Posiadamy również fotografie z tego klubu, na których „Krystek" bawił się - niespełna dwa miesiące po zaginięciu Wieczorek - w towarzystwie „pasiastych dziewczyn". Jedną z nich czule obejmował. Była ubrana niemal identycznie, jak Iwona na ostatnim nagraniu montoringu, na którym ją zarejestrowano. Jej towarzyszka z tej imprezy, z którą udało nam się skontaktować, stwierdziła, że te stroje to czysty przypadek.
Co chyba najbardziej kluczowe, był to ulubiony klub Iwony Wieczorek. Potwierdzili to nam zarówno ojczym, jak i matka dziewczyny. Chodziła tam w towarzystwie przyjaciół i chłopaka, z którym rozstała się kilka miesięcy przed zaginięciem. Musiała zatem znać „Krystka”, który zaczepiał wszystkie atrakcyjne nastolatki. Nie tylko zresztą w tym klubie. We wszystkich, gdzie się pojawiał.
- Była tam na pewno kilkanaście razy w ciągu dwóch ostatnich lat przed zaginięciem - mówi w rozmowie z nami Iwona Kinda.
Po zaginięciu dziewczyny, w tym klubie jeszcze co najmniej raz pojawił się jej były chłopak. Dwa lata później, klub został przekształcony w przybytek z tańcem go-go. Dotarliśmy do świadków, którzy wielokrotnie widzieli, jak wchodzi do niego „Krystek". Według niektórych miał załatwiać tam dziewczyny na rury. Jedna z nich potwierdziła nam, że go zna. Później również i ją dopadła amnezja.
Praca wymuszana seksem
Środkowa część Monciaka. Tu, spółka promowała klub jako najbardziej ekskluzywny w Sopocie. Muzyka wybitnie uniwersalna: popularne, taneczne hity. Striptizy i seksualne pokazy, nie były tam rzadkością.
Według kilku naszych informatorów, Krystian - latem 2010 roku - był tam VIP-em. Nie byle jakim, bo miał darmowe napoje dla siebie i osób towarzyszących. Nasi rozmówcy twierdzą, że już wówczas był zawodowo związany ze spółką i przechwalał się, że załatwia tam dziewczyny na bujaczki. Miały półnagie huśtać się nad głowami tańczących gości, by urozmaicać imprezy. Kilka jego niedoszłych ofiar potwierdza, że oferował taką pracę. Nierzadko wymuszał ją szantażem – by nastolatki odpracowywały w ten sposób nieistniejący dług, lub żeby „Krystek" nie ujawnił filmu, nakręconego podczas wymuszonych na dziewczynach stosunków seksualnych.
Według naszych ustaleń, „Krystek" latem 2010 r. miał już na koncie co najmniej trzy gwałty. Dwa były zgłoszone śledczym, ale nigdy go za to nie skazano. Z trzecią ofiarą rozmawialiśmy: - Dosypał mi tabletkę gwałtu, byłam odrętwiała. Nie mogłam się ruszyć. Tak straciłam dziewictwo – wspomina dziewczyna - Później kilkakrotnie spotkałam go w 2009 i 2010 roku. Proponował mi pracę. Nie mówił jaką, ale zarobki były podejrzanie wysokie.
W tym właśnie klubie po raz ostatni bawiła się Iwona. Z kilku niezależnych od siebie źródeł wiemy, że bywała w nim już wcześniej, choć jej mama o tym nie wiedziała.
- Krystian wtedy przebywał na każdej większej imprezie w tym klubie – podkreśla Dagmara, niedoszła ofiara sutenera, która wielokrotnie go tam widziała, i którą nakłaniał do pracy w charakterze prostytutki dla „miłych, bogatych panów": - I jestem pewna, że Iwona go znała, skoro ona też tam często bywała.
Do tego klubu kartę VIP miał również jeden z mężczyzn, z którymi bawiła się Iwona tuż przed zaginięciem. Gdy próbowaliśmy kontaktować się z nim, przekazał nam - za pośrednictwem innej osoby - że nie jest zainteresowany rozmową na ten temat. Nie można wykluczyć, że znał się z „Krystkiem". Obaj byli wyjątkowymi gośćmi tej dyskoteki.
Koleżanka Iwony, zapytana o tego znajomego, odpowiedziała nam: - Iwona nigdy z nim nie była w związku, tak jak kłamały gazety i inne media. Nie wiem, co on do niej miał, ale Iwona nie traktowała go jak kogoś więcej niż kolegę. Na pewno nie miało to żadnego charakteru materialnego. Ale do tego klubu chodził często. Znał tam wielu ludzi.
Zarówno ten mężczyzna, jak i spotykający się wcześniej z Iwoną policjant, pojawiali się w tym klubie także w kolejnych latach. Policjant ma nawet zdjęcie w towarzystwie związanych z tym lokalem młodych kobiet. Jest wśród nich jedna z „pasiastych dziewczyn". Udało nam się z nią skontaktować. Znała się z Iwoną z czasów gimnazjum. Nie przepadały za sobą. Kontaktowaliśmy się także z tym mundurowym, który twierdzi, że z osobami z klubu łączyły go czysto towarzyskie relacje. Jego wyjaśnienia uznaliśmy za wiarygodne.
Iwona we Władysławowie
Władysławowo, powiat pucki. To matecznik założycieli spółki, która ma tu ogromne wpływy. Latem 2010 roku wielokrotnie jeździł tam „Krystek". To tam - w celach seksualnych - wywiózł na parking co najmniej kilka dziewczyn. Tam też znajdował się kolejny lokal związany ze spółką. Był urządzony w egzotycznym stylu.
Dla tej sprawy klub ten był o tyle wyjątkowy, że 19-latka miała się tam pojawić już po zaginięciu. Jednak okoliczności „sprawdzenia" tego doniesienia, kompromitują zarówno pracowników klubu, jak i policję. Zupełnie jakby nie chcieli, żeby coś się wydało.
Trzy tygodnie po zaginięciu gdańszczanki, pewna kobieta miała tam widzieć dziewczynę łudząco podobną do Iwony (towarzyszyła jej wyjątkowo rozrywkowa para). Godzinę później zgłosiła to mundurowym. „Blondynka była pijana bądź pod działaniem narkotyków. Miała błędne spojrzenie" – odnotowano w notatce z tego zdarzenia.
Tego samego dnia około godziny 22.00, czyli 16 godzin od zgłoszenia, do klubu udali się policjanci. W rozmowach z nimi barmani nie potrafili sobie przypomnieć blondynki. Amnezja. Zapis z monitoringu wykazał jednak, że rzeczywiście tam przebywała. Problem w tym, że ani policjanci, ani obsługa lokalu, nie potrafili zgrać nagrania. Obsługa klubu powiedziała funkcjonariuszom, żeby przyjechali za dwie godziny. Wówczas zjawi się pracownik, który będzie potrafił to zrobić. Mundurowi uwierzyli. Gdy wrócili na miejsce, po umówionych 2 godzinach, okazało się, że zapisu nie da się zgrać, gdyż nadpisuje się on po 18 godzinach. Czyli dokładnie tylu, ile minęło od opuszczenia lokalu przez blondynkę.
To nagranie przepadło. Niezależnie od tego, czy rzeczywiście była na nim Iwona, czy tylko przypominająca ją osoba, doszło do ogromnej kompromitacji śledczych i karygodnego zachowania obsługi lokalu, które mogło nosić znamiona przestępstwa. Konsekwencji jednak wobec nikogo nie wyciągnięto.
- We Władysławowie byliśmy na policji, ale nie bardzo chcieli nam pomóc. Według mnie, Iwona musiała tam być. Tam doszło do zbyt wielu zbiegów okoliczności – zauważa jedna z osób, które brały udział w poszukiwaniach gdańszczanki – Bo w położonej kilometr dalej Jastrzębiej Górze, też była ponoć widziana Iwona. Zadzwonił do nas właściciel ośrodka, że tam ją widziano, a potem to niby „małżeństwo z córką" nagle się spakowało i szybko uciekło. Przecież mieli opłaconą następną dobę. Pojechaliśmy na miejsce, i ludzie, którzy mieli drzwi obok, byli przekonani, że to była Iwona. Spisali nawet rejestrację, bo wiedzieli, że coś się dzieje. Po co oni tak nagle uciekli? Wiem, że policja ponoć odnalazła to „małżeństwo", ale przecież to mogły być podstawione osoby.
O rzekomym pobycie Iwony w Jastrzębiej Górze, pisaliśmy w maju tego roku.
Łowcy nastolatek
Sopot, kilkaset metrów od molo. Ten klub w czasie zaginięcia Iwony jeszcze nie istniał. Był dopiero w planach. Jednak w miejscu, na którym planowano go utworzyć - według jednego z anonimowych doniesień - miały znajdować się zwłoki Iwony. Sprawdzono to później. Ciała nie znaleziono.
Gdy miejsce zmieniło swój charakter, został tam utworzony lokal, który stał się świątynią polskich celebrytów. Niezwykle drogi, ekskluzywny, z pokojami za astronomiczne kwoty.
„Krystek" widywany był tam wielokrotnie. To również tu miał zabrać 14-letnią gdańszczankę o imieniu Anaid, by prawdopodobnie później ją zgwałcić. Przez co dziewczyna rzuciła się pod pociąg. Tą sprawę opisaliśmy w poprzednim wydaniu Reportera.
O tym klubie wspominamy jednak w tym miejscu, ponieważ pojawiał się w nim również inny Krystian, także noszący pseudonim „Krystek". Według przekazanej nam relacji, głośno komentował, po co tam chodzi, i nie były to cele związane z muzyką ani sztuką. Gdy zaginęła Iwona, miał około 60 lat. Co ciekawe, obaj „Krystkowie" byli związani z Wejherowem i słynęli z tego, że podobają się im nastolatki. Obydwaj od lat mieli przypięte łatki sutenerów. To cokolwiek zadziwiające zbiegi okoliczności.
Starszy „Krystek" figurował w aktach sprawy zaginięcia Iwony, ponieważ wspomniała o nim internautka Lidia90. Krótko po zaginięciu dziewczyny, napisała ona na forum internetowym, że gdańszczanka uczestniczyła - wraz z „Krystkiem” (starszym) - w bardzo odważnych imprezach w domu znanego trójmiejskiego biznesmena. Ów dom Iwona minęła, wracając w nocy z imprezy w Sopocie. Minęła też - znajdujący się niewiele dalej - plażowy klub, który należał do tego przedsiębiorcy.
Problem z wpisem Lidii90 polegał na tym, że użyła ona skomplikowanych zabezpieczeń sieciowych, przez co śledczy nigdy nie dowiedzieli się, kim jest, i co rzeczywiście może wiedzieć. Jedyną osobą, która twierdziła, że z nią rozmawiała, był Krzysztof Rutkowski. Stwierdził on, że zawarte w tym internetowym wpisie informacje są bzdurami, i nie przekazał kontaktu do Lidii śledczym. Sprawa tego komentarza umarła na 5 lat. W sierpniu tego roku, gdy zaczęliśmy weryfikować treść tego wpisu, detektyw obiecał, że przekaże nam kontakt do tej osoby, ale tego nie zrobił.
- Jak będę miał ten kontakt, to wam go dam – deklarował. Nie doczekaliśmy się jednak tego.
Sprawdzaliśmy zatem ten internetowy komentarz słowo po słowie. Konsultując go z osobami, które mogły posiadać na ten temat wiedzę.
Możemy stwierdzić, że zdecydowana jego część rzeczywiście dotyczyła starszego „Krystka". Zgadza się kilka podanych tam cech i kilka innych faktów. Wpis Lidii90 nie był jednak w całości zgodny z prawdą. Internautka twierdziła, że 60-letni „Krystek" wyławia dziewczyny w klubie, gdzie na pewno tego nie robił. Ze stuprocentową pewnością możemy stwierdzić, że w 2010 roku jedynym „Krystkiem” polującym na dziewczyny w tym lokalu był 34-letni wówczas Krystian. Ten starszy, 60-letni, pojawiał się w tamtym okresie w innych lokalach. Miały one odmienny charakter. Nie oznacza to jednak, że z tego powodu należałoby eliminować 60-latka z grona ewentualnych podejrzanych.
Powrót Rutkowskiego
Po naszej poprzedniej publikacji, i przekazaniu przez nas wielu informacji policji, śledczy wezwali Krzysztofa Rutkowskiego na przesłuchanie. Wówczas zaczął on przejawiać swoiste zainteresowanie młodszym „Krystkiem". Wiemy, że przekazał policji - po 5 latach (!) od wypłynięcia tego wątku - pewne dane, które mogą wreszcie pomóc przesłuchać Lidię90. Policjanci obecnie to weryfikują.
- Zapytany przez policjantów, dlaczego nie zrobił tego już 5 lat temu, odpowiedział, że nikt go o to nie pytał. A przecież, trudno byśmy wiedzieli o wszystkim, czym dysponuje pan Rutkowski – mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku - Mogę jednak potwierdzić, że przekazał dane dotyczące pewnej osoby i będzie to werfykowane. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Jednak kilka dni później detektyw zrobił coś, co wprowadziło nas w osłupienie. Zwołał naprędce w Sopocie briefing prasowy (nie zostaliśmy zaproszeni), podczas którego ogłosił, że według jego ustaleń młodszy z „Krystków" nie miał nic wspólnego z zaginięciem Iwony. Stwierdził tak, choć jak sam mówi, nie widział tego człowieka na oczy. Nie chciał też od nas informacji o nim, choć taką pomoc oferowaliśmy. Nie kontaktował się też w tej sprawie z - posiadającą dużą wiedzę o sutenerze - mamą 14-letniej Anaid, która samodzielnie dotarła do kilkudziesięciu ofiar „Krystka", i która zrozpaczona już kilka miesięcy temu starała się zainteresować detektywa tą sprawą, ale ten jej wówczas nie pomógł. Najwyraźniej miał w głowie swoją (?) wersję zdarzeń.
Przy okazji Rutkowski ogłosił, że przekazał śledczym nowe, ważne informacje w sprawie zaginięcia Iwony, i że jego biuro oferuje 200 tysięcy złotych nagrody za pomoc w jej znalezieniu. O tych, rzekomo nowy faktach milczy do dziś.
Zastanawia nas także, dlaczego Rutkowski ożywił się w momencie, gdy dzięki nam o sprawie ponownie zrobiło się głośno, a trop prowadzi do „Krystków”?
Wygląda na to, że z kilkudziesięciu osób, które teoretycznie mogły mieć związek ze zniknięciem Iwony, detektyw - na jakiejś sobie tylko znanej podstawie - wyłączył dwóch sutenerów: starszego „Krystka" (5 lat temu) i młodszego „Krystka" (w sierpniu tego roku).
Od śledczych wiemy jednak, że oni nie wykluczyli żadnego z tych dwóch mężczyzn.
Nasze ustalenia wskazują na to, że Iwona mogła żyć nawet półtora roku po zaginięciu. Oznaczałoby to, że z kręgu ewentualnych osób związanych z jej zniknięciem, nie można wykluczyć absolutnie nikogo. Inna osoba mogła zlecić jej uprowadzenie, inna ją uprowadzić, inna transportować, a jeszcze inna ukryć. Nie dostrzegamy ani jednej logicznej podstawy do wykluczenia kogokolwiek z tej sprawy.
Nasze przypuszczenia potwierdza też kolejny nasz rozmówca: - Iwona może być w domu publicznym na Zachodzie. Szukajcie jej, bo może żyć. Znam osobę, którą sprzedali do burdelu. Wróciła dopiero po kilku latach. Udało się jej. Iwonie też może się udać - mówi nam osoba znająca jednego z „Krystków".
Naszym zdaniem nie można wykluczyć, że Iwona jeszcze żyje. Choć szanse na to nie są wielkie.
Dziupla z dziewczynami
Jednym z miejsc, do których mogła trafić Iwona, była miejscowość Duninowo pod Ustką. Jak pisaliśmy w poprzednim numerze, udało nam się odnaleźć osobę, która zeznała śledczym, że widziała ją w jednym z pomieszczeń budynku, do którego co jakiś czas zwożono dziewczyny, także z Trójmiasta. Iwona miała przebywać tam jesienią 2011 roku.
- Była skrępowana. Mogła być odurzona narkotykami – mówi ten mężczyzna.
Fakt przetrzymywania tam dziewczyn, potwierdził nam jeden z mieszkańców miejscowości, a z naszych rozmów z policją wynika, że tamtejsi mundurowi nie mieli o tym pojęcia. Gdańszczanka miała trafić tam na zlecenie pochodzącego również z Wejherowa przedsiębiorcy Włodzimierza (imię zmienione). Podczas wielu rozmów z tym informatorem, zaczęliśmy podejrzewać, że Włodzimierz mógł znać się ze starszym, 60-letnim „Krystkiem". Udało nam się to przypadkowo potwierdzić.
Gdy dotarliśmy do osoby, która znała się w 2010 roku z 60-letnim „Krystkiem", pokazaliśmy jej zdjęcia 20 ludzi, z nadzieją, że może wskaże na kogoś z nich jako na osobę ze środowiska obu wspomnianych mężczyzn. Spodziewaliśmy się raczej, że rozpozna kogoś z kręgów bliskich znajomych młodszego „Krystka". Wskazał jednak zupełnie inną osobę: Włodzimierza.
- Nie wiem, kim jest ten mężczyzna, ale w 2009 i 2010 roku widziałam go kilkakrotnie w towarzystwie "Krystka" (starszego – przyp. red.) - stwierdził nasz rozmówca.
Te słowa pozwalają - przynajmniej teoretycznie - połączyć dwa wątki z akt sprawy Iwony. Wątki, które uznawane były dotąd jako niezależne od siebie: 60-letniego „Krystka" oraz Duninowa. Wersja ta jest obecnie sprawdzana przez śledczych.
Czy może to uwolnić od podejrzeń młodszego Krystiana? Niekoniecznie. Może to tylko jakiś kolejny kosmiczny zbieg okoliczności, ale akurat gdy trwał pierwszy etap poszukiwań Iwony, spółka szykowała się do otwarcia nowego klubu nieopodal Duninowa. Klub ten funkcjonuje do dziś. Wiemy, że młodszy „Krystek" pojawiał się również w nim.
Niezależnie od tego, czy wątek duninowski jest prawdziwy, to całkiem spora ilość tropów prowadzi do obu „Krystków". W dodatku szanse, że panowie się znali, oceniamy na bardzo wysokie. Łączy ich wiele spraw.
Najważniejsze hipotezy
Na podstawie naszego kilkumiesięcznego śledztwa dziennikarskiego możemy stwierdzić, że sprawa Iwony jest piekłem. W tym piekle swoje kręgi mają pedofile, gwałciciele, ale także - dorabiający na bramkach w klubach – policjanci. Sporo tu specjalistów od odwracania uwagi opinii publicznej. Są wizjonerzy, bogaci biznesmeni, a także zwolennicy rozwiązywania spraw zabójstw poprzez sny i wróżby.
Nie życzymy tego piekła żadnemu dziennikarzowi ani żadnemu śledczemu.
Nie mieliśmy jeszcze sprawy, w której aż tyle razy grożono nam procesami cywilnymi i karnymi, zastraszano, okłamywano, a także poniżano na forach internetowych. Zaś informacji o nas szukało wiele wyjątkowo podejrzanych osób.
A im więcej tajemnic odkrywaliśmy, tym bardziej rosło grono osób, z którymi robiło nam się nie po drodze - również z kręgu tych najbardziej zainteresowanych sprawą. Kilka osób, których przez pięć lat opinia publiczna uważała za niezwykle pomocnych dla sprawy Iwony, nie tylko nam nie pomagało, ale wręcz przeszkadzało w pracy. Pomogli za to inni - często obcy dla Iwony, niekiedy również ludzie z półświatka.
W tym piekle wciąż tkwią nie tylko najbliżsi Iwony, ale może przede wszystkim jej przyjaciele i znajomi. To na nich systematycznie nakierowywana jest uwaga opinii publicznej. Przypięto im łatkę morderców. Być może, aby odwrócić uwagę od prawdziwych sprawców? Udało nam się dotrzeć do części tych młodych ludzi, którym ktoś rozbił życie na kawałki. Sprawa ciągnie się za każdym z nich.
- Policja nic nie robiła, a jak zaczęła coś robić, to tylko uwzięła się na znajomych, nie biorąc już nikogo innego pod uwagę i wszystkie szanse na jej znalezienie przepadły – komentuje jedna z najbliższych koleżanek Iwony.
Nam z tego piekła udało się wyjść z dwoma hipotezami. Naszym zdaniem, szanse, że ktoś ze środowiska któregoś z „Krystków" (nie będziemy tu stawiać zarzutów bezpośrednio żadnemu „Krystkowi" mógł mieć związek z zaginięciem Iwony, wynoszą co najmniej 80 procent. Za dużo wątków nam się połączyło przy obu tych postaciach, aby nie dojść do takich wniosków.
Nie jesteśmy oczywiście w stanie wykluczyć innych scenariuszy. Nawet udziału kogoś zupełnie przypadkowego, kto tej nocy znalazł się w Parku Reagana.
Wiele jednak wskazuje, że dziewczyna dotarła w okolice swojego domu, gdzie prawdopodobnie wsiadła lub została wciągnięta do jakiegoś auta. Kierowcę tego auta znała doskonale.
Liczymy, że dzięki zamieszaniu, które powstało po naszych publikacjach, śledczy wkrótce rozwiążą tę najgłośniejszą zagadkę kryminalną w historii III RP.
Przekazaliśmy im bardzo dużo zebranych przez nas danych. Obecnie łączą je ze swoimi ustaleniami. http://www.e-repo...-wieczorek
Ciąg dalszy informacji o możliwym związku zaginięcia Iwony z Krystkiem:
W dalszym ciągu nie znamy rozwiązania sprawy Iwony Wieczorek, której wyjaśnieniem zajmuje się nasza redakcja. I to my wskazaliśmy na związek z tą sprawą Krystiana W.
Krystek jest bowiem postacią, wokół której pojawiają się niemal wszystkie najpoważniej brane pod uwagę wątki dotyczące zaginięcia Iwony. Nawet gangsterzy, którzy mieli zaczepiać dziewczyny w pobliżu miejsca ostatniego zarejestrowania gdańszczanki przez kamery (pisaliśmy o nich w poprzednim numerze), są w pewien sposób powiązani z jego sprawą, gdyż zajmowali się m.in. sutenerstwem.
Wiele wskazuje na to, że ten 39-letni alfons może posiadać informacje, które będą w stanie pomóc rozwiązać zagadkę zniknięcia Iwony Wieczorek. To, że nie sprawdzano go w tym kontekście przez 5 lat, to zasługa szeregu działań tuszujących jego związki, na które złożyło się również czyszczenie forów internetowych z wpisów na jego temat. Było ich sporo zwłaszcza w 2010 roku, ale nikt wtedy nie podjął tych tropów. A najważniejsze forum znikło z Internetu.
Udało nam się dotrzeć do jednej z osób, które umieszczała tam opinie. - Znam Krystiana od wielu lat. Kiedyś wykorzystał moją przyjaciółkę. Nie mogła się wtedy ruszać, ale była wszystkiego świadoma. To było jakieś 7 lat temu, kiedy w Sopocie była jeszcze Tropikalna Wyspa - zdradziła nam Karolina - Później jeszcze przez wiele lat, jak ją widział, to bezczelnie do niej podchodził i zagadywał. Mnie oferował pracę jakieś 5, a może 6 lat temu. Nie proponował huśtawek, tylko bogatych klientów. Raczej każda ładniejsza dziewczyna, która imprezowała w Sopocie, go zna. Gdy była sprawa Iwony Wieczorek, to było takie forum o niej. Wszędzie tam pisałam, żeby sprawdzili Krystiana. Nie wiem, czy ktoś to sprawdził.
Z sieci szybko znikły też wszystkie zdjęcia Iwony Wieczorek, które zrobiono jej w sopockich klubach.
- Dziwisz się? - pyta mnie retorycznie Marian, pracujący dawniej dla osób, dla których Krystek świadczył usługi. - Oni nie tylko mają poważne plecy, ale też świetnych informatyków. Widziałem, co są w stanie zrobić, i byłem w szoku. Pokazywali mi, jak hakują urządzenia zewnętrzne. Poza tym część tych stron tak naprawdę należała do ich ludzi. Ja temu Krystkowi dałem już po mordzie jakieś 8 lat temu w ich klubie, ale co ja sam mogłem? Najgorsze, że on już wtedy miał wsparcie swojego przyjaciela, któremu załatwiał te młodziutkie laski również do prywatnego lokum. Ten biznesmen chce uchodzić za kulturalnego, umie stwarzać niezłe pozory, ale ja wiem, jak na niego już wtedy wołali pracownicy za jego plecami. Nikt z takim przezwiskiem nie chciałby trafić do więzienia, dlatego będzie się teraz bronił za wszelką cenę. Uważajcie na niego.
Z pewnością przy sprawie Iwony nie pomogła również rotacja w sopockich klubach, która jest ogromna. Dziś trudno znaleźć tam osoby, które pracowały przed 5 laty. Wyjaśnieniu zaginięcia Iwony zaszkodził też fakt, że na początku zajmowała się nią Komenda Miejska Policji w Sopocie, której funkcjonariusze mieli być wyjątkowo pobłażliwi, zarówno dla Krystka, jak i jego pracodawców.
W naszej opinii żaden poważnie podchodzący do tej sprawy śledczy ani detektyw nie miał prawa nie odkryć, że ulubiony klub Iwony jest połączony właścicielsko z mieszczącym się 300 metrów dalej klubem, w którym dziewczyna bawiła się tuż przed zaginięciem, oraz że zarządzająca oboma lokalami firma korzysta z usług Krystka. A ten był przecież specem od śledzenia oraz zwabiania nastolatek do samochodów. Według pokrzywdzonych nierzadko używał też przemocy. Miał również z zaginioną gdańszczanką co najmniej kilku wspólnych znajomych.
Pięcioletni brak Krystka w aktach sprawy Iwony Wieczorek, z dzisiejszej perspektywy trudno nazwać zwykłym zaniedbaniem w śledztwie. Zwłaszcza, że wspomniane kluby ochraniała firma, o której kilka źródeł doniosło nam, że dorabiają w niej policjanci, między innymi znajomi Krystiana W. Zapewne często mogli widzieć go w akcji. Szefem tej agencji ochrony jest były mundurowy. Według jednego z naszych informatorów Krystek robił pewne interesy również z niektórymi pracownikami tej właśnie firmy ochroniarskiej.
Zmowa milczenia
Na pierwszy rzut oka związek sprawy Krystka ze sprawą Iwony może wyglądać niczym nieprawdopodobna zmowa milczenia. Ale to samo można powiedzieć o zniknięciu 19-latki w centrum milionowej aglomeracji trójmiejskiej, bez pozostawienia jakichkolwiek śladów. Niby niemożliwe, a jednak tak się stało.
Przyczyna tej zmowy wydaje się nam oczywista, gdyż sami latem przekonaliśmy się, że mamy do czynienia z bardzo zastraszonym środowiskiem. Jedni boją się właścicieli klubów, inni ochroniarzy, a jeszcze inni policjantów.
W różnych kwestiach próbowało nas okłamać aż kilkadziesiąt osób. Przykładowo jedna z tak zwanych sopockich hostess (wbrew tej nazwie nie promowała produktów, tylko świadczyła innego rodzaju usługi), która na dwóch zdjęciach - z różnych okresów - przytula się do Krystiana, uparcie próbowała nam wmawiać, że go nie zna. Natomiast jego klubowy współpracownik najpierw oznajmił, że ktoś mu przedstawił Iwonę Wieczorek, a potem się tego wyrzekł i stwierdził, że nie chce robić problemów swoim byłym pracodawcom, zatem nie będzie z nami na ten temat rozmawiać.
Dopiero po aresztowaniu Krystka w sieci pojawiło się kilka bardziej konkretnych informacji na ten temat. Tak, jakby języki zaczęły się rozwiązywać: „O kolesiu usłyszałam jakieś 5 lat temu, niedługo po zaginięciu Iwony. Ktoś wspominał o nim, jako o handlarzu dziewczynami. Czytałam jakieś komentarze, że miał znać ją (czy jej znajomych) i sprzedać samochód dzień po jej zaginięciu” - napisała jedna z internautek. A kolejna dziewczyna, na innym forum, zamieściła następujący wpis: „On wie, co z Iwoną Wieczorek. Przechwalał się nie raz”.
Nam natomiast udało się porozmawiać w grudniu z dziewczyną, która - krótko po zaginięciu Iwony - została zatrudniona w firmie zarządzającej kilkoma sopockimi klubami. Tymi, dla których Krystek świadczył usługi. Pracowała przez parę lat w kilku lokalach. Wie dużo o Krystku oraz jego szefie. Zweryfikowaliśmy ją: jest bardzo wiarygodna i ma szczere intencje.
- Krystiana znam od pierwszego dnia swojej pracy. Zawsze przychodził (do klubów – przyp. red.) z małolatami po 16 lat i kazał im podrywać bogatych klientów. Szef zawsze o tym wiedział. (...) Gdy trafiali się bogaci klienci, Krystek przyprowadzał dziewczyny, które tańczyły i dawały się obmacywać. A co się działo poza klubem, tego już nie wiem, ale prawdopodobnie mogły sypiać z takimi klientami - uważa Sylwia. W tej części jej relacja jest zbieżna z tym, co przekazało nam wcześniej kilka innych osób.
- Poza tym sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek też jest z nim powiązana (Krystkiem – przyp. red.), gdyż ona też była z takich dziewczyn, które przychodziły z Krystianem - kontynuuje nasza rozmówczyni - On daje darmowe drinki, wejściówki, odwiezie, przywiezie, i na pewno nie robił tego z dobrego serca. A co do lokalu w Pucku, to właściciel jest ten sam. Ja tam nie byłam, ale każdy w pracy wiedział, że to jest „pucka ruchalnia".
- Czy widziała pani Iwonę w obecności Krystka? - dopytuję sceptycznie.
- Nie widziałam, ale mój kolega policjant zdradził mi, że ona była wtedy (w noc zaginięcia – przyp. red.) z Krystianem w klubie i że jego podejrzewa. I to nie tylko on tak stwierdził. To było ze trzy lata temu, jak mi o tym mówił. Szkoda, że nikt nie dobierze się do dupy tym, którym naprawdę powinno się dostać.
Z naszych ustaleń wynika, że z jakichś względów ów policjant nie podzielił się wówczas swoimi podejrzeniami ze śledczymi, ponieważ przez 5 lat w aktach Iwony nie było ani jednej malutkiej wzmianki na temat Krystka. Trafił do tych akt dopiero po naszym dziennikarskim śledztwie, latem 2015 roku. Do tego czasu ze sprawą kojarzono tylko starszego, ponad 60-letniego Krystiana, na którego kierowała podejrzenia internautka Lidia90. Użyła do tego skomplikowanych zabezpieczeń sieciowych. Za pseudonimem Lidia90 kryje się prawdopodobnie ktoś świetnie poruszający się po Internecie, przez co nigdy nie odkryto jego tożsamości. Może ta osoba chciała dobrze, a może zamierzała tym wpisem odwrócić od kogoś podejrzenia. Jednak ani jeden, ani drugi motyw nie wyklucza z tej sprawy Krystka, bo najprawdopodobniej znał on swojego starszego imiennika.
W dalszym ciągu nie można wyłączyć, że gdzieś w pobliżu jego sprawy znajduje się kluczowy wątek do odnalezienia najsłynniejszej polskiej zaginionej.
Wiosną nasza redakcja zamierza przeprowadzić w Trójmieście eksperyment, który być może przybliży nas do wyjaśnienia sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek. http://www.e-repo...ksbiznesie
Swoją drogą, niezłą robotę odwalił ten e-reporter.
jakim cudem gazeta jest w stanie dowiedzieć się więcej od policji? co robią ci policjanci? czy w ogóle cokolwiek robią?:/
ps. no ale z tego też wyłania się obraz Iwony wcale nie takiej grzecznej dziewczynki. :/
Edytowane przez kaktus dnia 03-03-2016 17:56
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Policja, prokuratura, układy, układziki - ciekawe jak często takie rzeczy wpływają na tok śledztwa i udaremniają odnajdywanie ludzi (vide: Jakub Kazała). Masakra :/
tak. chyba nie zdajemy sobie sprawy jak realnie to wszystko wygląda :/ i to chyba częściej niż nam się wydaje :/
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Czy w 6 lat od zniknięcia Iwony Wieczorek można jeszcze dotrzeć do nowych faktów i wyjaśnić tę tajemniczą sprawę? Jestem pewien, że tak właśnie wkrótce się stanie. Ta zagadka nie jest tak bardzo skomplikowana, jak może się pozornie wydawać. Materiał zebrany w czasie naszego śledztwa może pomóc w odnalezieniu ciała dziewczyny oraz ujęciu jej morderców. Może to nastąpić w ciągu najbliższych tygodni, a nawet dni. Gdy to wydanie Reportera trafi do kiosków, my nadal będziemy w Gdańsku prowadzić nasze śledztwo. Na początku lipca przekazaliśmy policji dotychczas zebrane przez nas informacje. Jesteśmy pewni, że pomogą one odnaleźć ciało nastolatki oraz zatrzymać sprawców jej morderstwa. – pisze Janusz Szostak w reportażu „Ona poszła po śmierć”.
Wiele osób pyta mnie, co dzieje się aktualnie w sprawie poszukiwań szczątków Iwony Wieczorek i jej morderców. Dzieje się bardzo dużo i zapewne niebawem będą tego efekty oraz wiele różnych (w tym zmyślonych) informacji na ten temat. Pewnie też kilka osób przypisze sobie zasługi a może nawet ocknie się z letargu pewien celebryta.
Pytany jestem, co wiem i o czym nie napisałem? Wiem w tej sprawie sporo, ale nie o wszystkim mogłem napisać. Wszystko co wiem przekazałem policji. Podałem miejsce, gdzie może być ciało. To teren wielkości ok. 2 hektarów. Nie będzie problemu z dokładnym jego przeszukaniem. Ale to też zajmie trochę czasu. Podałem nazwiska osób, które mogą mieć związek z tą sprawą. Są one sprawdzane i przesłuchiwane, I wiele innych informacji, zdjęć itp. które zdobyłem w wyniku dziennikarskiego śledztwa. Są one na tyle wiarygodne, że policja podeszła do nich bardzo poważnie i podjęła działanie zakrojone na bardzo szeroką skalę. Wierzę, że przyniosą one efekt jakiego wszyscy oczekują. Niestety niewiele więcej mogę teraz napisać na ten temat. Mogę dodać, że przy tej sprawie pracują wspaniali policjanci, doskonale przygotowani i znający sprawę Iwony. Profesjonaliści w każdym calu. Nie mam też oczywiście 100-procentowej pewności, że nasze informacje się potwierdzą. Ale nawet jeśli policja znajdzie szczątki oraz domniemanych zabójców. To na potwierdzenie tego przyjdzie jeszcze trochę poczekać.
Zatem cierpliwie poczekajmy.
Janusz Szostak - Reporter
Edytowane przez kaktus dnia 14-07-2016 21:02
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Przy pomocy profesjonalnego sprzętu rozpoczeto dziś sprawdzanie okolicznych szamb, oczek wodnych oraz studzienek. Konieczna była też pomoc przedstawiciela z Urzędu Miasta, gdyż część posesji należała do tej instytucji. Również rozpytanie okolicznych mieszkańców przyniosło ciekawe wnioski.
Policja potraktowała nasze informacje bardzo poważnie. Może to być znak, że nasze ustalenia łączą się z wiedzą śledczych w jedną całość. Według naszych informacji planowane jest dalsze sprawdzanie kilkudziesięciu okolicznych posesji oraz przyległych terenów, jak również przesłuchanie kolejnych świadków. Niestety na dzień dzisiejszy dla dobra śledztwa nie możemy podać dokładnej lokalizacji miejsca naszych wspólnych poszukiwań ani wszelkich powiązań.
-Nie szum i spekulacje są w tym momencie najważniejsze. Możemy tylko zaznaczyć, że jest to Gdańsk, a tereny nie są bardzo odległe od Parku Reagana- czyli miejsca, gdzie kamera zarejestrowala Iwonę.- mówi Janusz Szostak, prezes Fundacji Na Tropie.
Poszukiwania będą trwały nadal i w najbliższych dniach przekażemy policji kolejne informacje, które będą weryfikowane. O ewentualnych postępach będziemy informować na bieżąco. http://e-reporter...ania-zwlok
Edytowane przez elin dnia 14-07-2016 21:37
Czy w 6 lat od zniknięcia Iwony Wieczorek można jeszcze dotrzeć do nowych faktów i wyjaśnić tę tajemniczą sprawę? Jestem pewien, że tak właśnie wkrótce się stanie. Ta zagadka nie jest tak bardzo skomplikowana, jak może się pozornie wydawać. Materiał zebrany w czasie naszego śledztwa może pomóc w odnalezieniu ciała dziewczyny oraz ujęciu jej morderców. Może to nastąpić w ciągu najbliższych tygodni, a nawet dni.
Gdy to wydanie Reportera trafi do kiosków, my nadal będziemy w Gdańsku prowadzić nasze śledztwo. Na początku lipca przekazaliśmy policji dotychczas zebrane przez nas informacje. Jesteśmy pewni, że pomogą one odnaleźć ciało nastolatki oraz zatrzymać sprawców jej morderstwa.
Od kilku miesięcy wspólnie z fundacją Na Tropie staramy się rozwiązać zagadkę zaginięcia nastolatki z Gdańska. Dziś przedstawiamy efekty naszego śledztwa.
Iwona Wieczorek, 19-letnia wówczas blondynka zaginęła po wyjściu z sopockiej dyskoteki Dream Club. Pomimo że jest to jedno z najbardziej głośnych zaginięć, to do tej pory nie udało się odpowiedzieć na pytanie: Co stało się z dziewczyną? Iwona jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Zupełnie niewiarygodne są wersje o jej rzekomej ucieczce z domu, gdyż nie miała ku temu powodów. Zdała maturę, zrobiła prawo jazdy, wybierała się na studia, czekały ją wakacje w Hiszpanii, i co nie bez znaczenia, nie narzekała na brak pieniędzy.
Gdyby została porwana do domu publicznego – co sugerują niektórzy – to na pewno w końcu rozpoznałby ją któryś z klientów lub ona poprosiłaby kogoś o pomoc. Nie da się ukryć dziewczyny, której zdjęcie pojawiło się we wszystkich mediach w Polsce. Niemniej i takie informacje do nas docierały. Między innymi z Bielska Białej, gdzie Wieczorek miała rzekomo trafić do agencji towarzyskiej „Roxy”. Tak opisuje to nasza czytelniczka, która rzekomo widziała Iwonę: „26 lub 27 września 2010 roku dziewczynę bardzo podobną do Iwony wdziano w mieszkaniu, gdzie wynajmowano pokoje na godziny (dziewczyna była jakby odurzona). Opiekowały się nią dwie osoby (jedna kobieta). O fakcie tym powiadomiono Komendę Policji w Gdańsku (3 razy). Zero reakcji (…)”.
Nie wiem, jaka była reakcja policji w związku z tą informacją. Wiem natomiast, że nie o wszystkich swoich działaniach funkcjonariusze informują – i słusznie – opinię publiczną. Zresztą podobnych zgłoszeń policjanci z Trójmiasta otrzymywali po kilka dziennie.
- Sprawdzać musimy wszystkie – zapewnił mnie Arkadiusz Radomski, z Wydziału Dochodzeniowo - Śledczego KWP w Gdańsku.
Także do naszej redakcji co pewien czas trafiają informacje o Iwonie Wieczorek. Niedawno kasjerka z jednego z warszawskich marketów Leclerc twierdziła, że Iwona przyszła tam na zakupy.
Otrzymaliśmy także szereg informacji, które pomogły nam w odtworzeniu tragicznych wydarzeń lipcowego poranka 2010 roku. Dotarliśmy do faktów i hipotez, które według nas wskazują także na sprawców zabójstwa i jego motyw.
Jesteśmy przekonani, że Iwona Wieczorek została zamordowana 17 lipca 2010 roku.
Mówi się, że nie ma zbrodni bez ciała ofiary. Dlatego od kwietnia tego roku koncentrowaliśmy się na poszukiwaniach miejsca ukrycia zwłok Iwony Wieczorek.
Pod koniec kwietnia ekipa Reportera i fundacji Na Tropie prowadziła przez kilka dni poszukiwania na terenie Parku Reagana w Gdańsku. Przeszukaliśmy cały ten gigantyczny teren metr po metrze. W tym także miejsca, gdzie wcześniej nie prowadzono poszukiwań. Nie były to jednak poszukiwania w ciemno. Szukaliśmy charakterystycznej studzienki, w której - według uzyskanych przez nas informacji - miałoby się znajdować ciało Iwony Wieczorek. Podczas dwudniowych poszukiwań w Parku Reagana nie znaleźliśmy jednak takiej studzienki, która odpowiadałaby naszemu opisowi.
Pod koniec poszukiwań trafiliśmy w miejsce oddalone o kilka kilometrów od parku. Tu według nas zakończyła się ziemska podróż Iwony Wieczorek.
Gdy oprawcy nastolatki przyjechali tu z Iwoną, ona jeszcze żyła. Była jedynie ogłuszona lub uśpiona. Mordercy doskonale wiedzieli, gdzie ją wiozą i co z nią zrobią. Od początku było zaplanowane, że dziewczyna skończy w tym miejscu. Być może nie ona jedna.
Wówczas według naszych ustaleń wrzucono ją do starej studzienki kanalizacyjnej lub szamba. Takich urządzeń szukaliśmy w kwietniu tego roku w Parku Reagana. Bez skutku. Wówczas byliśmy jeszcze przekonani, że ciało dziewczyny jest ukryte w tym kompleksie leśnym. Uważaliśmy, że zwłoki ukryto nieopodal miejsca, gdzie Iwonę widziano po raz ostatni. Tak zapewne byłoby, gdyby doszło do zbrodni niezaplanowanej. Wtedy morderca ukryłby ciało nieopodal miejsca zabójstwa. W przypadku tej zbrodni wszystko było zaplanowane, łącznie z miejscem ukrycia ciała.
Oprawcy nastolatki zawieźli ją kilka kilometrów od miejsca, gdzie dziewczyna wsiadła do samochodu. To były bardzo dobrze znane im okolice. Bywali tu niejeden raz. To miejsce na wpół dzikie. Mieszka tam kilka osób mających przeszłość kryminalną. Wizjoner Marek Szwedowski, z fundacji Na Tropie, określił ten rejon „zagłębiem zła”, nie tylko ze względu na żywych: - Chociaż niemal na co dzień mam kontakt ze zmarłymi, czuję się tu wyjątkowo nieswojo – twierdzi Szwedowski.
Na miejsce, gdzie ukryto ciało Iwony, trafiliśmy dzięki informacjom przekazanym naszej redakcji. Układaliśmy je jak puzzle, aby rozwikłać zagadkę morderstwa Iwony. Po wielu tygodniach analiz a także po badaniu w terenie, oraz stosowaniu różnych metod, w tym niekonwencjonalnych, udało się nam określić prawdopodobne miejsce, gdzie należy szukać szczątków nastolatki. Być może znajdują się tam także inne ciłaa.
Gdy piszę ten tekst, nie mamy jeszcze stuprocentowej pewności, że nasze przypuszczenia się potwierdzą. Weryfikacja ich to rola policji, której przekazaliśmy efekty naszego śledztwa. Wskazaliśmy konkretne miejsce, gdzie może być ukryte ciało dziewczyny.
Jestem przekonany, że jesteśmy o krok od znalezienia Iwony Wieczorek, a także jej zabójców.
Wszystko zaczęło się w sopockim klubie, i tam prawdopodobnie znajdzie swój finał.
Janusz Szostak
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Dziennikarz magazynu "Reporter" i prezes Fundacji "Na Tropie" złożył pismo do prokuratury z prośbą o dostęp do najnowszych akt w sprawie Iwony Wieczorek. Jego zdaniem, w ostatnich tygodniach policja znalazła pewne tropy, które mogłyby wyjaśnić los zaginionej kilka lat temu dziewczyny. - Policja zagadkowo milczy – mówi w rozmowie z Onetem. W sprawie zabierają głos funkcjonariusze.
Wskazaliśmy policji małą działkę w Gdańsku, gdzie według naszych informacji może spoczywać ciało Iwony Wieczorek. Funkcjonariusze przekopali teren tej posesji. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że policjanci coś ważnego tam znaleźli. Mam informację, że zostało wyniesionych stamtąd kilka worków – mówi w rozmowie z Onetem Janusz Szostak.
O Szostaku pisaliśmy niedawno w Onecie. Dziennikarz twierdził i nadal twierdzi, że on i jego pracownicy ustalili prawdopodobne miejsce, w którym spoczywa ciało Iwony Wieczorek. Zapewniał także, że ma wiedzą o osobach, które mogły być zamieszane w śmierć zaginionej w 2010 roku dziewczyny.
Jak przekonuje Szostak, taką wiedzę uzyskał, analizując kolejne tomy akt sprawy Iwony Wieczorek. Pomogli też informatorzy, którzy zaczęli zgłaszać się po kolejnych publikacjach dziennikarza. W rozmowie z nami Szostak zapewniał, że wszystkie nowe ustalenia w sprawie Iwony Wieczorek przekazał policjantom. Wskazał im bardzo przybliżony teren w Gdańsku (około dwóch kilometrów od Parku Reagana), gdzie mogą spoczywać zwłoki dziewczyny.
Policja: nowe informacje nie przyniosły przełomu w sprawie Iwony Wieczorek
Tymczasem jeszcze do niedawna policja nie chciała nawet potwierdzić, że takie poszukiwania mają miejsce. Dziś przedstawiciele Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku są nieco bardziej rozmowni.
- Mogę potwierdzić, że faktycznie wypłynęły ostatnio nowe informacje w sprawie Iwony Wieczorek. Wszystkie zostały przez nas sprawdzone i nie one przyniosły żadnego przełomu w sprawie – mówi dla Onetu nadkomisarz Maciej Stęplewski, rzecznik KW Policji w Gdańsku.
- Kiedy pytam o worki, wynoszone przez policjantów z terenu poszukiwań, słyszę ponownie: - Żadne nowe informacje nie przyniosły przełomu w sprawie Iwony Wieczorek.
Funkcjonariusze zapewniają, że nad sprawą Iwony Wieczorek "cały czas pracuje specjalna grupa policjantów". - Jesteśmy otwarci na wszelkie nowe sygnały. Sprawdzimy wszystkie tropy, także te najbardziej niewiarygodne.
Janusz Szostak: na tej działce natrafiono na ważny materiał dowodowy
Szostak nie wierzy w takie tłumaczenia. - Ostatnio policjanci też oficjalnie zapewniali, że nie prowadzą żadnych nowych poszukiwań Iwony Wieczorek, a przecież sam w nich uczestniczyłem. Byli funkcjonariusze, pies tropiący, szukano ciała. Teraz z kolei słyszymy, że nic nowego nie znaleziono. Moim zdaniem na wskazanej przez nas działce natrafiono na istotny materiał dowodowy w tej sprawie. Nie wiem, czemu policja tutaj milczy. Za kilkanaście dni być może policja oznajmi, że te "ślady", to szczątki ludzkie, które były poddawane badaniom DNA.
Dziennikarz napisał pismo do prokuratury z prośbą o dostęp do najnowszych akt sprawy Iwony Wieczorek. - Moim zdaniem fakt, iż policja zaczęła dzisiaj mówić o "sprawdzaniu nowych tropów" może wiązać się z moim pismem do prokuratury – uważa Szostak. Funkcjonariusze nie chcą tego komentować
Zaginiona Iwona Wieczorek
Sprawą Iwony Wieczorek żyła cała Polska. Młoda gdańszczanka zaginęła w 2010 roku. Miała wtedy 19 lat. W noc, kiedy widziano ją po raz ostatni, bawiła się na imprezie w Sopocie. Tam prawdopodobnie pokłóciła się ze znajomymi i sama wracała na piechotę do Gdańska. Ostatnie zdjęcie dziewczyny wykonały kamery monitoringu w gdańskim Jelitkowie. Iwona Wieczorek szła pasem nadmorskim.
Zakrojona na wielką skalę akcja poszukiwawcza nie dała żadnego rezultatu.
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Iwona Wieczorek zaginęła ponad 6 lat temu. Pomimo zakrojonych na ogromną skalę poszukiwań, przez ten czas nie natrafiono na żaden trop prowadzący do rozwiązania tej sprawy. Po raz pierwszy na istotne ślady natrafiono, gdy w lipcu przekazałem policji informacje na temat zaginięcia nastolatki.
Informacje te powinny pomóc w wyjaśnieniu tej zbrodni i ujęciu jej sprawców. Nadal jestem przekonany, że wkrótce to nastąpi. Tym bardziej, że po raz pierwszy w sprawie Iwony Wieczorek policja przyznaje, że we wskazanych przez mnie miejscach „zostały zabezpieczone różnego rodzaju ślady, które aktualnie poddawane są badaniom (..)”.
Precyzyjne wskazanie
Przypomnę, że pod koniec kwietnia tego roku wspólnie z ekipą fundacji Na Tropie prowadziłem przez kilka dni poszukiwania ciała Iwony na terenie Parku Reagana w Gdańsku. Jednak wówczas nic nie znaleźliśmy.
Po pewnym czasie poszukiwania skierowałem w miejsce oddalone o kilka kilometrów od parku. Miejsce to pojawiło się w naszym dziennikarskim śledztwie niemal rok wcześniej. Szukaliśmy jednak bardziej wyraźnych tropów. Pojawiły się one, gdy dotarłem do informacji od osób z trójmiejskiego półświatka. Wskazywały one na konkretną działkę w rejonie ulic Hallera i Zielonej Drogi w Gdańsku.
Według zebranych przeze mnie informacji, tam właśnie zakończyło się życie Iwony Wieczorek. Przez kilka kolejnych tygodni sprawdzaliśmy to miejsce i związanych z nim ludzi.
Ekipa fundacji Na Tropie wróciła do Gdańska pod koniec czerwca, wówczas nabraliśmy przekonania, że ciało nastolatki znajduje się w wytypowanym przez nas miejscu. Mogą tam być także szczątki innych osób.
Dlatego 6 lipca 2016 roku złożyłem w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku zeznania na temat śledztwa dziennikarskiego oraz działań fundacji Na Tropie, związanych z zaginięciem Iwony Wieczorek. Wskazałem ewentualne miejsce ukrycia zwłok, oraz domniemanych sprawców zbrodni.
7 lipca policja po raz pierwszy przeszukała wskazany przeze mnie obszar. Jednak moim zdaniem zrobiono to dość powierzchownie. Na wskazanym przez nas terenie działała ekipa policyjna, wraz z psem do poszukiwania zwłok. Sprawdzano wówczas 3 posesje, szamba, oczka wodne oraz studzienki – łącznie około 2000 m kw. Mimo że to niewielki obszar, przeszukanie go było bardzo pobieżnie i dość chaotyczne. Użycie psa tropiącego także odbiegało od obowiązujących w tym względzie procedur.
Policja prawdopodobnie była odmiennego zdania i uznała, że teren został sprawdzony perfekcyjnie. Z czym przez kolejne tygodnie polemizowałem, i w końcu nakłoniłem funkcjonariuszy do ponownego przeszukania posesji, na której moim zdaniem ukryto ciało nastolatki. Nie było to wcale proste. Właściwie narzucałem się im przez kilkanaście dni. Czułem się przy tym jak intruz, który zakłóca kanikułę. Ale postawiłem na swoim. To, że policja ponownie weszła na ten sam teren, oznacza, że miałem bardzo mocne argumenty, aby ich do tego skłonić. Ze zrozumiałych względów nie mogę jednak ujawnić wszystkich szczegółów.
Znaleziono ślady
21 lipca wziąłem udział w policyjnym eksperymencie, który miał na celu między innymi zweryfikowanie mojej wersji na temat ukrycia ciała Iwony Wieczorek. Wskazałem też miejsce, gdzie mogły zostać wyrzucone jej buty. Przedstawiłem policji również swoją hipotezę na temat wydarzeń, jakie rozegrały się w tym rejonie: zdarzenie po zdarzeniu.
Według mojej wiedzy Iwona Wieczorek została przywieziona rankiem 17 lipca 2010 roku na teren ogródków działkowych w rejonie ulic Hallera i Zielonej Drogi. Wskazałem policji 5 konkretnych działek, które mogą wiązać się w różny sposób z tą sprawą. Na jednej z nich – według moich informacji – została ukryta. Gdy ją tam przywieziono, prawdopodobnie już nie żyła. Mordercy rankiem zostawili jej ciało w szopie. Było zbyt widno, aby szykować „grób”. Dopiero nocą przenieśli ciało do przygotowanej w ciągu dnia „mogiły”. Spoczywało tam moim zdaniem do 22 lipca 2016 roku.
Tego dnia rozpoczęły się tam – na moją prośbę – ponowne poszukiwania. Policjanci, przy wsparciu strażaków, sprawdzali wskazaną działkę, rozkopano ją w kilku miejscach. W trakcie tych poszukiwań znaleziono istotne dla sprawy ślady, a być może także szczątki ludzkie. Jeśli to się nie udało, to moim zdaniem źle szukano. Ja w tych poszukiwaniach tym razem nie mogłem brać bezpośredniego udziału. Przez pewien czas obserwowałem je. Mimo że działka jest mała, to i tak tego dnia nie sprawdzono jej całej – jedynie około 100 m kw. Wówczas w ogóle nie przeszukano szczegółowo sąsiednich działek, o których mówiłem policjantom od początku lipca. Natomiast 22 lipca, około godziny 14 policjanci i strażacy szybko opuścili teren działki, nie zasypując nawet wykopanych dołów i nie porządkując posesji. Zabrali ze sobą worki ze znalezionymi „śladami”, które jak przyznali, są obecnie badane.
22 lipca w Gdańsku spotkałem się także z Romanem R. – radiestetą z Elbląga, który w 2012 roku wyznaczył miejsce, gdzie rzekomo miałyby się znajdować zwłoki nastolatki. Ekipa fundacji Na Tropie udała się w ten rejon. Jednak nie jest on tożsamy z tym, który wskazałem policji.
Informacje radiestety nie zostały nigdy zweryfikowane przez policję, podobnie jak wiele innych sygnałów przekazywanych przez jasnowidzów, wróżki i inne osoby posługujące się niekonwencjonalnymi metodami. Z zasady nie są one sprawdzane przez policję. Inaczej było z moim zgłoszeniem, zostało ono potraktowane bardzo poważnie.
Dlaczego musiała zginąć?
W czasie swojego śledztwa dowiedziałem się, że na działce, gdzie według mnie pogrzebano zwłoki gdańszczanki, ukrywał się przez pewien czas ścigany listem gończym przestępca. Na sąsiedniej mieszka osobnik o bogatym życiorysie kryminalnym i dość psychopatycznej osobowości. Kolejna działka należy do osoby znanej policji choćby z zamiłowania do podkładania ładunków wybuchowych, choć na co dzień wydaje się być drobnym biznesmenem. Czy mężczyźni ci mieli coś wspólnego ze śmiercią Iwony Wieczorek? O to ich nie pytałem, bo to rola śledczych. Choć miałem kontakt przynajmniej z dwoma z nich.
To, że Iwona znalazła się akurat w tym miejscu, na pewno nie było przypadkowe. Było to zaplanowane, i tu miało skończyć się jej życie. Tak zdecydowali ci, dla których stała się niewygodna. Wykonawcy wyroku może nawet do końca nie wiedzieli, dlaczego dziewczyna ma zginąć. Przynajmniej jeden z nich mógł nie mieć takiej wiedzy. Obu opisałem stosunkowo dokładnie w reportażu „Ona poszła po śmierć”. Po tej publikacji dostałem informację, że w sprawę może być także zamieszana osoba dość dobrze znana i wpływowa w trójmiejskim półświatku: – Jeśli nawet on przy tym nie był – mówi mój informator – To doskonale wie, co i dlaczego stało się z Wieczorek.
Jestem przekonany, że nie tylko ten prowincjonalny mafioso ma wiedzę na ten temat, ale także byli, a może i obecni przedstawiciele organów ścigania. Pisałem już wcześniej, że pewna funkcjonariuszka była blisko rozwiązania tej sprawy, ale została szybko od niej odsunięta. Ktoś czuwał, i być może czuwa nadal, aby śledztwo nie posunęło się do przodu. Gdyż wówczas mogłyby wyjść na światło dzienne bardzo kompromitujące dla niektórych osób sprawy.
O co chodzi, wyjaśnia list, jaki przyszedł do naszej redakcji od dziewczyny, która pracowała w jednym z sopockich klubów: „(…) rejestrowane są tam wszelkie zabawy gości z dziewczynami, a bywa, że i z białym proszkiem, który często wcześniej gościom sprzedają. Gośćmi bywali i bywają m.in. biznesmeni, politycy, pracownicy wymiaru sprawiedliwości. Szefowie tego biznesu zwykle mówią, że to ich polisa ubezpieczeniowa. Mają w zbiorach ponoć wiele kompromitujących nagrań, którymi mogą szantażować! Przez co np. mogą utrudniać śledztwa! Podobne nagrania realizowane są namiętnie w innych trójmiejskich klubach (…)”.
– Iwona Wieczorek mogła mieć podobną wiedzę, i chciała się nią podzielić z innymi. Czym podpisała na siebie wyrok – komentuje ten list emerytowany trójmiejski policjant – Z doświadczenia wiem, że w sprawach zabójstw, gdzie w tle pojawi się prostytucja, niezwykle trudno jest wykryć sprawców. Zbyt wiele jest śliskich powiązań. Tak naprawdę, nikomu oprócz rodzin – i to nie zawsze – nie zależy na ich wyjaśnieniu.
Obecnie śledztwo prowadzi dwójka młodych policjantów. Nie mam wątpliwości, że są bardzo mocno zaangażowani w rozwiązanie tej zagadki. Jednak i oni, jakby unikali informacji na temat osób z policji, które mogły kryć sprawców zamordowania Iwony Wieczorek. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn, to co przekazałem na ten temat, nie znalazło się w protokole przesłuchania. Nie zainteresowała ich także historia opisana w liście do Reportera. Czyżby nadal ktoś miał baczenie na sprawę? Czy to tylko przejaw źle pojętej solidarności zawodowej?
Pytania bez odpowiedzi
Jako że policja nie kwapiła się do przekazywania informacji na temat poszukiwań na wskazanej przeze mnie działce, nękałem śledczych niemal codziennie telefonami.
Dowiedziałem się tylko tyle, żebym pytał prokuraturę, bo to ona nadzoruje czynności. Wysłałem zatem do rzecznika Prokuratury Okręgowej w Gdańsku kilkanaście pytań. Już po kilku godzinach odebrałem telefon z prokuratury, i dowiedziałem się, że adresat pytań jest niewłaściwy. Powinienem je wysłać do… policji. Bowiem prokuratura śledztwo umorzyła i krótko mówiąc, nie wie, co robi w tej sprawie policja. Zatem 23 sierpnia przesłałem do biura prasowego KWP w Gdańsku pytania, oto niektóre z nich:
Czy podczas przeszukania działki użytkowanej przez W.C. na ulicy W. w Gdańsku znaleziono szczątki ludzkie? 2. Jeśli tak, to czy ustalono, do kogo należały? Czy są to szczątki Iwony Wieczorek? 3. Jakie ślady (mówił o nich mediom nadkom. Maciej Stęplewski) znaleziono podczas przeszukania tej działki? Czy mają one związek z zaginięciem Iwony Wieczorek? 4. Czy podczas przeszukania działki na ulicy W. przeszukano cały jej obszar, w tym ewentualne ukryte na tym terenie studzienki itp. oraz sąsiedni garaż (szopę)? 5. Czy podczas poszukiwań znaleziono buty należące do Iwony Wieczorek? 6. Czy przesłuchano J., wnuka W.C., który przez pewien czas mieszkał na jej działce i był poszukiwany listami gończymi? 7. Czy przesłuchano inne osoby wskazane przeze mnie policji? 8. Czy przesłuchano T.M. przebywającego obecnie w Zakładzie Karnym w S.? 9. Czy od początku lipca zatrzymano kogokolwiek w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek? 10. Czy przedstawiono komukolwiek zarzuty w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek? 11. Czy zakończono już poszukiwania na terenie ogródków działkowych w rejonie ulic Hallera i Drogi Zielonej w Gdańsku?
Odpowiedzi policji, choćby na te pytania, wiele wyjaśniłyby, szczególnie czytelnikom. Ja na niektóre z nich znam odpowiedzi. Policja co prawda nie odpowiedziała konkretnie na żadne z pytań z osobna, ale odpowiedź zbiorcza i tak wiele wyjaśnia: „Z uwagi na dobro postępowania na obecnym etapie wykonywanych czynności nie ma możliwości udzielenia odpowiedzi na tak szczegółowo zadane pytania (…)” – napisał do mnie podkom. Michał Sienkiewicz z Zespołu Prasowego KWP w Gdańsku.
Gdyby moje pytania i zawarte w nich hipotezy okazały się bzdurne i nieprawdziwe, to zapewne odpowiedź byłaby mniej więcej taka, jak po przekazaniu policji informacji przez Krzysztofa Rutkowskiego na temat tzw. „Ręcznika”: „Nic się nie potwierdziło”. Podobnie jak było w przypadku znalezienia przez Krzysztofa Jackowskiego fragmentów rzekomej sukienki Iwony Wieczorek, w zaroślach, w pobliżu ul. Morskiej. Wówczas policja szybko poinformowała, że był to fałszywy trop. I temat został zamknięty.
Tak jednak nie stało się w przypadku przekazanych przeze mnie informacji. Śledczy nie tylko im nie zaprzeczają, ale wprost przyznają, że prowadzą czynności a nawet postępowanie. Zaś na koniec dodatkowo poinformowali mnie: „W razie wątpliwości, zasadnym jest zwrócenie się z zapytaniem bezpośrednio do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku”. Uznałem za zasadne podzielić się swoimi wątpliwościami. Trudno ich nie mieć szczególnie w kwestii, czy postępowanie w sprawie Iwony Wieczorek faktycznie umorzono? Gdyż, jak widać, występują co do tego różnice między prokuraturą a policją. Zatem te same pytania ponownie zdałem prokuraturze.
7 sierpnia wysłałem do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku wniosek o wgląd do akt sprawy Iwony Wieczorek. Co prawda znam 24 tomy tych akt, i mam ich kopie. Jednak interesuje mnie to, co dzieje się w sprawie po złożeniu przeze mnie zeznań. Niestety do 30 września muszę czekać na odpowiedź prokuratury na mój wniosek. Gdyż, jak mnie poinformowano: „trwają czynności techniczne mające na celu określenie i przygotowanie dokumentów podlegających udostępnieniu (…)”. Jest to zrozumiałe ze względu na fakt, iż mój wniosek dotyczy kilkuset dokumentów zawartych w aktach.
Zdaję sobie także sprawę, że nie można informować o wszystkim, co dzieje się w postępowaniu, które jak widać nie dobiegło jeszcze końca. Wiadomo, że nie ujawnia się wszystkich szczegółów śledztwa w trakcie jego trwania, gdy zbierane są dowody, choćby te dotyczące winy konkretnych osób. A one bardzo dokładnie śledzą to, co pojawia się w mediach, a szczególnie w Reporterze.
– Jeśli śledczy mają jakieś ślady, to oczywiste, że nie ujawnią ich mediom w trakcie czynności, i o tym mniej więcej informuje rzecznik – komentuje były policjant. – Tak sobie myślę, że coś musi być na rzeczy, gdyż przy umorzonym postępowaniu nie wykonuje się tylu czynności – i po chwili dodaje – Sporo ludzi wierzy w wyjaśnienie tej sprawy, ale jeszcze więcej nie wierzy, że zrobi to policja.
Ja jednak jestem większym optymistą i wierzę, że rozwiązanie sprawy Iwony Wieczorek jest naprawdę bliskie.
Z OSTATNIEJ CHWILI: 30 września otrzymałem od prokurator Grażyny Wawryniuk informację, że mogę przejrzeć i sfotografować kolejne tomy akt sprawy, które powstały w latach 2013-2016 W tej części akt znajdują się m.in. protokoły z przesłuchań osławionego Krystka. Prokurator zapewniła mnie, że otrzymam także odpowiedź na zadane w sierpniu pytania, które po części przytoczyłem powyżej. O tym wszystkim napiszę w nowym wydaniu Reportera. Będzie też relacja z mojej wizyty w jednym z zakładów karnych, gdzie przebywa człowiek, który wie sporo o tej sprawie.
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Brzmi obiecująco... Jeśli te powiązania, o których pisze autor, są prawdą, to jest to straszne po prostu :/ Ale z drugiej strony jakoś nietrudno mi w to wierzyć.
ja w paru wydaniach Reportera (2-3 jakoś) czytałam właśnie co dalej ze sprawą Iwony. ciągle mam nadzieję, że zostanie wyjaśniona.
Edytowane przez kaktus dnia 10-10-2016 22:42
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Sporo rzeczy, o których wcześniej nie słyszałam, między innymi szczegóły przesłuchań dalszych znajomych Iwony, skąd wziął się portret "mężczyzny z ręcznikiem", trochę o Rutkowskim i Lidii90:
Czytając kolejne tomy akt sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek, nie mogę uwolnić się od przekonania, że policja – szczególnie w początkowym etapie śledztwa – popełniła sporo błędów. Były też moim zdaniem celowe zaniechania. Wszystko to sprawia, że zagadka zniknięcia nastolatki z Gdańska pozostaje niewyjaśniona. Bo czy może być inaczej, gdy w tej historii przecinają się ścieżki Iwony, jej znajomych, ludzi z półświatka i przedstawicieli organów ścigania?
Sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek pojawia się na naszych łamach regularnie, od pierwszego wydania Reportera. Od kilkunastu miesięcy prowadzimy w tej sprawie własne, dziennikarskie śledztwo. Jego efektami podzieliliśmy się w lipcu tego roku ze śledczymi z Gdańska. Jako jedyni dziennikarze zapoznaliśmy się z całością akt dostępnych w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku.
W 2015 roku, w artykule „Pięć lat bez Iwony”, Marta Bilska omówiła udostępnioną nam wówczas część akt. Teraz przyszła kolej na akta z okresu od 8 lipca 2013 roku do 30 czerwca 2016 roku. Ze względu na obszerność materiału skupimy się wyłącznie na wybranych wątkach, o których dotychczas nie pisaliśmy. Do innych zapewne jeszcze wrócimy.
Ostatnia impreza Iwony
Zdarzenia, jakie miały miejsce w noc zaginięcia Iwony Wieczorek, śledczy odtworzyli na podstawie zeznań świadków popartych wykazem połączeń telefonicznych oraz zapisem z monitoringu. Opis ostatniej nocy Iwony przedstawialiśmy już w 2015 roku, dlatego teraz ograniczę się głównie do szczegółów, których wówczas nie podaliśmy, a które znajdują się w aktach sprawy.
16 lipca 2010 roku, o 22.30, po Iwonę Wieczorek i Adrię S. przyjeżdżają Paweł P., Adrian S. i Marek O. Wszyscy jadą samochodem Pawła do Sopotu. O godzinie 22.59 znajdują się w Żabce na Alei Niepodległości, co potwierdził monitoring. Kupili tam około 2 litrów alkoholu (whisky oraz wódkę). Prosto ze sklepu pojechali na działkę babci Pawła. Mężczyzna zostawił tam znajomych, a sam pojechał odstawić samochód do babci (miał u niej nocować) i wziąć od niej klucze od działki. Wrócił po 15 minutach. Potem wszyscy pili i to raczej ostro, gdyż o 23.48 Iwona wysłała sms do Katarzyny P. o treści: „Jestem pijana”.
Zapewne nadmiernie wypity alkohol był przyczyną kłótni, do jakiej doszło na działce między Iwoną i Pawłem.
O północy wszyscy opuścili działkę i poszli na postój taksówek przy Alei Niepodległości. Stamtąd pojechali taksówką pod lokal Mandarynka na ulicy Bema. Tam jednak nie zabawili i ruszyli pieszo do Dream Clubu. Około 1.00 byli już na miejscu.
Adria podczas zeznań twierdziła, że w klubie nie piły z Iwoną alkoholu. Jednak, jak utrzymuje Adrian S., dziewczyny wypiły jedno piwo na spółkę. Iwona napiła się też soku ze szklanki Pawła. Jednak wyraźnie nie miała ochoty na zabawę i denerwowało ją zachowanie Pawła.
O 1.02 Iwona dostała sms od Magdaleny T. Koleżanka poinformowała ją, że jej były chłopak Patryk G. bawi się z jakimiś dziewczynami w lokalu Banana Beach w Jelitkowie. To chyba zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Gdy około 2.00 Marek O. postanowił zmienić klub na Atelier, to wówczas Iwona wyszła z nim na ulicę. Żaliła mu się na Pawła, oraz że nie ma ochoty bawić się dalej. Mimo to wróciła z Markiem do klubu. O 2.50 ponownie wyszła na ulicę, a za nią reszta jej towarzystwa. Przed klubem doszło do kolejnej tej nocy ostrej wymiany zdań między Iwoną a Pawłem, i wtedy nastolatka oddaliła się samotnie od znajomych.
O tym, co działo się pod Dream Clubem zeznała Stefania W. To kobieta, która tej nocy sprzedawała kwiaty pod sopockimi klubami: „Około 3 w nocy byłam pod Krzywym Domkiem (mieści się tam Dream Club – przyp. red.). Zaobserwowałam, jak wyszła z niego grupa osób. Wśród nich była znana mi ze zdjęć prezentowanych w mediach Iwona Wieczorek. Oni rozmawiali ze sobą. W pobliżu tej grupy zauważyłam stojących trzech mężczyzn” – zeznała kwiaciarka, której uwagę szczególnie zwrócił jeden z nich. „Widać było, że on pożąda Iwony. Intensywnie wpatrywał się w nią, ale nie słyszałam, aby się do niej odezwał. Ten mężczyzna według mnie zachowywał się dziwnie, i może mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek – twierdziła kobieta – Jak go zobaczyłam, to sama się przestraszyłam”. Opisała go następująco: „Był w wieku około 30 – 40 lat, wzrostu około 180 centymetrów, szczupłej budowy ciała, cerę miał bardzo bladą, włosy krótkie, jasne. Miał wystające kości policzkowe, i charakterystyczną mimikę twarzy: przez skórę widziałam, jak poruszają się jego ścięgna i mięśnie. Ubrany był na jasno (…)”.
Według kwiaciarki, gdy Iwona i jej znajomi wrócili do klubu, to wówczas także ten mężczyzna i jego koledzy tam weszli: „Widziałam także moment, jak Iwona Wieczorek po jakimś czasie ponownie wyszła z Krzywego Domku z grupą swoich znajomych. Nie widziałam wtedy po raz drugi mężczyzny, którego rysopis wcześniej podałam. Wówczas Iwona Wieczorek sprzeczała się z kimś. Następnie odeszła od tej grupy i poszła sama ulicą, ale nie wiem, gdzie”.
Jednak, gdy Stefanii W. odtworzono nagrania z monitoringu z Dream Clubu, nie rozpoznała na nim mężczyzny spod klubu. Pokazano jej także zdjęcia z monitoringu, na których widać tzw. „mężczyznę z ręcznikiem”: „Mam wrażenie, że ten „pan ręcznik” na okazanych mi fotografiach, to ten sam, którego widziałam pod Krzywym Domkiem w Sopocie” – stwierdziła. Na podstawie jej zeznań podjęto próbę stworzenia portretu pamięciowego „mężczyzny z ręcznikiem”. Jednak, jak zauważa biegła Iwona Sieger: „Podjęte próby odtworzenia wyglądu nie przyniosły rezultatu, z uwagi na niemożność dobrania przez świadka kształtu jakichkolwiek elementów twarzy (…)”. Wobec tego biegła sporządziła rysopis na podstawie ogólnych informacji o wyglądzie mężczyzny, którego kwiaciarka widziała pod Dream Clubem. Ten rysopis, policja upowszechniła jako portret pamięciowy „mężczyzny ręcznikiem” .
Do śledczych zgłosiła się także kobieta, która nad ranem 17 lipca 2010 roku z werandy swojego mieszkania w Sopocie usłyszała wołanie o pomoc: „To nie był głos dojrzałej kobiety, to był głos nastolatki, około dwudziestoletniej” – zeznała. Barbara W. Gdy kobieta wyjrzała z werandy, to zobaczyła na ulicy Obrońców Westerplatte mężczyznę, który także ją zauważył i – jak stwierdziła – wpatrywał się w nią ostentacyjnie: „Określiłabym go typem Włocha, południowca. Miał 25 – 35 lat, był średniego wzrostu, szczupły”. Mężczyzna ten miał na sobie czarną, krótką kurtkę skórzaną i kapelusik. Barbara W. stwierdziła też, że słyszała uciekającą kobietę, tak, jakby biegła boso: „Po chwili na ulicy zatrzymał się samochód, słyszałam otwarcie i zamknięcie drzwi, a potem wołanie o pomoc ucichło, a samochód odjechał (…)”.
Gdy Barbara W. dowiedziała się o zaginięciu Iwony Wieczorek, poinformowała o nocnym zajściu policję w Sopocie. Niestety nikt na ten sygnał nie zareagował. Nikt się z nią nie skontaktował w tej sprawie. Tę informację przekazała także Krzysztofowi Rutkowskiemu, ale także on – według niej – ją zbagatelizował. Kobietę przesłuchano dopiero kilka lat po zdarzeniu.
Czy jednak jest realne, aby Iwona Wieczorek znalazła się nad ranem 17 lipca 2010 roku w tej części Sopotu?
Bezsprzecznie ustalono, że gdy Iwona szła nadmorskim deptakiem, to kontaktowała się z Adrią i Adrianem. A także jednostronnie z Pawłem, Katarzyną P. i Kamilem D. Policja stwierdziła potem, że telefon Iwony, który tego dnia miała ze sobą, nie został po jej zaginięciu wykorzystany do wykonania jakiegokolwiek połączenia. O godzinie 4.12 kamery monitoringu po raz ostatni zarejestrowały Iwonę nieopodal lokalu Bacówka. To informacja znana i potwierdzona. Co dalej działo się z nastolatką? Akta nie dają na to odpowiedzi.
„Jeżeli chodzi o drogę, którą mogła wracać, to myślę, że odbiła od ulicy przez Park Reagana. Często tam chodziłyśmy. Nie widzę powodu, żeby miała iść aż do mola w Brzeźnie. Przez park jest prosta droga – jakieś 200 metrów i wychodzi praktycznie na swój dom” – powiedziała śledczym Katarzyna P., koleżanka zaginionej.
– Jaka mogła być droga do domu Iwony Wieczorek? – zapytał śledczy byłego chłopaka Iwony.
– Według mnie, jakby chciała pójść pieszo, to albo zejście numer 55 albo 58 – odpowiedział Patryk G.
Amnezja byłego chłopaka
Tej nocy Patryk G. przebywał nieopodal miejsc, którędy przechodziła Iwona. Bawił się między innymi w plażowej imprezowni Banana Beach w Jelitkowie. Spotkała go tam Magdalena T., która postanowiła sms-em powiadomić o tym koleżankę: „Mimo że nie byli już razem, to uznałam, że powinna to wiedzieć. (…) Tym bardziej, że Iwona podejrzewała, że znalazł sobie kogoś. Stał przy barze z dwoma dziewczynami. Jestem pewna, że to był on. Znam go przecież i wiem, jak wygląda. Tych dziewczyn nie znam, a poza tym stały tyłem. Napisałam jej od tym, nie doczekałam się jednak odpowiedzi”.
Nie wiedzieć czemu, Patryk G. wypierał się pobytu w Banana Beach. W czasie przesłuchania 28 września 2011 roku stwierdził: – Nie pamiętam dokładnie godziny, ale było to w granicach północy. Siedzieliśmy na ławkach wspólnie z moimi znajomymi, nie pamiętam teraz, kto tam był. Siedzieliśmy na ławkach na deptaku przy Obrońców Wybrzeża. Te ławki znajdują się w Parku Reagana. Na tych ławkach siedzieliśmy do godziny 1. Potem każdy poszedł do domu sam. To wszystko, co robiłem tej nocy.
– Skoro świadek siedział do godziny 1 na ławce ze znajomymi koło wejścia na plażę nr 58, to w jaki sposób był świadek widziany tej nocy około godziny 1 w klubie Banana Beach? – drążył śledczy
– Nie byłem w Banana Beach. Byłem, jak powiedziałem, na ławkach przy Obrońców Wybrzeża.
– W dniu 17 lipca 2010 roku około godziny 1 świadek był widziany w klubie Banana Beach w towarzystwie dziewczyny. Proszę to skomentować.
– Ja wiem, że byłem w Banana Beach z dziewczyną, ale nie kojarzę tego z datą 17 lipca 2010 roku. Następnego dnia pojechałem do Chałup, ale nie pamiętam z kim – odpowiada Patryk.
W czasie składania zeznań, 25 lipca 2010 roku, Patryk G. opowiedział śledczym także o swoich relacjach z Iwoną: „Iwona Wieczorek była moją dziewczyną, a zarazem kuzynką. Rozstaliśmy się około dwa miesiące przed jej zaginięciem z uwagi na narastające kłótnie. Około tygodnia przed zaginięciem, to było o 5 rano, odebrałem telefon od Iwony. Skarżyła mi się, że została pobita przez moich kolegów, gdy wracała rano z imprezy do domu. Ona wtedy miała ich rozdzielać, bo się bili nieopodal Banana Beach. O zaginięciu Iwony dowiedziałem się 17 lipca 2010 roku, o godzinie 19” – to pamięta doskonale, choć miał kłopoty z pamięcią.
W czasie kolejnego przesłuchania, 27 czerwca 2011 roku, wyraźnie kręci.
– Jak to się stało, że pana telefon loguje się o godzinie 2 przy ulicy Parkowej w Sopocie? – pyta śledczy.
– Nie wiem, może do kogoś wydzwaniałem. Wtedy musiałem być z tymi kolegami, co mówiłem. Nie wiem, co robiłem na ulicy Parkowej. Musiałem tam przechodzić.
– Co pan robił w dniu 17 lipca 2010 roku, o godzinie 2.54 w okolicy Obrońców Wybrzeża, 3.27 przy ulicy Brzozowej, 3.31 Obrońców Wybrzeża i 3.32 Obrońców Wybrzeża? – wylicza policjant.
– O 3.32 to na pewno już zmierzałem do domu, a tamtych godzin nie pamiętam. Może jeździliśmy razem autem. To stwierdzenie, że o 1. poszedłem do domu, było nieprawdziwe. Nie wiem, o której godzinie byłem w domu.
– Dlaczego w poprzednich zeznaniach informował pan policję i prokuraturę, że o 1. był pan w domu?
– To nie był dla mnie żaden wyjątkowy dzień. Ja nie pamiętam nawet, co robiłem dwa dni temu – odpowiada Patryk.
Kiepską pamięć mieli także jego koledzy. Chociaż, jak stwierdzili śledczy, wcześniej ustalali, jak będą zeznawać.
„Siedzieliśmy na ławce. Była gdzieś 23.00, może 1. w nocy. Zazwyczaj tak siedzimy, a później każdy idzie do domu. Mało pamiętam z tego wieczoru” – twierdził Paweł J.
„Iwonę Wieczorek znam słabo, poznałem ją przez Patryka. W nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku siedzieliśmy na ławce przy Obrońców Wybrzeża z Patrykiem G. i Pawłem J. My na tej ławce siedzimy czasami do 2., a czasami do 5.- 6. Jak było wtedy, nie pamiętam. Nie pamiętam, jak długo tam siedzieliśmy, ale później rozeszliśmy się. Odprowadziliśmy Patryka i poszliśmy do swoich domów. Nie pamiętam, czy oprócz mnie, Patryka G. i Pawła J. był tam ktoś jeszcze. Nie było dziewczyn. Nie wiem nic o planach imprezowych Patryka tamtej nocy” – zeznawał Paweł S.
Analityk kryminalny z Komendy Głównej Policji, który wykonał analizę zeznań Patryka G. oraz jego kolegów, konstatuje: „Z kolejnych zeznań Patryka G. wynika, że nie mówi prawdy, co do okoliczności pobytu w nocy 16/17.07.2010 na terenie Parku Reagana z Pawłem J. i Pawłem S. W pierwszym zeznaniu twierdzi, że na terenie PR przebywali razem do godziny około 2. w nocy, a następnie udali się do domów. W drugim zeznaniu twierdzi, że przebywali na deptaku prowadzącym do wejścia na plażę nr 58 z kolegami Pawłem (nazwiska nie podaje) oraz Pawłem J. Było w tym czasie z nimi więcej osób, ale nie pamięta kto. W trzecim zeznaniu twierdzi, że siedzieli na ławkach do około północy. Nie pamięta, kto wtedy z nimi był. ‘ Było nas kilku. Te ławki znajdują się w Parku Reagana. Siedzieliśmy tam do godziny 1-2. Potem każdy poszedł do domu sam.’ Na pytanie czy był około 1. w Banana Beach, twierdzi, że nie był w tym lokalu. Jednak po chwili zeznaje, że tej nocy był w tym lokalu ze znajomymi. W czwartym protokole zeznał, że około 1. wszyscy poszli do domów, nie pili alkoholu.
Zmiana zeznań następuje w chwili przedstawienia mu wykazu połączeń telefonicznych, które wykonywał w nocy i nad ranem, gdy Iwona idzie już do domu. W trakcie przesłuchania twierdzi, że spodziewał się pytania na okoliczność połączeń. Nie wie, co robił w okolicy Parkowej w Sopocie o godzinie 2.00, 2.54 w okolicy Obrońców Wybrzeża w Gdańsku, 3.27 przy ulicy Brzozowej, 3.31 Obrońców Wybrzeża i 3.32 Obrońców Wybrzeża. Zeznał, że o godzinie 3.32 na pewno już zmierzał do domu. Może poruszali się samochodem. Zeznał, że twierdzenie, iż o godzinie 1. był w domu, było nieprawdziwe. Nie wie, o której był w domu” – wylicza analityk i konkluduje: „Z zeznań i wyjaśnień Patryka G. wynika jednoznacznie, że nie mówi on całej prawdy na temat tego, co robił tej nocy.(…) Analizując zeznania Patryka G, Pawła S. i Pawła J. widać wyraźnie, że próbują ukryć niewygodne fakty. W takim stanie rzeczy celowym wydaje się być typowanie ich jako osób, które posiadają wiedzę na temat, co stało się z Iwoną Wieczorek w nocy z 16/17.07.2010 podczas jej powrotu do domu”.
Adam M. znajomy Iwony i Patryka jest jednak innego zdania: „Według mnie, jeśli ktoś zrobił jej krzywdę, to była to osoba spoza naszego kręgu, nikt z Żabianki czy Przymorza, gdyż to by się wydało. Wszyscy dobrze się znaliśmy, ktoś by coś wiedział. Kiedy zaginęła, nie była już ze swoim chłopakiem Patrykiem. Ale on szanował Iwonę, i pamiętam, że przeżył jej zaginięcie. Z tego, co pamiętam, to poruszył wszystkich swoich znajomych do poszukiwań”.
Morderca czai się na forum?
Nieco uwagi poświęcili śledczy kilku informacjom, które pojawiły się w Internecie. Zaś aktywność niektórych użytkowników była poddana drobiazgowej analizie. Niektórzy z nich byli nawet przesłuchiwani, a inni być może jeszcze będą. W przypadku jednej z osób śledczy sformułowali nawet podejrzenia, że być może ma związek ze zniknięciem gdańszczanki.
Policja interesowała się wpisami m.in. na Facebooku oraz na forach trojmiasto.pl oraz gp24.pl. Szczególnie użytkownikom oraz wpisom z tego ostatniego forum poświęcono sporo miejsca. W kilku przypadkach policja uznała, że konkretni użytkownicy mogą mieć wiedzę na temat interesującej śledczych sprawy.
Tak było w przypadku Bogdana Ż. z Warszawy. Trafiono do niego po IP komputera, z którego przekazano na forum informacje mogące mieć znaczenie dla śledztwa. Mężczyzna jednak stwierdził, że nie interesuje go sprawa Iwony Wieczorek i wskazał na swojego zięcia, Karola M. z Pucka – użytkownika forum gp.24.pl, o nicku „Asnem”. Został on przesłuchany na okoliczność jednego ze swoich wpisów.
Policja interesowała się także wpisami m.in. Janusza J. ze Szwecji (nick Observer), oraz Aleksandra D. z Jeleniej Góry, który pod własnym nazwiskiem stwierdził na FB, że za zaginięciem Iwony stoi były zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Gdańsku. Sprawdzano także Tomasza C. z Wielkopolski, gdyż zdaniem rodziny obsesyjnie interesuje się sprawą Iwony Wieczorek: „On nie pracuje od 10 lat, ale regularnie siedzi na forum o Iwonie Wieczorek, zbiera też wszystkie wycinki o niej. Jest sadystą. Bije i gwałci żonę, grozi śmiercią bliskim. Ma założoną niebieską kartę, ale policja nie reaguje, bo to jego koledzy. To jest psychopata. Często znika na 5-6 dni. Mówi, że nocami załatwia jakieś sprawy. A jego żona znajduje w jego ubraniu damską bieliznę (…)” – czytamy m.in. w zeznaniach jednej z osób z jego rodziny, która wprost twierdzi, że Tomasz C. może mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek.
Nie tylko rodziny przekazywały śledczym informacje o dziwnych zachowaniach swoich bliskich. Niekiedy jedni użytkownicy forów informowali policję o niepokojących wpisach innych.
Śledczych wyjątkowo zainteresował mężczyzna, który prawdopodobnie posiada sporą wiedzę o sprawie Iwony Wieczorek. W trakcie pracy zespołu analityków kryminalnych Prokuratury Okręgowej w Gdańsku pojawiły się nawet wnioski, że mężczyzna ten może mieć coś wspólnego ze zniknięciem Iwony Wieczorek.
Jest on użytkownikiem jednego z forów poświęconych zaginionej nastolatce. Jednak zainteresowanie policji jego osobą dotyczy trzech filmików, które zamieścił w Internecie. W analizie kryminalnej na ich temat czytamy m.in., że mogły one mieć na celu: „wodzenie za nos organów ścigania i takie ukierunkowanie, aby zajmowały się wersjami dającymi bezkarność rzeczywistemu sprawcy pozbawienia wolności Iwony Wieczorek, szczególnie na kierunki dotychczas niewyjaśnione: „Pan ręcznik”, „Mężczyzna w bermudach”.
Jak zauważają analitycy, twórca tych filmów może działać pod wpływem stresu oraz tzw. „presji pościgu”. Śledczy nie wykluczają także, że ma wyrzuty sumienia „z powodu współdziałania w pozbawieniu Iwony Wieczorek wolności, a być może i życia”.
W filmikach, które pojawiły się w sieci w 2014 roku, znajdowały się dane i informacje ze śledztwa, które nie były powszechnie dostępne, m.in. dotyczące połączeń telefonu, który Iwona Wieczorek użytkowała od 12 czerwca do 11 lipca 2010 roku. Autor filmów, jak zauważono, daje w jednym z nich: „wskazówkę dotyczącą numeru telefonu i osoby będącej jej użytkownikiem, która w czerwcu 2010 roku korespondowała z Iwoną, przesyłając bardzo dużą ilość wiadomości tekstowych sms i realizując połączenia głosowe (…)”.
Jak ustaliła policja, osobą, która często kontaktowała się w tym czasie z Iwoną był Adam M. Nie jest on jednak autorem filmów. Śledczy analizowali szczegółowo telefoniczne kontakty Iwony Wieczorek także z Łukaszem B.
„Zastanawiający jest fakt, że mimo tak licznych kontaktów bezpośrednich i prowadzonej korespondencji telefonicznej z Iwoną Wieczorek, Adam M. nie podejmuje próby połączenia się z nią po jej zaginięciu” – czytamy w analizie. Do tego momentu nikt nie interesował się Adamem M.
Kim jest ten człowiek? Zajrzyjmy do jego zeznań: „Nie pamiętam, jak poznałem Iwonę, chyba przez naszą wspólną koleżankę Adrię. Jakieś pół roku przed zaginięciem Iwony pisaliśmy sporo sms-ów, dzwoniliśmy do siebie, utrzymywaliśmy bliższą znajomość. Ja miałem wtedy swoją dziewczynę, nie byłem zainteresowany innymi. Nie była to żadna miłość, ani związek. Po prostu dobrze mi się z Iwoną rozmawiało. Kilka razy byłem u niej w domu na jakichś imprezkach. Krótki czas przed zaginięciem też często się kontaktowaliśmy. Jestem zdziwiony, że policja dotarła do mnie tak późno, chociaż moje zeznania i tak by w niczym nie pomogły. O zaginięciu dowiedziałem się tego samego dnia. Szukali jej już znajomi, matka i rodzina. Potem już do niej nie dzwoniłem, bo wiedziałem, że nie ma potrzeby, że to nic nie zmieni. W poszukiwaniach nie brałem udziału, bo byłem w Warszawie (…) Kilka miesięcy przed zaginięciem Iwona pożyczyła mi swój stary telefon, którego nie używała. Mój się zepsuł i potrzebowałem tymczasowy. To był jakiś strasznie stary model, nic w nim nie było. Pamiętam, że później oddałem go do serwisu, bo coś w nim nie działało. Nie wiem, gdzie jest teraz ten aparat. Może go wyrzuciłem, jak robiłem porządki, bo już do niczego się nie nadawał (…)”.
Gdy Adamowi M. odtworzono filmy o Iwonie Wieczorek, stwierdził: „Jestem zszokowany tymi filmikami, nie wiem, kto je stworzył. Widzę je pierwszy raz. Szok. Nie wiem, o co chodzi z wybraną do nich muzyką oraz tekstem. Nie mam pojęcia, o co chodzi autorowi tych filmików”.
Od ponad roku śledczy usiłują ustalić, kto jest autorem tych filmów. Z akt nie wynika, aby im się to udało. Wiemy, kim jest ten człowiek, gdyż od kilkunastu miesięcy jego działania wzbudzały także nasze podejrzenia i zainteresowanie. Tę informację przekazaliśmy śledczym.
Mistyfikacje detektywa
Lidia90 to nick osoby, która prawdopodobnie nie istnieje. Jednak internetowy wpis na jednym z forów – sygnowany tym pseudonimem – narobił sporo zamieszania. Lidia90 twierdziła, że Iwona Wieczorek zajmowała się prostytucją, i mogła być przetrzymywana w willi milionera Mariusa O. Miał ją tam rzekomo dostarczyć Krystian H.
Policja nie zdołała samodzielnie ustalić po IP, kim jest autor tego komentarza. 16 sierpnia 2015 roku Krzysztof Rutkowski przekazał policji dane Anny Cz. Rzekomo miała ona ponoć być Lidią90.
Anna Cz., w czasie gdy zaginęła Iwona Wieczorek, była związana z jej chrzestnym Dariuszem F.: „Darek razem z mamą Iwony wynajęli detektywa Krzysztofa Rutkowskiego (..) Ja też miałam zająć się poszukiwaniami Iwony, chodziłam z koleżankami po dyskotekach w Sopocie i rozpytywałam o Iwonę. Wszystkie moje działania nie przyniosły żadnego rezultatu (…). Gdy chodziłam po tych dyskotekach, to wyszła kwestia, że był jakiś kolega Iwony, nie pamiętam imienia i nazwiska, który bardzo interesował się poszukiwaniami Iwony. Kiedy dowiedział się, że razem z dziewczynami chodziłam po Sopocie, chyba przez telefon powiedział mi, żebym się tym nie zajmowała, że sam wszystko zorganizuje i mam nie szukać Iwony. Moim zdaniem jego zachowanie było dziwne. Chodziło konkretnie o to, że jak chodziłam po tych dyskotekach, to mi powiedziano, że ani policja, ani znajomi nie pytali tam wcześniej o Iwonę. (…) Pamiętam, że w prasie ukazała się informacja, iż u Mariusa O. organizowane są seks-imprezy, i że ma to związek z zaginięciem Iwony Wieczorek. Informacja ta wyszła od Krzysztofa Rutkowskiego (…)” – zeznała Anna Cz. Dodała też, że informację o tym, że u biznesmena mieszkającego blisko plaży odbywają się imprezy z udziałem nastolatek, i może to mieć związek z zaginięciem Iwony, usłyszała zbierając informacje w jednej z dyskotek w Sopocie. „Ja, słysząc taką plotkę, zadzwoniłam do Krzysztofa Rutkowskiego. Żeby może to sprawdził. Ale jasno powiedziałam mu, że to plotka. Nasz kontakt w tej sprawie się zakończył. Potem, gdy ukazał się artykuł prasowy, zadzwoniłam do Rutkowskiego, aby powiedział, czy nie o mnie mowa. Ale nie potwierdził tego, więc nie interesowałam się tym dalej. Ja nie zamieszczałam na stronach internetowych żadnych informacji dotyczących Iwony Wieczorek, Mariusa O. ani Krystiana H. (…) Nie używałam nigdy żadnego nicku Lidia90 ani Meduza. Nigdy nie zamieściłam takiego wpisu na żadnej stronie, i nie wiem, kto umieścił ten wpis. Przekazałam to tylko jako plotkę Krzysztofowi Rutkowskiemu (…)”.
Kobieta zeznała, że kilka dni przed jej przesłuchaniem kontaktował się z nią Rutkowski, aby porozmawiać o tych wpisach: „Powiedziałam mu, że nie pamiętam żadnych wpisów, bo ich nie robiłam, i że już wyjaśniliśmy ten temat. Odpowiedział, że faktycznie (…)”.
Tymczasem Krzysztof Rutkowski przedstawił to tak: „Pamiętam, że rozmawiałem z dziewczyną, która posługiwała się nickiem Lidia90, może nawet kilkakrotnie. Zamieszczała ona informacje o Iwonie Wieczorek, że miała brać udział w spotkaniach u Mariusa O. (… ) Nie mam już do niej numeru telefonu. (…) Po rozmowie z nią udałem się do Mariusa O., który mi osobiście zaprzeczył, aby organizował jakiekolwiek spotkania, podczas których Iwona Wieczorek miałaby trudnić się prostytucją. Ja mu uwierzyłem (…)”.
Czy to sam Rutkowski stworzył Lidię90, na podstawie rozmowy z Anną Cz.? Policja nawet go o to nie zapytała. Czy wymyślił Lidię90, podobnie jak rzekomego gangstera, który w sierpniu 2013 roku miał opowiedzieć mu o zabójstwie Iwony, co opisał Fakt: „Przełom w sprawie! Matka dziewczyny w szoku (…)” – szalał tabloid.
Po tej publikacji Rutkowski został wezwany na przesłuchanie do Gdańska, w czasie którego przyznał się, że przekazał gazecie informację, którą sam zmyślił: „w celu pchnięcia do przodu sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek i sprowokowania błędu, który może popełnić osoba lub osoby, które mogą mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek” – tłumaczył desperacko to kłamstwo, a po chwili dodał: „Proszę o zachowanie tego protokołu w tajemnicy przed mediami, ponieważ może to zaszkodzić mojej działalności”. Jak widać, prośba ta nie została spełniona.
. Rutkowski wymyślił wyznanie rzekomego gangstera, który w miał opowiedzieć mu o zabójstwie Iwony, co opisał Fakt. Potem prosił śledczych o zachowanie kłamstwa w tajemnicy przed mediami. /materiały policyjne
Ta historia jednak niewiele nauczyła „detektywa”. Dwa lata później, gdy my tropiliśmy „Krystka”, on ogłosił, że ten pedofil jest bez skazy. I zapewne, aby odwrócić uwagę od naszych działań, wymyślił we wrześniu 2015 roku, że wie, kim jest „mężczyzna z ręcznikiem” – wysyłając do policji donos, że jest to „Stefan R. z Londynu”, rzekomo aktywny na jednym z forów internetowych jako „Westlondon”. Ta informacja też okazała się niewiele warta. Pomylił nie tylko dane „Westlondona”, ale dołączył też do informacji zdjęcie innego mężczyzny. Jednak, oprócz wizyty na komendzie, była oczywiście konferencja prasowa i tłum adeptów dziennikarstwa. Szoł musiał być!
Kilkanaście dni później Rutkowski przysłał kolejną informację do KWP Gdańsk. Tym razem donosił, że policjant Marek Z. korzystał z usług seksualnych w agencji towarzyskiej należącej do Krystiana W. Choć ten – mimo wielu innych ułomności – nie miał nigdy własnego burdelu. Pracował co najwyżej dla innych. Ale zapewne po czasie „detektyw” chciał wstrzelić się także w sprawę „Krystka”?
Dodajmy, że Krzysztof Rutkowski zeznał, iż po raz pierwszy usłyszał o działalności „Krystka” od policjanta, który do niego zadzwonił: „Przekazał mi informacje, że trwają czynności zmierzające do zatrzymania tego mężczyzny, który może mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek. Ten policjant, przedstawił mi go jako związanego z handlem żywym towarem i agencjami towarzyskimi. Powiedział mi, że o szczegóły powinienem zapytać dziennikarza Reportera, Mikołaja Podolskiego (…)”.
„Krystek” osobnik nieznany
Śledczy starali się także ustalić, czy Krystian W. zwany „Krystkiem”, którego zaprowadziliśmy do celi za gwałty i pedofilię, ma coś wspólnego ze zniknięciem Iwony Wieczorek.
Zarówno Iwona Kinda – matka Iwony Wieczorek, Krzysztof Rutkowski oraz Krystian W. są zgodni, że ten ostatni nie ma nic wspólnego z zaginięciem nastolatki.
„Uważam, że ten cały „Krystek” nie ma żadnego związku z moją córką. To informacja przesadzona. Nigdy nie słyszałam, aby Iwona miała kolegów w wieku 30 – 35 lat” – to opinia Iwony Kindy.
„Krystian W. miał tak dużo dziewcząt chętnych na seks, że nie potrzebował porywać Iwony” – zawyrokował Krzysztof Rutkowski. Zapominając przy tym, że dziewczyny nie robiły tego dobrowolnie, lecz były przez „Krystka” gwałcone lub podstępem zmuszane do seksu.
„Słyszałem, że Krzysztof Rutkowski wyklucza, bym miał związek z jej zaginięciem. Nie znam Iwony i nie miałem z nią osobistej styczności” – „Krystek” przedstawił śledczym dowód swej niewinności. Dodał także, że nie zna również osób, z którymi Wieczorek bawiła się w Dream Clubie. Stwierdził również, że nie wie, kto jest właścicielem tego klubu, mimo że tam pracował. Ogólnie „Krystek” ma niewiele do powiedzenia i mało kogo zna – tak to przedstawił śledczym. Ale on też rzekomo nie był nadmiernie popularny.
Pytany o niego nieżyjący już Krystian H. z Sopotu, którego niektórzy mylili z „Krystkiem”, stwierdził zeznając: „Krystian z Wejherowa? Ja nie mam znajomych ze wsi”. Nie znał też Iwony Wieczorek, chociaż ona ze wsi nie była: „Słyszałem, że zaginęła taka dziewczyna, ale nigdy jej nie spotkałem. Wiem, że zrodziła się plotka, że mam związek z jej zaginięciem. Słyszałem, że ja miałem ją ściągnąć do domu Mariusa O., a on miał ją tam przetrzymywać. Nic nie mam wspólnego z jej zaginięciem. Słyszałem, że ona szła do domu i musiała kogoś ze znajomych spotkać. Teraz młodzież podaje dziewczynom jakieś prochy, tabletki gwałtu. Myślę, że ona mogła wsiąść do samochodu swojego znajomego i pojechała na after party, i tam przedawkowała. Mogło tak być”. Czy na pewno tylko spekulował, czy coś wiedział? Tego się nie dowiemy nigdy, bowiem Krystian H. już nie żyje.
Sprawdźmy co o rzekomym związku z zaginięciem Iwony zeznał Marius O. „Osobiście nie znam tej dziewczyny, nie widziałem jej nigdy koło swojego domu. Z pewnością nie przetrzymywałem w swoim domu Iwony Wieczorek. W 2010 roku skontaktował się ze mną Krzysztof Rutkowski i poinformował, że na forach internetowych pojawiają się informacje (komentarz Lidii90 – przyp. red), jakobym miał związek z zaginięciem Wieczorek. To pisała kobieta. Prosiłem Krzysztofa Rutkowskiego, aby jeśli ustali jej dane, przekazał je mi, gdyż chciałem wystąpić na drogę sadową”. Ostatecznie milioner tego nie zrobił.
Marius O. przyznał, że Krystian H. to jego dobry kolega: „Ale nigdy nie otrzymałem żadnej dziewczyny z jego ręki. Sam potrafię zdobyć kobietę” – zastrzegł.
Krystiana W. zna i nie wypiera się tej znajomości Marcin T. – były manager Dream Clubu i twórca Zatoki Sztuki: „W czasie, kiedy był kierowcą, traktowałem go jak każdego innego pracownika. Mieliśmy ze sobą normalne, otwarte relacje. Wiem, że ma problemy z wymiarem sprawiedliwości. Chodziło o molestowanie kobiet. On nigdy wcześniej nie wzbudzał moich podejrzeń. Nic nie wiem o zaginięciu Iwony Wieczorek, czytałem o tym w prasie. Nigdy jej nie spotkałem, nigdy z nią nie rozmawiałem. Nic mi nie wiadomo, aby Krystian W. miał cokolwiek wspólnego z zaginięciem Iwony Wieczorek” – zeznał.
Dariusz W. jest obecnie prezesem spółki prowadzącej Dream Club. On także – na temat Iwony Wieczorek – zeznawał niemal bliźniaczo: nie znałem i nigdy nie spotkałem: „Od znajomych słyszałem, że widywano ją w Sopocie, głównie w Dream Club. Niektórzy moi znajomi kojarzyli ją jako dziewczynę, która bywa na imprezach, kojarzyli ją, że czasami stała pod barem i wyglądała tak, jakby szukała kogoś do zabawy”. Dariusz W. przyznał też, że po jednym z przesłuchań Krystian W. ostrzegł go, że policja także nim się interesuje: „Ja powiedziałem mu, że nie mam nic do ukrycia. Nie mam pojęcia, czy on znał Iwonę Wieczorek. Gdy objąłem funkcję prezesa, zakazałem mu wstępu do naszych klubów”.
Zeznania Wojciecha S. – selekcjonera w Dream Clubie, znanego szerzej jako „Bolo” – też z pozoru niewiele wnoszą do sprawy: nie znałem, nie widziałem, nie pamiętam – to o Iwonie. Oczywiście „Krystka” zna tylko z widzenia: „Wiem, że przychodził do Dream Clubu, bo go wpuszczałem”.
„Bolo” przyznaje się natomiast do znajomości z Marcinem O. – policjantem, który spotykał się z Iwoną: „jest to bywalec sopockich klubów”. To samo w zasadzie mówi o Pawle P., z którym ostatni raz Iwona była w klubie. Do Pawła, jak sam zeznał, miał nawet numer telefonu i czasami się z nim kontaktował: „Po zaginięciu Iwony Wieczorek wszyscy mówili, że „Browar” to jej chłopak (…) Jakiś czas po tym, jak zniknęła, „Browar” przestał przychodzić do klubu, później był tu jednak z jakąś dziewczyną”.
Ale to nie wszystko, jak zauważają śledczy Paweł P. zwany „Browarem” – wkrótce po zaginięciu Iwony – kontaktował się z „Bolem” ze znaczną częstotliwością. Być może wiązało się to z poszukiwaniami zaginionej dziewczyny.
Bardziej zastanawiające są kontakty Marcina O. – policjanta, o którym wiadomo, że spotykał się z Iwoną Wieczorek, i który przyznaje się, że znał Krystiana W. „Znam go jako bywalca klubów, parę razy zadzwoniłem do niego, podpytać, gdzie jest jakaś dobra impreza. Czasem do mnie podszedł, jak bawiliśmy się w jednym lokalu, i pogadał. Nigdy nie byłem z Iwoną Wieczorek na imprezie, nie widziałem jej też w towarzystwie Krystiana W. To nie była moja dziewczyna, kilka razy się z nią spotkałem, ale to nie było zdaje się na żadnej imprezie w Dream Clubie. Nie mam nic wspólnego z zaginięciem Iwony Wieczorek” – zeznał, przyznając się do znajomości z Krystkiem, gdy policjanci pokazali mu ich wspólne fotografie. Przekazał je śledczym Mikołaj Podolski, dziennikarz Reportera.
Znajomi są zmęczeni
Znajomi Iwony Wieczorek nie kryją, że czują się zmęczeni tą sprawą. Unikają mediów, omijają fora internetowe, gdzie praktycznie są ofiarami nieustannego stalkingu. Sprawdza się tam niemal każdy ich krok, grzebie w życiu rodzinnym, a nawet analizuje zmianę fryzury. W większości byli wielokrotnie przesłuchiwani. Ostatni raz po naszych publikacjach, w których pojawiła się teza, że ze zniknięciem Iwony może mieć związek Krystian W.
Adria S., która z Iwoną była na jej ostatniej imprezie, stwierdziła: „Nie znam żadnego Krystiana W. Iwona też nie wspominała mi nigdy o żadnym Krystianie. Nie znam też Mariusa O. i nic mi nie wiadomo o tym, aby Iwona u niego bywała. Nie znam też osoby posługującej się nickiem Lidia90” – stwierdza zdecydowanie. A gdy okazano jej post użytkownika Lidia90, mówi: „Według mnie jest to stek bzdur, jest to wymyślone. W Dream Club byłam wtedy pierwszy raz i pamiętam, że bałam się, że mnie nie wpuszczą, bo nie miałam 18 lat, ale weszłam bez problemu, nikt mnie o nic nie pytał. Nie wiem, kto jest właścicielem Dream Clubu, nie znam tych osób. W tej chwili nie mam już kontaktu z Markiem, z Pawłem mam sporadycznie. Czasami na Facebooku napiszemy kilka zdań, kilka razy był też w pubie, w którym pracuję, więc zamieniliśmy słowo. W dniu zaginięcia Iwona była ubrana w moją bluzkę i spódnicę swojej mamy. Z jej mamą również nie mam kontaktu”.
Zeznania Natalii T. wnoszą jeszcze mniej: „Nie znałam dobrze Iwony Wieczorek. Może raz z nią rozmawiałam. Adria to moja przyjaciółka z czasów gimnazjum (…) Słyszałam, że się pokłóciły z Adrią o chłopaka (..) Pamiętam, że później po zaginięciu Iwony próbowałam rozmawiać z Adrią na ten temat. Ale ona niechętnie o tym mówiła, twierdziła, że jest tym strasznie zmęczona”.
Michał D. nie był wcześniej przesłuchiwany, gdyż jak mówi, nie ma żadnej istotnej wiedzy w tej sprawie: „Z Iwoną poznał mnie mój sąsiad – Patryk G. Była wtedy jego dziewczyną (…) Kojarzę, że w czasie zaginięcia Iwony, w Sopocie, w „kinie letnim” wyświetlany był film „Uprowadzona”, to dla mnie znamienne i wydaje mi się, że tamtej nocy byłem na projekcji tego filmu ze znajomymi. Mogłem być też w Parku Reagana. Często siedzieliśmy na ławkach w alejkach z Patrykiem i chłopakami (…) Patryk i Iwona się rozstali, ale cały czas mieli się ku sobie. Słyszałem pogłoski, że całe to towarzystwo z „murku” zażywało narkotyki, a Patryk mógł nimi handlować. Ale to nieprawda. Ja nie zażywam narkotyków, a gdybym nawet chciał je zdobyć, to na pewno nie zwróciłbym się o to do Patryka. Następnego dnia po zaginięciu dowiedziałem się od Adrii, że Iwony nie ma. Była już mocno zaniepokojona i wybierała się na poszukiwania. Gdy z nią o tym rozmawiałem, to czułem, że ma wyrzuty sumienia, że wtedy nie zaciągnęła Iwony na siłę do taksówki. Później ja też rozwieszałem plakaty, mnóstwo znajomych to robiło. Następnego dnia po tym, jak Iwona zaginęła, to spotkałem pod blokiem Patryka. Powiedział, że wie, że jej nie ma, ale nie takie numery już wykręcała, i że jest ****nięta. Na moje oko nie martwił się. Możliwe, że Iwona, podczas gdy byli razem, stwarzała jakieś problemy, dlatego wspomniał o tym w ten sposób”.
Sviatoslav N. ps. „Sajan”, to szkolny kolega Iwony. Mówi, że miał z nią dobry kontakt. Gdy dowiedział się o zaginięciu Iwony od jej przyjaciółki Kasi, był na Mazurach. Pomyślał, że gdzieś „zapiła” i wróci do domu później: „Kiedy wróciłem z Mazur, to uczestniczyłem w poszukiwaniach Iwony. Nawet ze znajomymi dzieliliśmy teren na kilka obszarów i go przeszukiwaliśmy, ale to nic nie dało. Ze znajomych, z którymi Iwona wtedy była, znam tylko Adrię. Do Dream Clubu nie chodziłem, ale w tamtym czasie to był jeden z lepszych klubów w Trójmieście (…). Myślę, że to nieprawda, że Iwona spotykała się za pieniądze. Nie była taką osobą, by robić takie rzeczy. Miała pieniądze na zabawę, była dobrze ubrana, ale jakoś specjalnie nie wydawała pieniędzy na prawo i lewo. Nigdy nie zauważyłem, by miała przy sobie większe kwoty pieniędzy”.
Także Katarzyna P. powiedziała policjantom, że nic jej nie wiadomo, aby jej koleżanka utrzymywała jakieś kontakty z „Krystkiem”: „Mam nadzieję, że Iwona żyje, ale może być nieszczęśliwa, bo jest gdzieś przetrzymywana nie z własnej woli. To charakterna dziewczyna (…). Jak Iwona zaginęła, to ludzie zaczęli pisać, że może uprawiała seks za pieniądze. Wtedy powiedziałam jej mamie, że jakiś miesiąc przed zaginięciem widziałam w szufladzie jej komody kopertę z pieniędzmi. Przebierała się przy mnie i przypadkiem zobaczyłam tę kopertę, z której wystawały pieniądze. Nie wiem, ile tam było pieniędzy, ale był to spory plik banknotów stuzłotowych. Zdziwiły mnie te pieniądze u niej i zapytałam, skąd je ma. Powiedziała, że przysyła jej ojciec. Wiedziałam, że mówi o biologicznym ojcu, bo na ojczyma nie mówiła „ojciec”. Dla mnie temat był zamknięty. Nie dopytywałam więcej. Iwona na co dzień operowała drobnymi kwotami pieniędzy. Dostawała od mamy po 30 złotych, jak gdzieś wychodziła, albo na jakieś wydatki. Nie była rozrzutna, nie wyróżniała się wśród rówieśników. Gdyby trudniła się nierządem to myślę, że bym to zauważyła. Jak powiedziałam mamie Iwony o tej kopercie, to stwierdziła, że to dziwne, bo Iwona raczej nie dostawała od ojca pieniędzy. Pomyślałam, że mama Iwony nic nie wie, bo tata dawał je Iwonie w tajemnicy. Uważam, że to nieprawda, że Iwona trudniła się prostytucją. Nic niepokojącego nie zauważyłam. Miała czas dla znajomych, nie zachowywała się podejrzanie. Według mnie to plotki. O tych pieniądzach nikomu innemu oprócz matki Iwony nie mówiłam”.
Magdalena T. ma podobne spostrzeżenia: „Moim zdaniem Iwona nie umawiała się na żadne spotkania sponsorowane. Jak gdzieś wychodziłyśmy, to musiała prosić o parę groszy, bo najczęściej nie miała swoich pieniędzy”.
Również Katarzyna J. nie dostrzegła niczego niepokojącego w zachowaniu Iwony: „Uważam, że Iwona nie obracała się w środowisku ludzi, którzy wykorzystują młode dziewczyny, płacąc im za to. Mogła komuś wpaść w oko. Sama nigdy by nie skorzystała z propozycji, aby świadczyć usługi seksualne za pieniądze (…)”.
W jej zeznaniach pojawia się jednak inny ciekawy wątek: „Zaraz po moim przesłuchaniu w 2010 roku w KMP Sopot stałam na przystanku komunikacji miejskiej. Wtedy zadzwonił do mnie Paweł P. Pytał, jak poszło przesłuchanie, ja mu odpowiedziałam, że nie pamiętam, co dokładnie mówiłam. Gdy zorientował się, że stoję na przystanku, zapytał, dlaczego mnie policjanci nie odwieźli do domu. Po jakimś czasie pojawił się nieoznakowany radiowóz i odwieźli mnie do domu. Wydało mi się to dziwne. Wcześniej nikt mi tego nie proponował i nie robiłam z tego problemu. To pokazuje, że Paweł dobrze znał się z tymi policjantami z Sopotu (…)”.
Sam Paweł P., zwany „Browarem”, ma niewiele nowego do powiedzenia: „Nie kojarzę żadnego Krystiana W., który bywał na imprezach, i nie wiem, czy znał Iwonę, ale ja nie znam tak dokładnie towarzystwa Iwony. Słyszałem o nim tylko tyle, co w prasie i w telewizji, że skrzywdził sporo dziewczyn, ale nie mam pojęcia, czy może mieć jakiś związek z zaginięciem. (…) W czasie zaginięcia Iwony Wieczorek często kontaktowałem się z Krzysztofem Rutkowskim, ale nic nie wiem o żadnym wpisie Lidii90. Teraz pierwszy raz go widzę, kiedy mi państwo pokazali. W ogóle staram się nie czytać komentarzy w Internecie, bo jest tam mnóstwo bzdur i szczerze mówiąc, czułem się zaszczuty. Moim zdaniem informacje zamieszczone przez Lidię90 są nieprawdziwe. Ale, tak jak mówiłem, nie znam dokładnie towarzystwa, w którym obracała się Iwona. W każdym razie nigdy nie rozmawiałem z Krzysztofem Rutkowskim o takim wpisie. Chcę powiedzieć, że milion razy przeglądałem monitoringi, do których udało nam się dotrzeć i zabezpieczyć. Ten z klubów Dream Club i z Banana Beach. Oglądaliśmy je wspólnie ze znajomymi, z którymi wtedy byliśmy na dyskotece, i z mamą Iwony. Nic niepokojącego tam nie zauważyliśmy. Przyczyniliśmy się też do uzyskania monitoringu z lokalu „Sanatorium”, który wykorzystał do sprawy Rutkowski. Chcieliśmy pomóc, oglądaliśmy te nagrania mnóstwo razy, ale na nic istotnego nie trafiliśmy”.
Zakopana na działce
Tymczasem do śledczych napływały sygnały, że wdziano Iwonę w różnych miastach. Rzekomo widziano ją nie tylko w Paryżu, Jastrzębiej Górze, Władysławowie czy Duninowie – o czym już pisaliśmy, ale także w autobusie z Bełchatowa do Łodzi, czy we Wrocławiu. Była też ponoć w ogródku jednej z restauracji w Bielsku Białej. W tym ostatnim przypadku kobietę sfotografowały przypadkowe osoby. Zdjęcia w aktach wskazują na spore podobieństwo z zaginioną. Nawet Iwona Kinda na podstawie tych zdjęć nie była w stanie wykluczyć, że to jej córka. Jednak po sprawdzeniu okazało się, że nie jest to Iwona Wieczorek.
Do śledczych docierały też linki i zdjęcia ze stron pornograficznych oraz dziewczyn do towarzystwa/ fot .materiały policyjne
Także z Bielska Białej pochodziła informacja przekazana naszej redakcji, że Iwonę widziano w jednej z agencji towarzyskich. Także inne osoby zgłaszające się do policji często umiejscawiały zaginioną w agencjach towarzyskich, jak choćby w Sosnowcu, nieopodal aresztu śledczego.
W lipcu 2015 roku do policji zgłosił się również mężczyzna, który przekazał informację, że Iwona została porwana i od kilku lat pracuje w agencji towarzyskiej w Hamburgu. Podał przy tym jej dokładny adres oraz kwotę, za jaką miała zostać tam sprzedana przez trójmiejskich alfonsów – 140 tysięcy euro. Do śledczych docierały też linki i zdjęcia ze stron pornograficznych oraz dziewczyn do towarzystwa. Głównie z Niemiec. Te informacje nie potwierdzały się również.
Natomiast różdżkarz z Kartuz oznajmił policjantom, że ciało Iwony znajduje się w filarach hali PGE Arena. Z kolei kobieta przedstawiająca się jako medium mające kontakt ze zmarłymi stwierdziła, że ciało Iwony zawinięte w dywan znajduje się na strychu jednej z sopockich restauracji. Taką wizję przekazała zarówno policji, jak i matce zaginionej.
Sprawdzano też sprzedawcę butów z Allegro, który oferował podobne szpilki, do tych, jakie miała Iwona w noc zaginięcia.
Przeprowadzono ponadto analizę wszystkich odnalezionych na terenie Polski zwłok nieznanych kobiet, w wieku do 25 lat. Było takich przypadków bardzo wiele. Porównywano ich profile DNA z Iwoną Wieczorek. Bez skutku.
Na sprawie zaginięcia Iwony próbowało żerować sporo osób. 6 kwietnia 2016 roku Iwona Kinda dostała sms o następującej treści: „Cześć mamo ja niedługo wracam do domu ze swoją curczeką zosią. Iwona Wieczorak”. Iwona Kinda uznała jednak, że jest to osoba, która chce wyłudzić od niej pieniądze. Według niej, jej córka nie popełniała takich błędów i nigdy nie podpisałaby się w sms-ie do matki nazwiskiem. W aktach sprawy brak jest informacji, aby śledczy ustalili, kim był nadawca tego sms-a.
Z kolei 28 sierpnia 2010 roku Iwona Kinda nagrała na dyktafon rozmowę z dwoma mężczyznami, którzy podawali się za niemieckich policjantów. Dopytywali się o wcześniejsze zniknięcia Iwony oraz o aktywność jej telefonu w dniu zaginięcia: „Policja ma coś ustalonego?” – jeden z nich próbuje – nie wiadomo w jakim celu – nieudolnie pozyskać wiedzę o śledztwie. Rozmowa trwa ponad 4 minuty, nie będę jej przytaczać, gdyż jest bardzo chaotyczna. Na jej podstawie policyjny analityk formułuje wnioski, wśród których jest i taki, że mężczyźni mogli być wysłani przez kogoś w jakimś określony celu. „Rozmówca posiada większą wiedzę na temat zaginięcia Iwony Wieczorek niż ta, którą ujawnia” – zauważa policyjny psycholog.
W maju 2013 roku ciała Iwony szukano na działce Włodzimierza T. i Bartosza T. w Osieku (pow. stargardzki). Nastolatka miała tam też być rzekomo przetrzymywana. Bartosz T., mieszkaniec Sopotu, zeznał: „Nie znałem tej dziewczyny, nigdy jej nie spotkałem na żywo”. Na ciało Iwony Wieczorek, ani jakiekolwiek jej ślady nie natrafiono w Osieku. Znaleziono natomiast pistolet bębenkowy jaguar 88, kaliber 9 mm: „Pistolet ten nie jest moją własnością i nie wiem, jak znalazł się na mojej posesji – stwierdził Bartosz T.
W 2013 roku do śledczych zgłosił się Michał M. który poinformował, że „mężczyzną z ręcznikiem” jest były mąż jego konkubiny. Jednak mężczyzna miał mocne alibi, gdyż w tym czasie przebywał z rodziną i przyjaciółmi w Zakopanem. Co potwierdziła także jego była żona. Podobnych donosów było więcej, nie wnosiły nic do sprawy a jedynie absorbowały śledczych.
W aktach sprawy pojawiają się też zeznania Krzysztofa K., który uparcie twierdził, że spotkał w Gdańsku dawnego kumpla z celi, a ten opowiedział mu przy wódce o tym, jak zgwałcił i zamordował Iwonę Wieczorek. Miał dokonać tego „wspólnie z chłopakiem, z którym Iwona poszła na dyskotekę i pokłóciła się z nim tam, bo chciał podać jej jakiś narkotyk: mogło chodzić o tabletkę gwałtu. Marcin i tamten chłopak wiedzieli, którędy będzie wracać i czekali na nią w samochodzie. Marcin miał przyłożyć jej broń do ramienia i zmusił, aby wsiadła do samochodu”.
Według tej relacji później zawieźli ją na „jakieś działki, gdzie było oczko wodne”. Tam Iwona Wieczorek miała zostać zgwałcona przez Marcina i jego kolegę. Po czym obaj – jak twierdził Krzysztof K. – zakopali ją na działce: „Marcin był przekonany, że nikt nigdy jej nie znajdzie”. Według słów Krzysztofa K. jego kolega Marcin M. siedział za to, że podpalił dom pewnej prokurator, a to jest historia związana z ludźmi z tak zwanego „klubu płatnych morderców”.
Co na ten temat zeznał Marcin M.? „Nie znałem Iwony Wieczorek. Jak zaginęła, to ja siedziałem. Znam jednego kolegę, który znał Wieczorek osobiście. Na imię ma Paweł i mieszka w budynku po sąsiedzku. On też mi o tej sprawie opowiadał, powiedział mi, że Iwona lubiła się zabawić, więc spotykali się na imprezach. Paweł, podobnie jak ta zaginiona, nie przepuścił żadnej imprezy. Z Sopotu i okolic znam wszystkich, ale głównie w moim wieku. Moi znajomi głównie siedzą w więzieniu, więc oni nie mogli nic nabroić przez ostatnie pięć lat. Nie przypominam sobie spotkania z jakimś kolegą z celi, który pochodziłby spoza Trójmiasta”.
Jak przekazał policji – w sprawie Marcina M. – Areszt Śledczy w Gdańsku: „w dniach 16 i 17 07. 2010 w/w osadzony przebywał w warunkach penitencjarnych”.
Akta, do których miałem dostęp, kończą się na tomie 32. W kolejnym, 33. znajdą się materiały związane z zeznaniami, jakie złożyłem na początku lipca 2016 roku. Mam nadzieję, że wkrótce wrócimy do nich, oraz do naszego śledztwa, które ma wiele punktów wspólnych z materiałem, jaki znajduje się w aktach. http://e-reporter...m-poranku/
Edytowane przez elin dnia 10-01-2017 20:48
czytałam to już, bo namiętnie kupuję reportera. jestem ciekawa ile jeszcze rzeczy wypłynie w tej sprawie o których nie wiedzieliśmy dotąd.
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"