Lilianna K
Data zaginięcia: 2010/03/27
Wiek w dniu zaginięcia: 21 lat
Miejscowość: Poznań
Okoliczności: "Lilianna jak w każdy weekend pojechała z córeczkami do domu ich ojca. Miała zostać tam do niedzieli. Ojciec dzieci twierdzi, że Lilianna wyszła od niego w niedzielę wieczorem do koleżanki i już nie wróciła."
Od 11 minuty materiał o Liliannie: http://www.tvp.pl...50/4644200
Wg relacji cioci kobieta jest matką dwóch dziewczynek. Postanowiła opuścić ich ojca. Zamieszkała z powrotem w domu rodzinnym, ale regularnie co weekend zawoziła córeczki na spotkania z ich tatą.
W poniedziałek ojciec dziewczynek przyjechał do ojca zaginionej, mówiąc, że w sobotę ok. 21 wyszła od niego, mówiąc, że idzie do koleżanki. Ciotka mówi, że w zeznaniu byłego chłopaka Lilianny pojawiają się nieścisłości.
Rodzina nie wierzy, że kobieta zostawiła swoje dzieci.
Edytowane przez elin dnia 08-06-2011 15:26
Lilianna K pod koniec marca pojechała z dziećmi na Głuszynę, do przyjaciela i ojca swoich córek. Wieczorem wyszła od niego, miała odwiedzić koleżankę lub iść na zakupy. Przepadła jak kamień w wodę. Do dziś nie dała znaku życia. – Lepiej dla nas byłoby, gdyby okazało się, że uciekła, ale żyje. Boję się jednak, że coś jej się stało. Coś naprawdę poważnego... – ociera dłonią łzy jej ojciec.
21-letnia kobieta zaginęła 27 marca. Miała na sobie białą kurtkę do bioder, granatowe dżinsy i czarne sportowe buty.
– Najpierw pojechała do lekarza, później na weekend do ojca dzieci. Młodsza wnuczka ma roczek, starsza trzy latka – opowiada Andrzej Kownacki. – Miała wrócić w niedzielę, gdy nie pojawiła się, zadzwoniłem do niej. Miała wyłączoną komórkę. Wyłączała telefon zawsze, gdy dzieci zasypiały, myślałem, że tym razem też tak zrobiła, że po prostu postanowiła zostać tam na kolejną noc.
Następnego dnia do pana Andrzeja przyjechał jednak Marcin, przyjaciel Lilianny. Pytał się, czy kobieta jest u niego. Obaj byli przekonani, że dziewczyna wróci po dzieci. Nie od razu zaalarmowali policję. Gdy po tygodniu kobieta nie dała znaku życia, Marcin poszedł do nowomiejskiego komisariatu i zgłosił zaginięcie matki swoich dzieci.
– Nie wiem, co się mogło stać. Nic nie wskazywało na to, że chciałaby nas zostawić – załamuje ręce pan Andrzej. Pokazuje zdjęcie córki. Z fotografii spogląda uśmiechnięta, piękna twarz młodej kobiety. – Nic nie wskazywało na to, żeby się czegoś lub kogoś bała. Nie kłóciła się też z Marcinem, choć wcześniej wytoczyła mu sprawę o alimenty, by regularnie dostawać pieniądze na dzieci – dodaje.
Policja nie chce zbyt wiele mówić o sprawie. – Poszukiwania trwają – informuje Zbigniew Paszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.
Wiadomo jednak, że nie ma żadnego przełomu, a pod uwagę brane są wszystkie hipotezy. Równie możliwe wydaje się, że dziewczyna uciekła, chcąc zerwać kontakty z dotychczasowym otoczeniem, jak i to, że została skrzywdzona. Kryminalni nadal rozmawiają ze znajomymi Lilianny i osobami, które mogły ją widzieć feralnego dnia. One mogłyby coś powiedzieć o jej stanie (czy była zdenerwowana), czy z kimś się spotkała, w którą stronę odeszła.
– Sądziliśmy, że przełomem będzie odnalezienie dowodu osobistego Lili. Ktoś go wrzucił do skrzynki na listy na poczcie w centrum. Na obrazie z kamer nie było jednak nic nietypowego, nikogo nie rozpoznałem – dodaje ojciec dziewczyny.
Pytań ciągle jest więcej niż odpowiedzi. Są osoby, które już teraz prorokują, że sprawa może zakończyć się tak, jak z Beatą Kotwicką-Iwanowską. Kobieta zaginęła w lutym 2004 roku na Nowym Mieście. Do dziś nie wiadomo, co się z nią stało.
z linku Lornetki
Edytowane przez kaktus dnia 11-06-2015 23:22
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Andrzej Kownacki z Poznania czuje się winny. Najbardziej z tego powodu, że tak bardzo pragnął trzeciego dziecka, chociaż nie układało mu się z żoną. Na świecie pojawiła się córeczka Liliana, która nie miała fajnego dzieciństwa. Kiedy tylko podrosła, chciała jak najszybciej uwolnić się od toksycznej, pijącej matki. Spotkała Marcina, urodziła mu dwójkę dzieci jeszcze przed 20. rokiem życia.
Zaraz potem Kownacki próbuje sobie tłumaczyć: dom rodzinny to nie wszystko, dwójce starszego rodzeństwa Liliany – Grzesiowi i Kasi – układa się dobrze. Żyją w szczęśliwych związkach, mają rodziny, pracują. Więc co się stało z Lilianą? Przecież na nią wciąż czekają jej córeczki.
Na policji Kownacki zeznawał: „Gdy młodsza wnuczka, Weronika, miała 10 miesięcy, Liliana przeprowadziła się do mnie, chciała zostawić swojego partnera. Marcin przychodził z kwiatami, błagał. Kiedyś napisał SMS: „Nie pozwolę, żebyś była szczęśliwa z innym”. 26 marca 2010 roku o godz. 14 Andrzej Kownacki widział córkę ostatni raz.
Do tej pory na lodówce wisi kartka zapisana przez Lilę. „15.30, dziewczynki, pediatra”. – Zjedliśmy obiad, po córkę przyjechał brat jej byłego chłopaka, miał ją zawieźć do lekarza – wspomina Kownacki. – Lila nie wróciła na noc, ale wiedziałem, że dziewczynki mają być z ojcem, więc być może ona też została u niego. Zdarzało się, że robiła tak wcześniej. Tyle że następnego dnia wieczorem przyjechał Marcin i spytał: „Lila wróciła? Bo nie odebrała dziewczynek?”. „Skąd?!”, spytałem. „Od koleżanki, powiedziała, że będzie u niej spała”.
Kownacki nawet nie miał pojęcia, u której. Bo Liliana była skryta, niewiele mówiła. Co właściwie wiedział o ukochanej córce? Że jest czułą, ciepłą i cierpliwą mamą, że lubi spacery po parku i niektóre seriale. Tylu pytań jej nie zadał. Żyli obok siebie, gotował jej obiady, pomagał przy dziewczynkach, ale nigdy nie powiedział: „kocham”. Ona zresztą też.
O dzieciństwie także z nią nie rozmawiał, nie chciał budzić nieprzyjemnych wspomnień, przecież wszystko mieli za sobą. Podczas kolejnych zeznań płakał. Policjantka: „Proszę pana, potrzebuje pan fachowego wsparcia, rozmowy z psychologiem”. Powtarzał: „Muszę poradzić sobie sam”.
Każdy ślad dawał nadzieję. Ktoś widział Lilianę w Holandii, ktoś przesłał jej dowód osobisty, namierzono telefon i sprawdzono, że jeszcze trzy dni po zaginięciu zarejestrowano połączenia wychodzące z jej numeru. Jednak wszystkie drogi prowadziły donikąd. Czy mogłaby świadomie odejść? – Nie – zapewnia Kownacki. Jednak po chwili dodaje: – Już sam nie wiem, ale przecież tak kochała dzieci.
Sprawą Liliany Kownackiej nie zajmuje się już wydział kryminalny, tylko śledczo-dochodzeniowy. Czasem jej ojciec dostaje wezwanie na przesłuchanie, wtedy znów pojawia się nadzieja. Bo przecież dopóki coś się dzieje, jest dobrze, prawda? Samotne wieczory są straszne. Andrzejowi Kownackiemu brakuje wnuczek, które teraz mieszkają ze swoim ojcem. A Lila? Chciałby powiedzieć, że przeprasza, że wciąż czeka i wierzy. – Lila, mnie chodzi tylko o jeden telefon – mówi. – Daj znać.
PANI 10/2011
"Jestem bardzo cierpliwa pod warunkiem, że wyjdzie na moje"
Ciocia zaginionej nie wierzy, że mogłaby ona zostawić dzieci. Wspomina też o agresywnych zachowaniach byłego partnera w stosunku do Lilianny. Mężczyzna miał kluczyć w zeznaniach, podając dwie wersje sytuacji, w której widział kobietę po raz ostatni. https://vod.tvp.p...1,55576751
Zaginiona ostatni raz była widziana przez bliskich w piątek, 26 marca 2010 roku. Tego dnia, około godziny czternastej wyszła z domu zabierając ze sobą dwie małe córeczki. Kobieta udała się do swojego byłego partnera, ojca dziewczynek, po to by mógł spędzić czas ze swoimi dziećmi. Z informacji wynika, że kobieta miała wrócić do swojego domu, w którym mieszkała wraz z ojcem… Niestety do domu nigdy nie dotarła i tutaj ślad się urywa. Mimo prowadzonego w tej sprawie śledztwa do tej pory nie udało się ustalić, co stało się z zaginioną. Miesiąc po zaginięciu Liliany, ojciec kobiety znalazł w swojej skrzynce pocztowej przesyłkę z dowodem osobistym córki. Spodziewano się przełomu, jednak sprawa nie ruszyła z miejsca… https://zaginieni...ownackiej/
Edytowane przez elin dnia 23-09-2023 22:07